- Sama dam radę.
Brązowooki zaśmiał się ponownie.
- Nie chcesz widzieć takiego przystojniaka w walce?
Fasolka szturchnęła łapą liliowego.
- Wolę nie widzieć.
- Tsaaa..., jeszcze kiedyś będziesz marzyć by ujrzeć moje piękne oraz lśniące ciało. - przekomarzał się dalej wojownik.
- Nie! I nie rób z siebie takiego narcyza.
- No dobrze, dobrze, Bo już cała zrobiłaś się czerwona. - odrzekł spokojnie.
- Wolę byś znajdował się wśród żywych, niż brał udział w nie potrzebnych walkach, a później umierał.
- Tylko żartuje. Chociaż małe rozprostowanie kości w bitwie nie było by złe... - drugie zdanie wypowiedział dużo ciszej, uczennica w odpowiedzi walnęła go ogonem.
- Nawet nie próbuj. - uprzedziła go.
- Niedługo dotrzemy do miejsca. - miauknął starszy. - Jeśli nic tam nie mieszka, to będzie to świetna kryjówka by kryć się przed marudzeniem Trójki, hah, nawet nie będzie wiedział gdzie będziemy. No i przed innymi, którzy zawracają nam głowę. Widziałem tam też kilka małych myszy, ale oszczędziłem im życie. Poza tymi plusami, może kiedyś się przyda przy jakiejś wojnie Klanowej czy coś...
Morskooka pokiwała głową.
- Wiesz... - mówił dalej syn Dzierzby. - Z polowaniem i walką idzie ci coraz lepiej, jeśli chcesz możemy dzisiaj dać sobie spokój z nauką.
- Serio? - wzdrygnęła się przyszła medyczka. - Czyli będziemy mieć więcej czasu dla siebie.
- No, a jak? - rzekł Kocur cicho mrucząc na myśl o wspólnej, długiej oraz beztroskiej zabawie lub pogaduchach z przyjaciółką.
Obojga szli razem wymieniając się zdaniami, po prostu rozmawiając. W końcu liliowy oznajmił, że to już koniec drogi do tej dziwnej rzeczy.
- Wchodzimy, Fa...? - zapytał cicho i nieśmiało Kolczasta Skóra.
- Tak.
Kocur wyprzedził przyjaciółkę wchodząc do dziwactwa jako pierwszy. Udawał, że robi to tylko z ciekawości i niegrzeczności, ale tak naprawdę była to troska o towarzyszkę. Nie tylko z powody tego, że Iglasta Gwiazda ze skóry by go obrał jakby coś się stało przez niego jego córce, ale po prostu, tak z opieki.
- Trochę tu ciemno... - mruknął gdy znajdował się już w wejściu. - Niewiedzę niczego dziwnego, chodź.
Fasolka zrobiła kilka kroków w przód.
- Mam dziwne przeczucia co do tego miejsca, powinniśmy chyba uciekać. - odrzekła trochę zaniepokojona uczennica.
- Naprawdę?
Mosrkooka pokiwała głową na tak.
- No to będziemy mieć przygodę, jeśli chcesz możesz zostać na zewnątrz.
- Nie zostawię cię. - miauknęła.
Po kilku uderzeniach serca i namysłu czy wchodzić wreszcie rozważyli decyzję - wchodzą.
Kolczasta Skóra bacznie rozglądał się po pomieszczeniu. Dziwnie tu pachniało, jednak nie był to zapach dwunożnych, tylko taki smród. Wydawało mu się, że jego mentor coś mówił o tym, ale zapomniał. Po chwili go oświeciło.
- Fasolko, wracaj do obozu, już! - krzyknął.
- C-czemu? - zapytała zdezorientowana kotka, która szukała najlepszej drogi by uciec.
- Szop... - wydał z siebie ciche słowo kocur gdy zobaczył parę małych i czarnych oczu.
Fasolkowa Łapa automatycznie się odwróciła. Wojownik podbiegł do niej z nastroszonym futrem i wygiętym kręgosłupem przypominający łuk. Stanął przed nią i zaczął zaciekle syczeć oraz warczeć na zwierze. Szop wyglądał na przestraszonego, ale i też wściekłego. Kocur nie zastanawiając się dłużej przejechał mu pazurem po pysku. Zwierzę jeszcze bardziej się wkurzyło.
Jego serce waliło jak szalone, widział, że jego przyjaciółce też.
Liliowy skoczył w bok mając już łatwy dostęp do pleców szopa. Ogonem kazał Fasolce zachować spokój. Przejechał pazurami znów po zadzie zwierzaka. Kotka ugryzła go w przednią łapę. Wtedy Kolec dostał szansę by skoczyć na zwierzaka od tyłu. Zrobił to, ale przed tym manewrem szop wbił pazury w jego kończynę. Skoczył nie zważając na ból i krew lejącą się mu z łapy. Wbił swoje długie pazury w skórę zwierzaka i zaczynając od początku pleców kończąc aż na samym końcu zorał mu kark. Nie czekając dłużej wgryzł mu się w szyję przegryzając jego gardło. Zaczęła tryskać krew, dużo krwi. Zwierzak upadł bezwładnie na ziemię szybko oddychając i wydając z siebie piski bólu. Brązowooki szybko zakończył jego cierpienie.
Wojownik drżał, ale próbował to opanować. Czuł tyle emocji na raz. Nigdy nie walczył z zwierzęciem. Wdział jak jego przyjaciółka siedziała przyciśnięta do rogu opryskana czerwoną cieczką. Skulona, biedna i taka wystraszona. Przytulił się do niej lekko, robił to naprawdę rzadko, ale teraz wiedział, że obaj tego potrzebowali.
- Już po wszystkim, Fa... - szepnął nie przerywając uścisku. Wydał z siebie ciche ''przepraszam, Fa..''. Czuł jak emocje po woli chciały z niego wyjść i przelać się na jego twarz, ale nie dał się. Nie mógł płakać.
Było po wszystkim. Szop nie żył.
- Żyjesz? - zapytał cicho.
- T-tak. - odpowiedziała córka Miedzianej Iskry. - Wróćmy do obozu, musisz poinformować mojego tatę o tym co się stało. Patrole i te sprawy...
<Fasolkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz