*przed zgro, lato*
Odskoczyła w bok, gdy mentorka ponownie przypuściła na nią atak.— Jutrzenko — zwróciła się do niej z powagą Ostra Kostrzewa, a bura aż położyła uszy słysząc jej ton — Jeśli będziesz wiecznie unikać moich ciosów, to nigdy nie nauczysz się atakować. A na polu bitwy nie ma ani tak wiele miejsca na uskoki, a i więcej przeciwników może się na ciebie rzucić przez twoje zwracanie na siebie uwagi, albo wpadnięcie na któregoś z nich. I co wtedy zrobisz? — spytała srebrna, a nim córka liderki zdążyła przeanalizować, choćby na szybko jej słowa, przypuściła ponowny atak.
Tym razem reakcja młodej, nastroszonej kotki nie była tak szybka, a mentorka zdołała przybić jej ogon do ziemi. Młoda pisnęła, czując ból w całej kończynie. Mentorka po chwili puściła ogon, a Jutrzenka szybko przyciągnęła go do siebie, piszcząc. — Polowanie dalej ci nie idzie, więc będziemy też ćwiczyć walkę, bo nie sądzę, by rozproszenie twojej uwagi od jednej nauki cokolwiek zmieniło. Nie w tym tkwi problem — stwierdziła szylkretka, następnie podchodząc bliżej i tykając Jutrzenkę w klatkę piersiową wysuniętym pazurem — Problem jest w tym, jak bojaźliwa jesteś.
Jutrzenka przygarbiła się na te słowa, przenosząc spojrzenie na ziemię.
— W-w-w-wi-wiem…
— Więc łaskawie weź coś z tym zrób — syknęła Kostrzewa. — Na dzisiaj koniec — dodała jeszcze, po czym ruszyła w stronę obozu.
Bura powlokła się za starszą, dalej mając wzrok utkwiony w leśnej ściółce. Myślała nad jej słowami. Nad uwagami. Ale dobrze wiedziała, że nie jest w stanie, nawet z największymi próbami, ciągle nie uciekać. Albo zaatakować mentorki.
Gdy przekroczyły próg siedziby wilczaków, od razu młoda kotka nastroszyła się.
— Mam nadzieję, że jutro okaże się, że zrobisz jakieś postępy. Przemyśl to co ci mówiłam — dodała jeszcze niebieskooka, nim nie ruszyła gdzieś w głąb obozu.
Jutrzenka zacisnęła ślipia. Dalej czuła na sobie spojrzenia wojowników. Ale wiedziała, że nie może wiecznie się bać, nawet stojąc zwyczajnie w obozie. Jak mówiła Świt, była trzęsidupą. Nie chciała być przegrywem, ścierwem, czy innym określeniem na to kim obecnie była.
Powoli wypuściła powietrze pyskiem, po czym wciągnęła nowy wdech nosem, następnie otwierając pistacjowe ślipia.
Miała zamiar pójść do legowiska uczniów, ale ciągle wymijała wszystkich, którzy tylko przechodzili w promieniu długości lisa, nieustannie się kuląc i strosząc. I przez to trafiła blisko żłobka. A potem nieomal rozdeptała małą, niebieską, puchatą istotę, jaką była Lawenda.
Gdy tylko zorientowała się, co prawie się stało, pisnęła, siadając.
— P-p-prze-przepraszam, La-lawen-lawendo — wydukała swym skrzekliwym głosem ze słyszalnym przejęciem — Ni-ni-nie po-potrą-potrąciłam cię? — spytała kocięcia, oglądając je uważnie ze swojej pozycji, szukając jakichkolwiek oznak złości albo zranienia.
<Lawendo?>
[409 słów]
[Przyznano 8%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz