Życie w rodzinie Bylicy mijało mu całkiem przyzwoicie. Koty nie chciały go zjeść, a zamiast tego karmiły. Czuł się zadbany. Spojrzał na swojego przyjaciela, który był kamieniem. Odkąd dowiedział się, że miały uczucia i potrafiły mówić, rozmawiał z nim cały czas. Bardzo się lubili. Był tego pewien. Pamiętał jak jeszcze dawno temu, gdy był mały, mama opowiadała mu o swoim ślubie z tatą. Podobno robiły to przyjaciele. Czy nie był tym z Głazikiem? Przyjaciółmi? Rozmarzył się nad tym, bo nie wiedział za bardzo jak wyglądał ślub, ale... może Bylica wiedziała? Wypatrzył kocicę wzrokiem, po czym przemknął przez uchyloną kratę w jej stronę.
— Babciuuuuu. Wiesz co to ślub?
— Nie — odparła, zaciekawiona — Nigdy o tym nie słyszałam. Wiem tylko co to znaczy ślubować, ale nie wiem czy to ma związek mimo podobieństwa słów — odparła, przyglądając się kociakowi z iskrami zaintrygowania w oczach. — Co to takiego?
Nie wiedziała? Myślał, że wiedziała wszystko! Była przecież taka stara!
— Ślub to takie coś, że ty i twój przyjaciel ślubujecie być ze sobą na zawsze. Tak mówiła mama. I ja chcę z Głazikiem ślub! Chcemy być zaślubieni. Ale nie wiem jak to wygląda...
— Ja też nigdy o tym nie słyszałam... Wiesz, koty mają różne tradycje. Hej, a słyszałeś może o klanach? Podejrzewam, że nie, ale wolę się upewnić.
Klany? Pokręcił główką. Kojarzyły mu się z czymś dziwnym. W zasadzie to nawet nie potrafił stwierdzić z czym. Pierwszy raz słyszał takie słowo.
— Nie... A co to klany? To jakieś... fajne miejsca? — Przekrzywił łebek zainteresowany
— Hm... nie powiedziałabym, że fajne. Przynajmniej nie zwykle. Klany to grupy kotów. Ogromne. Tutaj, w Drewnianym Gnieździe, żyje nasza grupa rodzinna. Jesteśmy tu ja, ty, Aital, Błotniste Ziele, Krokus, Deszcz, Skowronek, Jeżyk i Sroka. Klany mają nawet cztery razy więcej członków. To ogromne grupy. Tak jak my mają serca swych terytoriów, zwane obozami. Tak jak my składują zwierzynę w jednym miejscu i mają składziki ziół oraz koty, które umieją leczyć. Ale ich rangi i hierarchia nieco się różnią od naszych. Koty klanowe znają się nawzajem, ale nie mają tak mocnej więzi jak nasza grupa. Choć mieszkają, rodzą się, umierają, jedzą i wypoczywają w jednym miejscu, na swym terytorium, to zazwyczaj trzymają się bliżej z jakąś grupą wewnątrz klanu, którą preferują. To wynika z tego, że w klanach jest znacznie więcej członków oraz z tego, iż to nie są koty z jednej rodziny, tylko z wielu. Niektórzy dołączyli także z poza klanu, stając się jego członkami. Klany mają swoje zasady, zwane kodeksami. Nie zawsze są one przestrzegane co do joty, ale większość z nich jest traktowana jak jakieś słowa świętego, których nie można lekceważyć i że trzeba się ich słuchać. Wiele zasad jest głupich i uwłaczających, ale wiele zależy też od klanu, czasów i lidera. Klany bronią swych granic i zależnie od tych trzech czynników potrafią zbić, albo nawet zabić każdego, kto przekroczy ich granicę. Wierzą w Klan Gwiazdy. Uważają, że ich przodkowie tam idą po swej śmierci, jeśli przestrzegali zasad i byli dobrzy, w innym przypadku w ich mniemaniu są zsyłani do Mrocznej Puszczy inaczej zwanej Miejscem, Gdzie Brak Gwiazd. Mają tam panować trudne warunki a zło wiedzie prym. W klanach rządzą liderzy. Oni karają za zdaniem społeczności złe zachowania, wypowiadają wojny, zawierają sojusze, nadają podczas ceremonii imiona uczniom, wojownikom i tak dalej. Są zastępcy, to prawe łapy swych liderów, które wyznaczają patrole. Medycy leczą i kontaktują się podobno z Klanem Gwiazdy. Zabrania się im posiadania kociąt i partnerów, a nie rzadko jeśli złamią tę zasadę, są wyrzucani z Klanu lub nawet zabijani a ich bliscy potępieni. Ale Klany nie są najlepsze, bo często nie szanują innych kotów z poza swych grup. Nie rozumieją, że mogą mieć inne wartości i przekonania, wierzyć w co innego. Postrzegają nas, samotników i włóczęgów, jako słabych złodziei zwierzyny, nie patrząc na to, że nie są wcale od nas lepsi. A o pieszczochach mówią, że są niewolnikami dwunogów, grubymi i słabymi, co nie zawsze jest przecież prawdą. Mają o sobie wysokie mniemanie, ego im poszybowało w górę.
Otworzył z szokiem pyszczek, wysłuchując opowieści. Ale tego było dużo! Nie nadążał! Ale zaczął po tym bardzo się bać tych całych klanów. Brzmiały na bardzo straszne! Raczej nie przyjęliby takiego szczura jakim był pod swoje skrzydła. Prędzej skończyłby jako ich obiad!
— Ojej. Dobrze, że mieszkam z wami. Tam by mnie zjedli! Pewnie głodni są cały czas i chętnie zjedliby szczura. A daleko są od nas? Nic nam nie zrobią? — miauknął z przejęciem.
— Wiesz, pewnie nie jeden samotnik tutaj nie wie o ich istnieniu, albo wie tyle, że są jakieś duże grupy kotów. Ale daleko, bardzo daleko stąd, na starych terenach, gdzie ja przyszłam na świat, samotnicy zdawali sobie z ich obecności sprawę, bo klanowe koty żyły tam od pokoleń i nie dało się ich przeoczyć. A że wygnańcy lub uciekinierzy też opowiadali, jak tam było, to wiedza była w miarę rozpowszechniona wśród miejscowych. Ale klany przeniosły się tutaj po długiej podróży, bo na tamtych terenach zapanował głód. Klany osiedliły się tutaj jakieś dziewiętnaście księżyców temu. Ja w tym samym czasie z resztą też. Najbliższym klanem jest Klan Wilka. A teraz słuchaj mnie uważnie, zapamiętaj moje słowa na całe swoje życie, drogie dziecko. Klan Wilka jest niebezpieczny. To mordercy. Zabijają szczury i koty też. Mordują samotników takich jak ja czy twój ojciec dla zabawy. Karmią się naszym bólem i cierpieniem. Poznałam ich lidera i jego syna, próbowali mnie zabić. Nastawili także pewną kotkę imieniem Kminek przeciwko mnie. Kminek... Kiedyś była taka jak my. Była moją córką. Moim kochanym dzieckiem. Ale inny Klan, Klan Nocy ją porwał. Potem obróciła się przeciw nam. Lider Klanu Wilka polował na nią, chcąc mnie nią zaszantażować. Ale zmienił zdanie przez eskalację konfliktu i postanowił, że przekona ją do zamachu na moje życie. Prawie mnie zabiła. Mieszkają za jedną z odnóg rzek od jeziora. Do ich terytorium prowadziło przejście po kamieniach, ale je zniszczyłam, lecz znaleźli inne. Nie wiedzą, gdzie mieszkamy, więc nie chcą marnować sił na szukanie i tylko dlatego nie zaatakowali nas. Nie wolno się do nich zbliżać ani nic im o nas mówić, bo inaczej wszyscy możemy zginąć.
Nastroszył swoje futerko słysząc te słowa, a jego oczy rozszerzyły się ze strachu. To było straszne! Nie zamierzał nigdy zbliżać się do tamtych kotów! W zasadzie to wolał się nie spoufalać z tym gatunkiem, bo w końcu w ich oczach był tylko pożywieniem. Jedynie mógł ufać swojej nowej rodzinie. Babci i tacie. Reszta... Nie znał ich za dobrze. Mogli myśleć jakby go tu upolować...
— Nie będę tam chodzić! Obiecuje! I tak z tatą tylko spacerujemy po naszych terenach. Ale zapamiętam, babciu.
— Dobrze. — Pogłaskała go po głowie — Są cztery klany i jeszcze jedna, podobna do nich, ale jednak nieco inna grupa. Klany to Klan Wilka, mieszkający w lesie jak już mówiłam za jedną z odnóg rzek, dalej jeśli pójdzie się najbliższą drogą Grzmotu w stronę przeciwną do tej, po której jest nasz dom, jest Klan Klifu. Nie podchodziłam tam za blisko, nie wiem jak dokładnie tam to wygląda. Dawne tereny znałam znacznie lepiej. Zaś jeśli pójdziesz w przeciwną stronę niż Klan Klifu, przejdziesz przez nasze Złote Trawy i dotrzesz do lasu, a następnie znajdziesz w nim rzekę, przekroczysz ją i pójdziesz jeszcze dalej, napotkasz inną Drogę Grzmotu. Idąc wzdłuż niej dotrzesz w końcu, zaraz po przekroczeniu kolejnej rzeki, nad którą dwunogi jakoś zbudowały drogę, Klan Burzy. To chyba najlepszy z czterech klanów, choć dawno temu tak nie było. Dawniej to było miejsce ślepego posłuszeństwa, później terroru kotki zwanej Piaskową Gwiazdą, która po podporządkowaniu sobie klanu zaczęła wywyższać rudych ponad resztę. Ale teraz rządzi tam bardzo dobra kotka, moja przyjaciółka, Kamienna Gwiazda. Jest czarna i ma zielone oczy, niska i już teraz starsza, bo chyba nadal żyje, choć dawno jej nie widziałam. Jeśli kiedykolwiek coś nam się stanie, to na nią możesz liczyć. Jest przeciwniczką Klanu Wilka. Po przeciwnej stronie niż Klan Burzy jest grupa podobna do Klanów, zwana Owocowym Lasem. Tam koty mają nieco inne, choć podobne zwyczaje. Nie wierzą w Klan Gwiazdy i medycy mogą mieć u nich rodzinę. Dawniej żyli w owocowym Sadzie. Jeśli pójdziesz jeszcze dalej drogą grzmotu, to po stronie, po której był Klan Burzy znajdziesz Klan Nocy. Jego też się wystrzegaj. To oni porwali niegdyś me dzieci w tym Kminek, przez nich ona jest teraz u wilczaków. Zabili też mojego ukochanego synka, Fiołka. Pilnują mocno granic, zabijają za przekroczenie ich. Są agresywni. Nie ufaj im, chyba, że danego osobnika dobrze poznasz. Bardzo dawno temu, na starych terenach był jeszcze Klan Lisa, ale to było przed moim urodzeniem. Zniszczył go właśnie Klan Nocy. Nie wiem, co stało się z jego członkami. Ale Owocniaki z jakiegoś powodu pewnego dnia przeniosły się ze swego sadu na tamte tereny i nie lubią nocniaków.
To brzmiało tak strasznie zawile! Ile się dowiedział od babci o świecie! Nie wiedział, że był on aż taki wielki! Że tyle w nim było kotów i tych całych klanów! Zawsze uważał, że koniec był tam, gdzie nie sięgał jego wzrok... A tu... Ojeju...
— Ojeju... Musiałaś mieć masę przygód, skoro wiesz o takich rzeczach — zauważył.
Kotka uśmiechnęła się, a przez myśl przemknęło jej wiele chwil z jej życia.
— Tak, tak drogie dziecko. Podróżowałam po całych starych terenach, znałam je wzdłuż i wszerz. Miałam wielu znajomych, zarówno w Owocowym Lesie, Klanie Wilka, Klanie Burzy... Znałam wielu samotników. Safonę, wieszczkę Księżyca i Gwiazd, była wielką uzdrowicielką. Był też Słonecznik, mój stary przyjaciel, który pewnego dnia zniknął bez śladu. Wygnańczynie, z którymi się tak dobrze nie zaznajomiłam, Złoty Wilk, Puszyste Futro i Chore Ucho. Był też Psia Łapa, chyba też pochodził z Klanu, bo ma charakterystyczny dla niego człon "Łapa" w imieniu... Heniek, którego spotkałam tylko raz gdy walczyliśmy... Pleśniak, uzdrowiciel podrywacz, który uratował mi raz życie. Przeniósł się tutaj wraz z klanami, na nowe tereny. Medyk Klanu Burzy, Jeżowa Ścieżka. Medyczka Owocowego Lasu, chyba dalej tu jest, Plusk. Głuchy Bez... Kuklik, Agrest, Wiatr... Tego ostatniego nie lubiłam. I ta przeklęta Lew z którą miałam na pieńku... Och, nie zapominajmy o Nocnym Piórze. Tak, Nocna... — przypomniała sobie starą przyjaciółkę. — Żyła na bagnach. Przez pewien czas też tam mieszkałam. Rozumiała mnie. Wiedziała o kamieniach, o ich potędze. Zmarła na czarny kaszel, musiałam ją pochować... — zasmuciła się, po czym westchnęła — Gdyby tu była z nami... Na pewno by się cieszyła z kolekcji kamieni... Byłam w starym mieście, mniejszym niż to, które tu jest. Tam była walka o władze, gangi. Walczyłam z nimi i byłam jednym z pretendentów do tronu. Ale głód wszystko przerwał. Znano mnie tam, wiedziano, że jestem silna i że przewodzę dużej grupie. Nie jeden gang podbiłam, nie jeden zrównałam z ziemią...
— Pani była gangsterką? Ojej ile znajomych! Śmieszne mają imiona — zauważył, nadstawiając ucha. — A teraz też cię znają w mieście? Właśnie... czemu mieszkacie tu a nie tam? Tu takie odludzie. Nic nie ma.
— Nie do końca... No w sumie chyba tak... No tak, tak. Wtedy nasza rodzina była takim jakby gangiem, choć nie twierdziliśmy tak o sobie. Teraz chyba nie znają mnie za dobrze, nie zrobiłam nic takiego, by me imię się rozniosło. A mieszkamy tu...bo to miasto jest duże. Bardzo duże. Gdy tu trafiliśmy, byliśmy wychudzeni. Nie wiedziałam, czy tam będzie bezpiecznie. I miałam rację, bo jest tam niejaki hycel, dwunóg. Poluje na większe grupy kotów, gdybyśmy tam zamieszkali, szybko by nas dorwał. Tu jest cisza i spokój, tylko czasami ktoś wejdzie na teren, ale to nie taka tragedia kiedy jest jedzenie.
Hycel! Coś o nim słyszał, ale nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Polował na koty! Niczym... Niczym koty polowały na szczury! Go raczej by nie upolował skoro wolał takich pokroju Bylicy.
— Ojej! To w takim razie dobrze, że mieszkacie tutaj. Miłe miejsce. Ciepło jest... — Przytulił się do niej. — Opowiesz coś jeszcze? Jakąś przygode?
— Hm... Co by tu opowiedzieć... Oh, już wiem — po namyśle zdecydowała — Dawno, dawno temu, jeszcze gdy nie byłam taka stara i pomarszczona... — rozpoczęła z dawką humoru — Spotkałam pewnego kocura. Miał na imię Anubis. Był pieszczochem, młodszym ode mnie. Wystraszył się mnie. Chciał wrócić do swego domu. Byliśmy między terenami Klanu Nocy a Owocowego Lasu. Dom dwunożnych był w ich siedlisku, za Klanem Nocy. Postanowiłam, że go odprowadzę. Postraszyłam go trochę, bo aż szkoda by było nie. Zaczęliśmy naszą podróż. Dla mnie to było mało, ale on chyba rzadko zapuszczał się tak daleko od bezpiecznego Gniazda Wyprostowanych. Po drodze weszliśmy na terytorium samotniczki imieniem Lew. Chciała nam zrobić krzywdę, groziła i syczała, choć chcieliśmy tylko przejść. Rozpoczęła się walka między mną a nią. Anubis skrył się za mną. Zbiłam ją. Jednak on uciekł przerażony i musiałam go później szukać. Wpadł na mnie sam i bardzo się mnie wystraszył. Ale przemówiłam mu do rozumu. Mieliśmy iść w nocy, by dotrzeć w końcu do jego domu. Ale on nie chciał po ciemku. Dlatego, gdy dostrzegłam pobliską dziuplę, nadającą się do spania, kazałam mu tam wleźć. Pilnowałam jego bezpieczeństwa z gałęzi tuż przed wejściem. Ostatecznie dotarł do Siedliska cały i zdrowy.
Słuchał z zafascynowaniem słów starszej kocicy. Czuł się tak jakby widział oczami wyobraźni wszystko to co mówiła.
— A co stało się potem z tą straszną Lew? Czemu cię nie lubiła?
— Samotnicy nie rzadko są agresywni. Choć potrafią też być mili, nie zawsze się na takiego trafi. Ona miała wysokie ego i była agresywna. To było nasze pierwsze spotkanie. Potem znów pokonałam straszną panią Lew, po śmierci Nocnego Pióra gdy przechodziłam w pobliżu. To było niedługo zanim miałam swój pierwszy miot.
— I ona potem dała ci spokój czy jeszcze później dręczyła? — dopytywał.
— Nigdy więcej jej nie spotkałam — odparła.
— To może się wystraszyła! — spekulował. — Dwa razy ją pokonałaś! Ja bym odpuścił
— To prawda. Ale wiesz, zaczęłam temat klanu, nie tylko, byś wiedział te przydatne informacje, ale także po to, by ci coś pokazać. Koty mają wiele tradycji i poglądów. Istnieją rodziny o konkretnych tradycjach przekazywanych z pokolenia na pokolenie, gangi, sekty, oraz ogólne wierzenia, kultura i wiedza dla danego miejsca, regionu. Anubis na przykład wierzył w jakichś bogów, słyszałam też o kocie, który wierzył w obrazek na ścianie jakiegoś starego dwunoga zwanym Papieżem. Istnieje wiele różnych spojrzeń na świat. Dlatego nigdy ani ja, ani ty, ani nikt inny nie będzie wiedział o każdym zwyczaju. Dlatego jest to dla mnie tak bardzo ciekawe. To, co inne koty wymyśliły na przestrzeni księżycy. Na przykład ten ślub, o którym dalej nic nie wiem.
— No ja też... Wiem tylko, że trzeba ślubować wierność przyjacielowi. To oznaka, że na zawsze już się jest razem i nic ich nie rozdzieli. Tak mówiła mi mama, bo ona z tatą tak miała — wytłumaczył to staruszce.
— Ciekawe... Nie wiem, czy to nie była jakaś ceremonia partnerska, skoro zrobiła to z twoim ojcem... Ale ciekawa tradycja. Chciałbyś może poznać jedną z naszych tradycji? Naszej grupy? — spytała.
Ich grupy? To mieli jakąś tradycję?! Otworzył szeroko pyszczek, ponieważ nic o tym nie wiedział. Musiał się dowiedzieć! A nawet chciał! Czy to wiązało się jakoś z kamieniami? Jeśli tak to chciał naprawdę poznać tą tajemnicę.
— Tak! Opowiedz mi coś o tym! Bo ja mało co o was wiem.
— A chciałbyś może wyjść na zewnątrz, bym mogła ci coś pokazać z tym związanego?
Pokiwał łebkiem.
Ruszyli zatem w drogę. Zimno szczypało w poduszki łap i było dość nieprzyjemne, ale się tym nie zrażał. Przeszli przez ogrodzenie, a potem jeszcze chwilę szli w ciszy, budując napięcie, by w końcu dotrzeć na miejsce. Na pokrytej śniegiem powierzchni było widać kupę śniegu wyraźnie odcinającą się na w miarę płaskim terenie. I to nie jedną kupę, było ich tam całkiem sporo.
— A więc. To jest miejsce, gdzie budujemy kamienne stosy. — powiedziała babcia, po czym łapą odgarnęła śnieg, przez co widoczna się stała przyczyna wybrzuszenia. — Budujemy je dla ozdoby, a także dla samych kamieni. Odwiedzamy je tu. Stosy służą także do wielorakich ceremonii, a budowanie ich wzmacnia więzi między członkami a także między nami a kamieniami. I to przyjemne. Dzięki temu uczymy się sztuki budowania i zmieniania otoczenia. To jak budujemy większość pojedynczych stosów, wymyśliła Nocne Pióro, o której ci mówiłam. Strzegła swych stosów na bagnach póki choroba nie zwaliła jej z łap. Była Strażniczką Kamiennych Stosów. Stoją tam one na starych terenach pewnie po dziś dzień.
Przyglądał się tym małym budowlą z zainteresowaniem. Zbliżył się do nich nieco, obwąchując.
— Mogę też taki zbudować? — zapytał, a jego oczka błysnęły.
Chciał też uczcić jakoś kamienie. Pokazać Bylicy, że nadawał się na ich wyznawcę.
—Tak. Musimy tylko znaleźć odpowiednie kamienie. To będzie twój pierwszy stos, drogie dziecko.
Podskoczył radośnie, wydając z siebie pisk.
— Jak go się robi? Pokaż! Pokaż! — Wręcz energia od niego buzowała. Chciał już się wziąć do roboty.
Podeszła do zasypanego miejsca. Wybrzuszenie zajmowało tu znacznie większą powierzchnię, było bardziej nieregularne. Bylica zaczęła odgarniać śnieg ogonem, przez co ten namókł, ale nie za bardzo się tym przejęła mimo zimna.
— To są kamienie, przygotowane specjalnie do budowania stosów. Mają odpowiednią wielkość i kształt, aby stworzyć je z nich. — zaczęła, po czym wyjęła kilkanaście szarych skał po krótkim zastanowieniu i chwili grzebania.
Przysiadł obok srebrnej, przyglądając się jej czynom. Do każdego kamienia mówił cześć i odgarniał resztki śniegu z ich główek. Były takie urocze! Szkoda tylko, że nie słyszał ich głosów. Naprawdę bardzo chciał dowiedzieć się o czym takim zwykle ze sobą rozmawiają. Ale to nie oznaczało, że on nie mógł do nich mówić! Mogły go przecież zrozumieć!
— Będziecie teraz w stosie — mówił do kamieni. — A one lubią tak stać? — Spojrzał na babcie.
— Tak. — odparła — Ale nie każdy znajdzie się w stosie, bo nie ma tyle miejsca na świecie, ani nie mamy całego życia, by móc je układać bez przerwy — dodała — A więc tak. Zaczyna się od zbudowania podstawy stosu z dziewięciu kamieni — miauknęła, po czym zaczęła je układać.
Obserwował, dokładnie zapamiętując to co kocica robiła.
— Następnie na tych kamieniach kładziemy kolejne cztery. To jest drugi poziom — rzekła, znów zaczynając pracę — A na koniec. — Wzięła w pysk ostatni kamień — Kładzifmy jefen kamień na safym szczyfie. — Ułożyła go dokładnie na samym czubku budowli. Ten był najbardziej okrągły i zarazem najjaśniejszy z nich wszystkich.
— Chyba rozumiem! Teraz ja! Teraz ja! — Podskakiwał piszcząc cieniutko.
— Więc wybierz swoje kamienie. — Wskazała na składowisko.
Podszedł do miejsca, w którym ich była cała masa i zaczął je wyciągać, kładąc obok, ostrożnie, aby nic im złego się nie stało. Gdy już wziął odpowiednią ilość, rozejrzał się za miejscem na zbudowanie stosu.
— Mogę tu? — Wskazał łapą.
— Jasne — odrzekła staruszka, obserwując poczynania kocięcia uważnie.
Zaczął układać kamienie tak jak zaobserwował to u Bylicy. Zabawa była przednia. Bardzo się ekscytował i podchodził do tej sprawy bardzo poważnie. Na końcu ustawił ostatni kamyk na szczycie i uśmiechnął się do babci promiennie.
— Udało się!
— Brawo! — miauknęła, uradowana, przymykając oczy i uśmiechając się. — To twój pierwszy stos. Jestem z ciebie bardzo dumna — powiedziała, po czym polizała go po główce.
Zamruczał zadowolony, przytulając się do kotki. Tak! Jego pierwszy stos! Samotniczka była z niego dumna! Mógł być teraz prawdziwym wyznawcą kamieni! Dołączy do ich społeczności i będzie je czcił z godnością!
— Cieszę się babciu! Jak wróci tata to mu to opowiem! Pewnie też będzie ze mnie dumny!
Bylica skinęła głową.
— Zaiste. Chciałabym ci pokazać coś jeszcze, ale jest bardzo zimno, a to dalsza droga...Chyba powinniśmy poczekać na porę nowych liści, bo zrobi się wtedy cieplej... A do tego chyba nadlatują nowe chmury i znowu będzie śnieżyca. Musimy się schronić w Drewnianym Gnieździe zanim to nastanie — powiedziała.
Skinął łbem.
— Dobrze to wracamy babciu — powiedział czując, że rzeczywiście mróz odbiera jego łapką czucie.
— Pa pa, kamienie — pożegnała się z nimi staruszka, a następnie ruszyli w stronę domu.
***
Babcia umarła tak niespodziewanie, że nie potrafił w to uwierzyć. Tata zabrał go szybko od reszty rodziny, bojąc się sprawiedliwości od Krokus. Nie wiedział dlaczego. Przecież to nie była jego wina. Na dodatek pochorował się. Dostał gorączki i coraz częściej czuł się źle. Aital próbował go leczyć najróżniejszymi sposobami, ale nic nie działało. Czy tak będzie wyglądała śmierć? Umrze jak babcia? Na samą myśl, zaczął cicho pochlipywać w jakimś kartonie, w którym aktualnie przyszło im spać. I wtedy... Tata przyprowadził jakąś panią. Nie miał pojęcia czy była prawdziwa. Mogła to być w końcu jakaś senna mara, ale podała mu coś do pyszczka, co szybko przełknął. Czy to była babcia?
— Babcia... — szepnął do samotniczki, która nie odpowiedziała.
Zasnął, a gdy się ocknął, czuł się już znacznie lepiej. Po dziwnej samotniczce nie było jednak śladu, a zapytany Aital powiedział tylko, że znalazł jakąś uzdrowicielkę i to ona się nim zajęła, a nie duch Bylicy.
Zrobiło mu się smutno. Tak bardzo za nią tęsknił.
Wyleczony: Szczurek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz