Dzień zapowiadał się spokojnie. Pierwsze promienie słońca zaczęły przebijać się przez ciemne chmury, zwiastując nadchodzącą Porę Nowych Liści. Koty energicznie wychodziły na patrole, zanim pojawi się chłodny wiatr i z nieba znów zacznie sypać śnieg. Jarzębinowa Łapa wygramoliła się z legowiska medyka. Noc była ciężka, choć bez konkretnego powodu. Mech przyczepił się do jej futra, a oczy miała zmęczone. Ziewnęła przeciągle i usiadła na ziemi. Zadrżała, po czym nastroszyła sierść. Miała bardzo krótkie futro i choć na zimę trochę urosło, nadal było jej zimno. Zaczęła się pielęgnować, wyciągając mech spomiędzy futra i wypluwając go na ziemię. Gdy jej szylkretowa sierść zaczęła lśnić, podniosła się i podeszła do stosu zwierzyny. Zdobyczy nie było dużo, więc wzięła jedynie dwie myszy, którymi zamierzała podzielić się z pozostałymi medykami. Zawróciła do nory i położyła gryzonie na ziemi. Wpatrywała się w nie przez chwilę, po czym uznała, że wcale nie jest głodna. Miała już wyjść szukać ziół – siedzenie w miejscu nigdy jej nie satysfakcjonowało – kiedy nagle do nory weszły dwie kotki. Jedna z nich, Makowy Nów, opierała swój ciężar na towarzyszce, którą okazało się Zabielone Spojrzenie. Obie wyglądały na zmieszane, a zapach krwi szybko zdradził Jarzębinowej Łapie, co się stało. Jej spojrzenie powędrowało na łapę Makowego Nowiu. Wojowniczka trzymała ją wysoko, a z rany co jakiś czas skapywała krew. Zapadła niezręczna cisza. Wojowniczki wpatrywały się w uczennicę medyka, czekając na jej reakcję. Jarzębinowa Łapa analizowała całą sytuację, a gdy w końcu ułożyła myśli, wypaliła:
— Makowy Nowiu, połóż się na jednym z posłań, a ty, Zabielone Spojrzenie, możesz iść.
Jarzębinowa Łapa obserwowała, jak kotki wykonują jej polecenie, po czym przysiadła przy Makowym Nowiu. Mimo że wojowniczka zachowywała spokój jak prawdziwy kot Klanu Wilka, od jej futra bił subtelny zapach bólu. Jej liliowa, pręgowana sierść unosiła się i opadała w drżących oddechach, gdy ból przeszywał jej ciało. Jarzębinowa Łapa skierowała wzrok na poduszki jej łap. Tkwiły w nich małe, przezroczyste kamyczki. Były ostre, ale ledwo trzymały się w miękkiej skórze. Gdyby Makowy Nowiu energiczniej poruszyła łapą, prawdopodobnie same by wypadły, jednak nie byłoby to dobre posunięcie. Szylkretowa kotka podniosła się na swoje długie jak szczudła łapy i zniknęła w magazynku, machając ogonem na boki. Po chwili wróciła, niosąc mech, pajęczynę oraz skrzyp. Odłożyła medykamenty na ziemię, starając się, by niczego nie uszkodzić.
— Może zaboleć — ostrzegła wojowniczkę, rzucając jej krótkie spojrzenie. Makowy Nów prychnęła jedynie pod nosem, dając do zrozumienia, że jest gotowa. Jarzębinowa Łapa delikatnie chwyciła jedno ze szkieł, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić, do nory wszedł Piołunowy Dym, niosąc w pysku królika.
— Och, już macie jedzenie, to ja nie przeszkadzam — skinął głową i obrócił się, by wyjść.
— Zaczekaj! — zawołała Jarzębinowa Łapa. — Weź trochę tego mchu i namocz go w wodzie. Jak najszybciej. Proszę.
Podała mu zieloną kuleczkę, uznając, że z wodą łatwiej będzie przepłukać ranę. Piołunowy Dym zawahał się na moment, ale szybko chwycił mech i pognał z obozu w kierunku najbliższego zbiornika wodnego. Tymczasem Jarzębinowa Łapa wpatrywała się w poranioną łapę Makowego Nowiu, zastanawiając się, jak się za to zabrać, by sprawić jej jak najmniej bólu.
— Podam ci nasiona maku, pomogą na ból — odezwała się, trochę do Makowego Nowiu, a trochę do samej siebie. Podniosła się i podeszła do magazynku, skąd wyjęła czerwony kwiatek o mocno wyblakłych płatkach. Delikatnie potrząsnęła nim, wysypując kilka nasion przed wojowniczką, po czym zachęcająco skinęła głową. Makowy Nów bez protestu połknęła nasiona. Zaledwie kilka chwil później do nory wrócił Piołunowy Dym, niosąc mokry mech. Ostrożnie położył go na ziemi, przyjął ciche podziękowanie i bez słowa opuścił legowisko, zajmując się swoimi sprawami. Jarzębinowa Łapa wróciła do przerwanej pracy. Wzięła mech i lekko wycisnęła go nad raną wojowniczki, licząc, że woda wypłucze szkło z poduszki jej łapy. Niestety, tak się nie stało. Westchnęła cicho, po czym delikatnie chwyciła jeden z przezroczystych kamyków. Powoli i ostrożnie wyjęła go z rany, starając się wyrządzić jak najmniej bólu. Szybsze pociągnięcie mogłoby spowodować poważniejsze uszkodzenia. Gdy pierwszy odłamek zniknął, natychmiast przyłożyła do łapy najpierw mokry mech, a potem suchy. Następnie przeżuła skrzyp na papkę i nałożyła go na ranę, delikatnie rozprowadzając leczniczą maź. Zajęła się pozostałymi odłamkami, a gdy wszystkie były już usunięte, starannie owinęła łapę pajęczyną, tworząc solidny opatrunek. Przez chwilę przyglądała się swojemu dziełu, a kiedy upewniła się, że wszystko dobrze trzyma się na łapie, zadowolona z siebie zaczęła sprzątać po leczeniu. Makowy Nów od razu położyła głowę na mchu, gotowa do snu. Jej ciało było wyczerpane, a gdy ból zniknął, ogarnęła ją fala zmęczenia. Nasiona maku również zaczęły działać, sprawiając, że powieki stawały się coraz cięższe. Resztę dnia Jarzębinowa Łapa spędziła na sprzątaniu legowiska i poszukiwaniu ziół.
[754 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz