*Porą Zielonych Liści*
Umknął w zarośla w idealnym momencie. Koty z Klanu Klifu znów kręciły się w pobliżu. Oczywiście to były ich tereny i mieli do tego takie prawo, lecz miał nadzieję, że nie będą patrolować tej części tak często. To był w końcu tylko mały zagajnik przy Złotych Kłosach. Ot, nic znaczące pola, czego tu niby pilnować? Oblizał pysk ze świeżej krwi gryzonia, którego zabił. Gdyby dowiedzieli się, że właśnie skradł im pokarm, zostałby na pewno pogoniony, doszłoby do walki, a on zmuszony byłby się wycofać i pomyśleć nad innym schronieniem. Mógł wszak odwiedzić dawnego mentora. Jego jama mieściła się niedaleko, lecz jakoś nie chciał się wpraszać. Nie wiadomo czy ich przyjazne stosunki dalej były aktualne. Dobrze poznał czekoladowego oraz ten jego wieczny głód. Nie zdziwiłby się, gdyby zechciał skosztować mięsa swojego ucznia.
Złapał piszczkę w pysk, po czym zamarł, gdy szelest rozległ się nieopodal. Słyszał ciche głosy, najwidoczniej natrafił nie na patrol, a zwykły uczniowski trening. Była ich dwójka, dwójka kotów, przesiąknięta obcym zapachem. Liczył na to, że go nie zauważą. Nie atakował jeżeli nie został do tego sprowokowany. Gorzej sprawa się miała z jego futrem. Było zbyt jasne i wyróżniało się od otoczenia. Żywił jednak nadzieję, że gęste liście, za którymi się skrył, ochronią go przed ciekawskim wzrokiem tej dwójki.
Lecz... Oczywiście pech musiał go nawiedzić. Uczennica, która właśnie tropiła zwierzynę, wskoczyła w jego krzaki. Możliwe, że wyczuła gryzonia, którego trzymał w pysku. Ujrzał jak na jej twarzy maluje się zdziwienie i jak jej pysk otwiera się do krzyku. Szybko wepchnął jej w tą paszcze gryzonia, oddając tak swój łup, byle ta go nie wydała.
— Cii — szepnął do niej. — Nie mam złych zamiarów, nie informuj swojego mentora. Zaraz stąd sobie pójdę.
<Księżyc?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz