Syknęła, a jej białe kły błysnęły w świetle słońca, gdy grupa Wilczaków otoczyła ją, prowadząc ku Mrocznej Gwieździe skupionemu na tłumaczeniu Burzakom jednostronnych warunków "umowy".
— Wszyscy bądźcie przeklęci — wychrypiała, patrząc na nich spod byka. — Klan Gwiazdy was ukarze.
— Przestań majaczyć — odparł z kpiną któryś z tych śmierdzących drani. — Klan Gwiazdek w niczym wam nie pomoże.
Otworzyła pysk i ugryzła w bark jednego z nich. Skrzywiła się, gdy w odpowiedzi dostała solidnego kuksańca w bok, który pozbawił ją na moment tchu. Miejcie nas w opiece, Gwiezdni, zdążyła tylko zanucić modlitwę w głowie, gdy powoli oddalała się od domu, zmierzając ku nieznanym, wrogim terenom.
* * *
Leżała na legowisku, wodząc pustym wzrokiem po stosie ziół. Doszukiwała się czegokolwiek: wilczych jagód, cisu, nawet marnego kawałka cierni. Wolała zakończyć swój żywot, niżeli służyć tej bandzie heretyków.
Ale nie byli głupi. Pozbawili jej dostępu do jakichkolwiek trucizn, żeby nie otruła ani jednego z nich, ani siebie. Trucizny w codziennym życiu nie były potrzebne. Przydawały się raz na jakiś dłuższy czas - czy to by zabić jakiegoś zbrodniarza wojennego, czy też ukrócić męki jakiegoś biedaka, który zapadł w ciężką chorobę i nie było już dla niego szans.
Oprócz niej w legowisku była jeszcze jakaś inna Wilczaczka. Odkąd Wiśniowa Iskra została tu ulokowana, bura nie odezwała się ani słowem. Ale nie posyłała jej kpiących uśmiechów, nie drwiła z jej wiary w Klan Gwiazdy ani nie widać było na jej pysku cienia obrzydzenia. Po prostu w ciszy snuła się po legowisku, wykonując swoją robotę i raz na jakiś czas posyłała szylkretowej medyczce litościwe spojrzenie.
Ale Wiśnia nie potrzebowała litości.
To było dobre dziecko, nieporównywalnie dobre w porównaniu z jej szalonymi pobratymcami. Ale mimo to nie mogła jej pomóc i Wiśnia jej za to nie winiła. Próba uwolnienia medyczki nie uszłaby im z płazem. Miała prawo bać się tego robić dla kompletnie obcego kota. Córka Borówkowej Mordki nie wątpiła, że Mroczna Gwiazda byłby skłonny do największej wagi okrucieństwa. Już to pokazał.
— Jak ci na imię? — spytała. Tak długo nie używała swojego głosu, że gdy w końcu się odezwała, gardło miała starte i ochrypnięte.
Bura zwróciła się zbita z tropu w jej stronę. Zakłopotana spojrzała jej w oczy.
— Kunia Norka.
Medyczka skinęła głową. Gdy bura dalej stała, wpatrując się w nią, szylkretka prychnęła.
— Co tak stoisz?
Kuna otrząsnęła się i skłoniła lekko.
— Przepraszam.
Ale Burzaczka pokręciła tylko głową i uśmiechnęła się smutno.
— Zdajesz sobie sprawę, co zrobili twoi pobratymcy? Na moich oczach rozszarpywali bezbronnych członków klanu. Tych, których chroni kodeks wojownika. Tych, którzy w świetle prawa są nietykalni. Zbeszcześcili to prawo — zerknęła w stronę wyjścia, gdzie stał jeden z Wilczaków. Nie był zainteresowany tym, co działo się w środku. — Dlaczego na to pozwoliliście? By ten wariat doszedł do władzy?
<Kuna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz