Wiedział, że prędzej czy później będzie brał udział przy odbiorze porodu. Musiał, bo w końcu szkolił się na medyka. Jednak nie spodziewał się, że tak wcześnie tego doświadczy. Na wieść o ciąży Pszczelej Dumy zbladł, wiedząc co go będzie czekać w niedalekiej przyszłości. A przyszłość stała się rzeczywistością dzisiejszego dnia, gdy Strzyżykowy Promyk oznajmiła mu, że szylkretka zaczęła rodzić. W pierwszej chwili zaczął kręcić, starając się wymigać od pójścia razem z nią do kociarni. Wspomniał, że komuś coś może się stać podczas ich nieobecności, dlatego lepiej żeby ktoś pozostał na stanowisko.
— Myślałam, że już to przepracowaliśmy... — stwierdziła rozczarowana przyglądając się zestresowanemu uczniowi
Chcąc, nie chcąc, nie mając innego wyjścia udał się razem z główną medyczką pomóc w przyjściu na świat przyszłym wojownikom. Z każdym kolejnym dniem pewniej poruszał się pomiędzy ziołami, znając ich nazwy i zastosowanie. Zabrał ze sobą potrzebne rzeczy, między innymi malinę kamionkę, trybulę ogrodową czy najzwyklejszy w świecie patyk. A właściwie dwa patyki, gdyby jedne z nich został złamany przez szczęki Pszczelej Dumy.
Entuzjazm z bycia potrzebnym w klanie zniknął, gdy zielone ślepia pewnej kotki taksowały go od chwili przekroczenia progu kociarni. Starał się nie zwracać na nią uwagę, jednak było to trudne. Czuł jak kocica wręcz wywierca mu dziurę na grzbiecie. I to tylko z tego powodu, że był kocurem. Gdy chciał dotknąć za łapkę rodząca kotkę i szepnąć jej parę kojących słów, Makowe Pole jasno mowa ciała dała uczniowi znać że ma się cofnąć od królowej.
— Strzyżyk, czy to coś naprawdę musi tu być? — odezwała się srebrna nie przestając mordować wzrokiem uczniaka — Nie może poczekać na zewnątrz?
— Niestety nie, Mak. W końcu szkoli się na medyka, a odbieranie porodu to jest podstawa podstaw ścieżki medyka. Tak więc przez jakiś czas musisz znieść jego obecność dla dobra Pszczółki.
Kotki jeszcze wymieniły parę zdań, za to on postanowił całkowicie skupić się na swoim zadaniu. Ze słabym uśmiechem na pyszczku zbliżył się do Pszczelej Dumy chcąc jej przekazać informacje dotyczące przebiegu porodu. Właściwie wyrecytował jej dokładnie to co księżyc temu przekazała mu mentorka. Szylkretka przytaknęła głową, wyglądała na mniej przejęta niż kocurek, po czym zawczasu złapała zębami za jeden z patyków.
Poród przebiegł bezproblemowo, Pszczela Duma spisała się na medal wydając na świat dwa zdrowe kocięta. Pech chciał, dla Topika oczywiste, że zasiliła klan o kolejne dwie kotki. Jedna z nich miała śmieszną brązową plamkę na grzbiecie, lepsze to niż by była cała czekoladowa, a druga wyglądała niemalże jak Mak. Na szczęście jej oczka były zamknięte, tak też uczeń medyka mógł odetchnąć z ulgą, że trochę minie nim kolejne ślepia będą mu wywiercać dziurę w ciele.
— Są piękne. — odezwał się cichutko przyglądając się kociakom, po tym jak ostrożnie przetransportował jedno z kociąt bliżej matki delikatnie trzymając je za kark zaraz po umyciu go
— Oczywiście, że są! Inne nie mogłyby być, mysi móżdżku!
No tak, nie było opcji, aby urodziły się brzydkie kocięta. Przemilczał jednak to zdanie, drapiąc się lekko w uszko, chcąc się odstresować całym tym porodem. Cieszył się, że jest kocurem w tej chwili tak bardzo, jak nigdy.
— A mogę wiedzieć, jak będę miały na imię?
Minęło kilka uderzeń serca, nim czekoladowy otrzymał odpowiedź na swoje pytanie.
— Rusałka i Biedronka.
Zanim opuścili całkowicie żłobek, pozwalając już w spokoju kotkom cieszyć się chwilą z potomstwem, medyczka posłała jeszcze uczniaka po ogórecznik, chcąc zapobiec możliwym problemom z laktacją u królowej. Tak też Topikowa Łapa na trzęsących się łapkach ruszył w stronę legowiska medyków, by już po chwili wrócić z roślinka w pyszczku.
Ten cały cud narodzin nie był aż tak piękny jak słyszał i miał nadzieję, że nie prędko będzie musiał znów być jego świadkiem.
[596 słów + poród]
[Przyznano 17%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz