skip
Zgiełk panujący w legowisku przyprawiał ją o migrenę. Przez wszędobylską duchotę ledwo była w stanie zaczerpnąć oddech. Głośne rozmowy kotów krzątających się po medycznym legowisku irytowały ją jak nigdy. Kiedyś zapewne jednym warknięciem ustawiłaby wszystkich do pionu, lecz teraz? Jedyne co była w stanie zrobić, to wysłać w eter błagalne spojrzenie. Dochodząc do wniosku, iż żaden kot nawet nie zerkał w jej stronę, dała ciężkim powiekom opaść z powrotem na oczy i z trudem obróciła się na drugi bok. W oczekiwaniu na podejście córki, ułożyła głowę na łapach, próbując oddać się chwili spokoju. Podjęła się próby wyciszenia w głowie wszelkich dźwięków, lecz jej starania były na nic. Zirytowana, westchnęła niemal bezgłośnie. Cały pobyt w tym miejscu dłużył się jej coraz bardziej. Jej sierść przesiąkła już tym specyficznym, słodkim, ale zarazem pikantnym zapachem ziół. Frustracja wszystkimi obiektami wokół władała jej umysłem z minuty na minutę coraz bardziej. Co obchodził ją patrol Kruczego Zmierzchu? Dlaczego musiała słuchać smętnego narzekania Dzwonkowego Szmeru i tysiąca innych głupich gadanin? Prychnęła cicho, poddając się męczącej ją bezsilności. Nagłe uczucie ciężkości na ogonie zmusiło ją do ponownego otwarcia ślip. Jej oczom ukazał się średniego wzrostu kocur o śnieżnobiałej sierści i przytłaczającym, czerwonym spojrzeniu.
— Wybacz, nadepnąłem na twój ogon — mruknął machając własnym. — To nie było celowe.
Obrzuciła go spojrzeniem pełnym widocznej irytacji, frustracji i przemęczenia, nie mogąc zebrać się na żadną konkretną odpowiedź za pomocą słów.
— Kiedyś za coś podobnego zapewne wydrapałabyś mi oczy — miauknął lekko chichocząc, po czym odwrócił się na pięcie. — Miłego dnia, Fioletowe Spojrzenie — zakończył i odszedł, ruszając w kierunku najstarszej medyczki, Morskiego Oka.
Czy rzeczywiście posunęłaby się do czegoś tak szalonego? Wątpiła. Z pewnością jednak oberwałby niezłym tekstem podanym w postaci ostrego warkotu, a przed jego oczami w moment stanęłaby szylkretka o szalonym spojrzeniu, gotowa dać mu w pysk, z futrem zjeżonym na całym swoim ciele. Ach, ileż to razy oni się kłócili... A to o kompletne bzdury, a to o Zimorodkowy Sen. Tęskniła za dawnymi czasami. Tęskniła za swym dawnym wigorem.
Gotowością do działania. Ciętym językiem. Nieokiełznanymi pokładami złości w przypadkowych momentach. Wściekłością na cały świat. Chwilowym buntem przeciwko danym jednostkom. Nieprzewidywalnymi zmianami humoru. Być może brzmiało to absurdalnie, gdyż jej dawne usposobienie sprawiało jej niemało kłopotów. W chwili obecnej zrobiłaby naprawdę wiele, by choć na chwilę stać się tym Fioletowym Spojrzeniem, co kiedyś.
Nie dało się cofnąć w czasie, czy też go zatrzymać. Był jak jeden, prędki ptak na którego polowała, lecz nigdy nie udało jej się go złapać. Uciekający przed ostrzem kocich szponów. Nim zdążyła podjąć jakikolwiek ruch, już wzbił się w powietrze wysoko ponad wszystkie drzewa i zniknął, odlatując daleko w nieznane miejsce. Jedyne, co mogła zrobić to patrzenie, jak z sekundy na sekundę coraz bardziej się oddala, aż w końcu bezpowrotnie przepada. Pogoń za nim, chociażby najbardziej wyczerpująca, nic nie da. Czas był, jest i będzie nieuchwytny.
Szylkretka wydała z siebie bolesne westchnienie spowodowane gorzką tęsknotą. Wbiła umęczony trudem codzienności wzrok w beżową ścianę legowiska trzech medyczek. Ruszyła niechętnie zdrętwiałymi kończynami i podniosła się lekko, by móc położyć się w innej, bardziej komfortowej pozycji. Otuliła ciało swym puchatym, kolorowym ogonem i położyła po sobie uszy. Łzy mimowolnie napłynęły jej do oczu. Otarła je niedbałym ruchem łapy, by za moment znów ułożyć ją pod pyskiem. Wpatrywała się w promienie zachodzącego słońca padającego tuż na wejście do legowiska. Nieustannie ktoś je odwiedzał, a kto inny opuszczał. Każdy był dla niej jedynie przypadkowym kotem z Klanu Klifu. Było tak, dopóki w wejściu nie ukazała się sylwetka wysokiej kotki o czarnobiałej sierści i pomarańczowych ślipiach. Jej futro lśniło w barwach pomarańczy i różu, falując pod wpływem lekkiego, jesiennego wietrzyku. Na pysku wojowniczki widniał piękny uśmiech, na którego widok na sercu robiło się cieplej. Serce szylkretowej zaczęło bić ze zdwojoną siłą, a jej pysk natychmiast się rozpromienił.
< Zimorodko? >
Wyleczeni: Fioletowe Spojrzenie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz