Tw: Myśli samobójcze
— O to kara za twój umyślny błąd, odbieram ci rangę wojownika. Rysia Łapo, twoją mentorką zostanie Lodowy Omen.
Kotka ze zniesmaczeniem drapała pazurami o drzewo, machała ogonem i raz na jakiś czas, zdarzało się jej nastroszyć futro. Ryś chciała pozbyć się tej kary jak najszybciej, bo cały czas słyszała szepty. Szepty na jej temat, nie były one za dobre. Do tego, pominęła swojego obowiązki na JEDEN dzień. Sosnowa Gwiazda niesłusznie ją ukarała, a Nikły Brzask? Gdyby nie on, Rysi Trop nadal miałaby swoje przywileje. Od tamtej pamiętnej chwili, kiedy brązowe oczy wojowniczki napotkałyby go, z chęcią rzuciłaby się na niego i wyszarpałaby mu futro. Albo wyjęła gałki oczne, ale był kultystą tak jak i ona. Teraz straciła wszystko, nie mogła brać udziału w zgromadzeniach, ani chodzić na spotkania kultystów; stała się wyrzutkiem, kotem odtrąconym od społeczności, jedynym mało w nim postrzeganym. Szylkretka speszona zaczęła się rozglądać. Po całym obozie łaziły koty, a ta nie chciała mieć styczności z nimi. Czuła się poniżona tak jak Głupia Łapa, jej siostra. W tej chwili czuła się jak ona; mogła to wyznać bez bólu. Rysia Łapa wpełzła w krzaki i jakimś cudem, udało jej się dostać do legowiska medyczki. Na szczęście nie zastała tam nikogo, jedynie w powietrzu czuć było zwietrzały zapach. Koperkowa Łapa wraz z Jarzębinową Łapą poszli zbierać zioła, tak jak ich mentorka, tak przynajmniej myślała. Niebieska dobrze wiedziała, gdzie medyczka chowała trujące rośliny. Dlatego poszła w to miejsce, a tam zauważyła drobne, czarne jagody. Gdzieś w umyśle przebiegła jej chwila, jak wręczyła mysz starszej. Jej łeb nachylił się nad zwierzyną, a pysk połknął ją w całości. Przeżuwała ją i przeżuwała, aż w końcu połknęła. I tak zaczęło się odliczanie do końca, do końca jej żywota. Tak samo chciała zrobić Rysia Łapa, więc wzięła małą kulkę w łapę. Nie chciała się wahać, bo to sprawiało jej dalsze cierpienie. Uczennica powoli zaczęła wkładać wilczą jagodę do pyska, ale powstrzymał ją czyjś głos.
— Rysi Trop… – Rysia Łapo! Co robisz? — zapytał Koperkowa Łapa. Kotka szybko schowała jagodę w futro. Przekręciła lekko łbem, patrząc się na liliowego.
— Nic szczególnego… Tylko was szukałam, ale już niczego nie potrzebuję — rzuciła. Pręgowany uczeń podejrzliwie spojrzał na ukaraną, ale dał jej przejść w kierunku wyjścia. Ta z mozołem wyszła z legowiska, ale kiedy miała się wymknąć, obróciła łeb. Tam właśnie zobaczyła Lodowy Omen, jedną z kultystek Mrocznej Puszczy. Jej niebieskie ślepia skierowały się na nią, śledziła ją wzrokiem. Po chwili namysłu biała podbiegła do niej.
— Jesteś w samą porę, idziemy na trening. — mruknęła. Uczennica z niechęcią poszła za mentorką, nadal trzymając w łapie wilcze jagody. Kiedy kotki opuszczały obóz, Ryś zobaczyła znajomą jej twarz. Brukselkowa Łapa – potulna uczennica, spoglądała na nią z uśmiechem na pyszczku. Zadowolenie nie było złe, czy wredne. Było tylko okazem współczucia; od razu na tę ciepłą myśl szylkretka zgniotła jagody. I tak zaczął się jej trening: dokazywaniem i psotliwymi żartami. Najwyraźniej Lodowy Omen chciała jej dopiec, ale jej to nie przeszkadzało. Dopóki miała dobry humor, nic jej nie przeszkadzało. Bo jak na nią, zrobiła wszystko lepiej, niż powinna.
— Możemy już wracać?... — wymamrotała szylkretka. Biała kotka pokręciła głową, trzepnęła ją ogonem i powiedziała.
— Będziesz pracować, dopóki nie powiem, że starczy! — krzyknęła.
Kotka ze zniesmaczeniem drapała pazurami o drzewo, machała ogonem i raz na jakiś czas, zdarzało się jej nastroszyć futro. Ryś chciała pozbyć się tej kary jak najszybciej, bo cały czas słyszała szepty. Szepty na jej temat, nie były one za dobre. Do tego, pominęła swojego obowiązki na JEDEN dzień. Sosnowa Gwiazda niesłusznie ją ukarała, a Nikły Brzask? Gdyby nie on, Rysi Trop nadal miałaby swoje przywileje. Od tamtej pamiętnej chwili, kiedy brązowe oczy wojowniczki napotkałyby go, z chęcią rzuciłaby się na niego i wyszarpałaby mu futro. Albo wyjęła gałki oczne, ale był kultystą tak jak i ona. Teraz straciła wszystko, nie mogła brać udziału w zgromadzeniach, ani chodzić na spotkania kultystów; stała się wyrzutkiem, kotem odtrąconym od społeczności, jedynym mało w nim postrzeganym. Szylkretka speszona zaczęła się rozglądać. Po całym obozie łaziły koty, a ta nie chciała mieć styczności z nimi. Czuła się poniżona tak jak Głupia Łapa, jej siostra. W tej chwili czuła się jak ona; mogła to wyznać bez bólu. Rysia Łapa wpełzła w krzaki i jakimś cudem, udało jej się dostać do legowiska medyczki. Na szczęście nie zastała tam nikogo, jedynie w powietrzu czuć było zwietrzały zapach. Koperkowa Łapa wraz z Jarzębinową Łapą poszli zbierać zioła, tak jak ich mentorka, tak przynajmniej myślała. Niebieska dobrze wiedziała, gdzie medyczka chowała trujące rośliny. Dlatego poszła w to miejsce, a tam zauważyła drobne, czarne jagody. Gdzieś w umyśle przebiegła jej chwila, jak wręczyła mysz starszej. Jej łeb nachylił się nad zwierzyną, a pysk połknął ją w całości. Przeżuwała ją i przeżuwała, aż w końcu połknęła. I tak zaczęło się odliczanie do końca, do końca jej żywota. Tak samo chciała zrobić Rysia Łapa, więc wzięła małą kulkę w łapę. Nie chciała się wahać, bo to sprawiało jej dalsze cierpienie. Uczennica powoli zaczęła wkładać wilczą jagodę do pyska, ale powstrzymał ją czyjś głos.
— Rysi Trop… – Rysia Łapo! Co robisz? — zapytał Koperkowa Łapa. Kotka szybko schowała jagodę w futro. Przekręciła lekko łbem, patrząc się na liliowego.
— Nic szczególnego… Tylko was szukałam, ale już niczego nie potrzebuję — rzuciła. Pręgowany uczeń podejrzliwie spojrzał na ukaraną, ale dał jej przejść w kierunku wyjścia. Ta z mozołem wyszła z legowiska, ale kiedy miała się wymknąć, obróciła łeb. Tam właśnie zobaczyła Lodowy Omen, jedną z kultystek Mrocznej Puszczy. Jej niebieskie ślepia skierowały się na nią, śledziła ją wzrokiem. Po chwili namysłu biała podbiegła do niej.
— Jesteś w samą porę, idziemy na trening. — mruknęła. Uczennica z niechęcią poszła za mentorką, nadal trzymając w łapie wilcze jagody. Kiedy kotki opuszczały obóz, Ryś zobaczyła znajomą jej twarz. Brukselkowa Łapa – potulna uczennica, spoglądała na nią z uśmiechem na pyszczku. Zadowolenie nie było złe, czy wredne. Było tylko okazem współczucia; od razu na tę ciepłą myśl szylkretka zgniotła jagody. I tak zaczął się jej trening: dokazywaniem i psotliwymi żartami. Najwyraźniej Lodowy Omen chciała jej dopiec, ale jej to nie przeszkadzało. Dopóki miała dobry humor, nic jej nie przeszkadzało. Bo jak na nią, zrobiła wszystko lepiej, niż powinna.
— Możemy już wracać?... — wymamrotała szylkretka. Biała kotka pokręciła głową, trzepnęła ją ogonem i powiedziała.
— Będziesz pracować, dopóki nie powiem, że starczy! — krzyknęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz