To... miał być jego Jelonek?
Najgorszym był jednak fakt, że w tym wszystkim mógł poznać swojego ukochanego. Jeleni Puch, bez którego nie wyobrażał sobie życia... został przemieniony w coś takiego przez obojętność Kamiennej Gwiazdy.
Łapy mu zesztywniały, a oczy zaszkliły się. Serce bolało, słuchając kolejnych kłapnięć kota pod nimi.
Ostatni posiłek podszedł mu do gardła, by zaraz opuścić jego pysk i skończyć gdzieś obok w krzakach, w które Pożar zdążył się odwrócić. Między spazmami rozchodzącymi się po całym ciele, rudy otarł pysk i przymknął oczy. Po jego policzkach spłynęły łzy i chociaż na usta cisnął mu się rozdzierający wrzask jego roztrzaskiwanego serca, kocur rzucił się do skaju dziury i ignorując strach, wyciągnął ku Jeleniowi łapę, wrzeszcząc rozpaczliwie jego imię.
— Jelonku! — Kilka łez spadło na pysk niebieskookiego. — Jeleń, to ja! Pożar! Leśny Pożar! Przyszedłem po ciebie! Jestem tutaj! Ukochany, proszę!
Żałosne zawodzenie rudzielca nie ustawało, z nadzieję, że coś, cokolwiek trafi do kochanka. Rudzielec jednak zdawał się nie wiedzieć co takiego mówił do niego kocur. W jego oku nie dało się dostrzec niczego, co sugerowałoby, że go rozpoznał. Gdy łapa znalazła się nieco niżej, więzień złapał za nią, wgryzając się w nią dość boleśnie. Stracił jednak równowagę, przez co wypuścił ją z pyska, sycząc wrogo pod nosem.
— Burzak! — zachrypiał wrogim tonem. — Panie daj! Daj burzak! Jeść! — zwrócił wzrok na vana, wręcz patrząc na niego błagalnie, łykając raz po raz ślinę, zawodząc niczym smutne zwierzę.
Mroczna Gwiazda przez moment stał z tyłu w ciszy. Obserwował w milczeniu, aż w końcu podszedł kilka kroków do Burzaka, nachylając się nad jego uchem.
— Twoja żałosna przywódczyni wolała siedzieć na dupie, mimo że miała świadomość, co się dzieje. Musiała mieć świadomość, dałem jej wystarczająco powodów do ataku — wyszeptał rudzielcowi. — Ale nie musisz dłużej służyć jej za mięso armatnie. Nie musisz dłużej walczyć za nią. Nie musisz walczyć przeciw Jeleniemu Puchowi... Możesz walczyć u jego boku. Wilczaki są panami własnego losu. Niszczą wszystko, co ośmieli się podnieść na nich łapę. Pustoszą tych, którzy z nich zadrwią. A Klan Burzy? Klan Burzy niemo akceptuje swoją dolę, kryjąc się we własnej nędzy. Dołącz do mnie, Burzaku, a będziesz mógł po naszej stronie widzieć, jak płonie Kamienna Gwiazda i cała reszta, która nie słuchała twojego głosu i przyzwalała na to, co spotkało tego niewinnego kota.
Zupełnie zignorował mamroty nad jego uchem. Miał ochotę odsunąć od siebie łeb liderzyska, który chuchał mu na ucho i nie dawał się skupić na Jelenim Puchu. Ten z kolei zdawał się być ślepy i głuchy na jego zawodzenie. Pożar zacisnął kły na ból rozchodzący się po łapie, jednak zdusił jakikolwiek okrzyk bólu. Bolało, ale nie aż tak, żeby odsunąć jego myśli od ukochanego. Co mógł zrobić, żeby przywrócić mu pamięć? Co mógł zrobić?!
— Jak tam zejść? — warknął w końcu jakby w amoku, obchodząc dół dookoła. Postanowił to już przed przekroczeniem granicy między Klanem Wilka a Klanem Burzy - albo wróci z Jelenim Puchem, albo zdechnie próbując.
Mroczny Omen najwidoczniej nie był zadowolony z braku odzewu rudego i nie przejęty, jednym ruchem wrzucił go do dziury Jelonka.
Nie zarejestrował, kiedy znalazł się w dziurze z Jeleniem. Upadł głucho na ziemię, nie przygotowany na jakiekolwiek lądowanie. Przestraszył się, widząc błysk kłów Jelonka. Zdążył jedynie zasłonić się już i tak pogryzioną łapą, gdy Puszek znów zatopił się kłami w jego ciele. Zalewając się łzami, wciąż nie do końca mógł uwierzyć, że tyle czekał na ich ponowne spotkanie, by zastać to. Połączone starania Klanu Wilka i Klanu Burzy, by zniszczyć najwspanialszego kota w jego życiu.
— Jelonku... — wyrzucił przez zaciśnięte z bólu zęby, po czym polizał zdziczałego kocura w czoło. Jeśli miał zginąć tutaj, z jego kłów, to chciał chociaż ten ostatni raz pokazać Jelonkowi, nawet nieobecnemu w tym pokiereszowanym ciele, że nadal go kochał, nie ważne co. — Przepraszam…
— Zostaw — miauknął głośno lider Klanu Wilka, by Puszek nie zamordował mu wojownika, na co ten machinalnie wypuścił kąsek z pyska, wycofując się ze zwieszonym łbem. Zdziwiony wyraz pyska zaraz zamienił się we wrogie syknięcie, przenosząc niezadowolony wzrok na pana.
— Pan mówić burzak! — rzucił do niego z wyrzutem, oblizując pysk z krwi rudzielca. — To nie burzak? Puszek zły? — Zwiesił łeb bardziej, najwidoczniej oczekując nagany od wilczaka.
...Puszek? Tak go nazywał? I wyszkolił, by słuchał się jego komend? Przecież to okrutne!
— Nie! Puszek nie zły... Puszek dobry! — powiedział w końcu, próbując używać języka, którym posługiwał się Jelonek. Prostego, łatwego do zrozumienia. Nie mógł uwierzyć, że lider wilczaków sprowadził rozumną istotę do takiego stanu. Płakał, jednak nie z powodu bólu. Było ma tak żal, był na siebie tak wściekły, że nie przyszedł wcześniej...
— Ja Pożar. Pożar przyjść. Pożar wrócić do Puszek. Pożar kochać Puszek. — Krwawiącą łapą delikatnie musnął go łapą po policzku, tak, jak zwykł niegdyś robić. — Pożar być tu dla Puszek.
— Dobry Puszek. — Rudy jednak zareagował dopiero na słowa czarno-białego. — Nie zmienisz go kilkoma słowami. Twojego ukochanego już nie ma. — Zwrócił się do Leśnego Pożaru, przysiadając na skraju dołu.
— Dobły Puszek — Jeleni Puch powtórzył po nim słowa, jakby uczył się na powrót mowy. — Ha! Ha, ha, ha! — wydobył z siebie skrzek.
Jego wzrok cały czas wodził po sylwetce Mrocznej Gwiazdy, jakby czekając i szukając u niego smacznej nagrody, ignorując burzaka.
Rozjuszyły go słowa lidera Wilczaków, przez co prawie rzucił mu jawne, mordercze spojrzenie. Jak to nie ma? Musiał być. Musiał gdzieś być, w tym marnym cielsku. Jeśli nie... to co mu zostało? Nie. Był tam. Gdzieś głęboko był. Coś musiał móc zrobić, by go przywrócic. Chociaż garstkę. Miał ukochanego na wyciagnięcie łap, a jednak miłosne spojrzenie, którym Jelonek niegdyś go darował, wydawało się tak odległe. Tyle minęło... czy naprawdę przyszedł za późno?
Wymyślił tylko jeden sposób, by się o tym przekonać. Położył jedną ze swoich łap na jego, by zwrócić na siebie uwagę, a gdy tylko Puszek przestał zadzierać łeb, pocałował go prosto w pyszczek. Po tym przylgnął do zabliźnionej piersi i między szlochami wyrzucił z siebie kolejne "przepraszam", chowajac mordkę w jego przerzedzonym futrze.
W jednym momencie poczuł, jak serce Jelonka przyspieszyło, a wibrysy zadrgały. Srebrny wziął głębszy oddech, jakby zetknął się pierwszy raz ze świeżym powietrzem. Rozejrzał się po dole, a następnie spojrzał na rudzielca, a szok zagościł w jego ślepiach.
— Leśny... — szepnął cicho, a zaraz wziął kolejny, gwałtowniejszy oddech. Objął go łapami, niczym tonący, czując jak sam zaczyna szlochać. Wydarł się niczym zażynane zwierzę, nie zamierzając go puścić. — Znaleźć. Mnie — wyszeptał. — Znaleźć. Znaleźć... — powtarzał w kółko. — Pożał... Nie puścić. Zostać. Tu. Zawsze. Ze mną. Nie oddać. Nigdy... Nie budzić. Nie budzić. Pożał, nie budzić. Zostać z tobą. Tu — miauczał coraz ciszej, coraz bardziej zaniepokojony tym, że kocur zniknie. — Nie chcę. Budzić. Nigdy. Już. Nigdy.
Udało mu się! Naprawdę mu się udało! Zdołał obudzić chociaż skrawek świadomości Jeleniego Puchu, głęboko pogrzebanego przez Mroczną Gwiazdę. Kurczowo trzymał go w ramionach, zalewając się łzami.
— Tak, Pożar zostać. Zostać tu z Jelonek. Nie zostawić. Znaleźć — wypluwał krótkie, zwięzłe słowa, wciąż walcząc z cieknącym nosem o każdy oddech.
— Nie chcę przerywać waszych czułości, ale pospiesz się, nie będę tu siedzieć cały dzień. Będziesz mógł go odwiedzać, jeśli przyłączysz się do Klanu Wilka. — Niczym grom głos Mrocznej Gwiazdy przerwał im ich moment.
Słysząc pospieszania Mrocznej Gwiazdy, znienawidził go całym sercem. To, co zrobił jego Jelonkowi było niewybaczalne. Zasłaniał się niekompetencją Kamiennej Gwiazdy, w co chociaż Pożar głęboko wierzył, nie uznawał za powód. Lider Klanu Wilka był bezwzględnym sadystą, któremu władza uderzyła do głupiego łba. Jak wszystkim liderom. Nienawidził ich. Nienawidził ich wszystkich. Nie chciał przyłączać się do Wilczaków i nie chciał służyć za czyjekolwiek mięso armatnie, nie ważne, czy Kamień czy Omena. Jednak podstawiony pod ścianą, jaką była jedyna możliwość spotykania się z Jeleniem...
— Dołączę do Klanu Wilka — powiedział w końcu, nie puszczając Jeleniego Puchu i nie patrząc Mrocznej Gwieździe w pysk. — Wtedy Pożar i Puszek razem. Na zawsze — obiecał jeszcze rudemu kocurowi, który wył mu przy uchu.
Omen uśmiechnął się z parszywym zadowoleniem i podał łapę rudemu, by pomóc mu wyjść z dołu.
— Będziesz tak długo w naszej armii, jak zniszczysz każdego Burzaka na swojej drodze — zamiauczał melodyjnym głosem, najwidoczniej zdziwiony jak łatwo było przekonać Burzaków do zdrady. Leśny jednak nie miał zamiaru mu służyć. Owszem, będzie się płaszczyć kiedy trzeba, będzie wykonywał rozkazy, jednak do czasu. W końcu znajdzie moment na zemstę.
Jelonek tulił Pożara, smarkając mu w futro. Syn Rozżarzonego Płomienia czuł, że ten nie chciał go puścić. Tak samo jak on chciał już na zawsze z nim tak tkwić. Słowa lidera sprawiły, że oboje zadrżeli. Wówczas Puszek objął partnera mocniej, prawie wyrzucając mu powietrze z płuc.
— On nie iść! On mój! Mój Pożał! Nie budzić! Nie! On zostać w dół! Dół dobły! Zostawić go w dół! Ja nie zjeść Pożał — obiecał.
Kątem oka zobaczył wyciągniętą ku nim białą łapę. Nie chciał wstawać, nie chciał odrywać się od odzyskanego ukochanego. Ba, jak już by wstał prędzej korciło by go ogryzienie liderowi kończyny, niż skorzystania z jego pomocy.
Owinął Puszka ogonem ciaśniej, żeby chociaż ten wiedział, że nie chciał go zostawiać.
— Zostanę — zapewnił Jelonka cicho. — Powiedziałeś, że mogę go odwiedzać, jeśli zostanę Wilczakiem. Chcesz mojego słowa? Dobrze. Pozbęde się każdego Burzaka, który napatoczy mi się pod łapy — obiecał pusto, wtulając się w słabą sylwetkę Puszka.
— Przyślę do ciebie jednego z moich o nadchodzącym zmroku. O ile dożyjesz — dodał ostatnie zdanie pod nosem, uniósłszy łapę i odwrócił się powoli. Wkrótce zgrabna sylwetka lidera zniknęła między drzewami, pozostawiając dwójkę Burzaków samych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz