Pamiętał jak przechadzał się po obozie Klanu Burzy, kiedy jeszcze cały klan był zakładnikami. Kiedy ich serce, ich całe tereny należały do Klanu Wilka. Kątem oka widział ich pyski, zasnute pogardliwym wyrazem. Ich oczy, na nowo przesiąknięte jadem, gotowym wylać się, gdyby tylko mogli go dorwać. Był dla nich niczym więcej niż szumowiną, która wybierała strony jak mu wygodnie. A jednak, patrząc na nich, widząc całą ich złość, całą niemoc, nie czuł zupełnie nic. Pustka, która zaczęła mu towarzyszyć od zaginięcia Jelonka nadal go nie puściła. Trzymała w zimnych szponach, znikając jedynie w momencie, gdy mógł zobaczyć się z ukochanym, ojcem, albo... liderem Klanu Wilka. I tak jak pierwsza dwójka pozwalała mu na odetchnięcie, na ponowne zobaczenie kolorów w życiu, tak Mroczna Gwiazda stał po drugiej stronie jego emocji. Darzył kocura tak skrajną nienawiścią za wszystko co zrobił jego Jelonkowi. Złość sięgająca nieba zdawała się nie mieć końca. Już pierwszego dnia, gdy tylko dowiedział się o uprowadzeniu, Leśny Pożar obiecał sobie, że liderzyna Klanu Wilka... nie - cały klan Wilka będzie musiał zapłacić za swoje grzechy.
Podchodząc ddo dziury Jelonka, na rdzawym pysk rozbłysnął uśmiech. Kiedy niebieskie ślepie zwróciło się w jego kierunku, Pożar zgrabnie zeskoczył na dół, lądując przed kocurem.
— Jelonek! — zakrzyknął uroczym, energicznym tonem. Przyzwyczaił się do faktu, że musiał do kocura mówić prostszymi zdaniami. Dostosował ton głosu, wyraz pyska, a nawet postawę - wszystko, żeby Jeleni Puch mógł go lepiej rozumieć. Klarowniej, szybciej. Jak do nierozumnego kocięcia. Wiedział, zże tak przynajmniej go zrozumie. Pewnego dnia, wraz z cierpliwością, na pewno uda mu się przywrócić Jeleni Puch takim, jakim go znał przed porwaniem. Musiało się udać. — Buzi dla Jelonka! — zawołał znowu, widząc niezdarny Jelonkowy uśmiech.
— Pożał! — mruczał uradowany, gdy rudzielec z czułością lizał go po czółku. — Pożał włócić! Ja tęsknić za Pożał, jak Pożał nie być... — mruknął zaraz, kładąc po sobie resztki uszu. Syn Rozżarzonego Płomienia tylko westchnął cicho i otulił partnera ogonem.
— Pożar też tęsknić za Jelonek. Bardzo bardzo — miauknął cicho, odkładając łeb na łebku srebrnego. Gdyby tylko mógł, spędzał by swój cały czas tutaj w dziurze. Z Jelonkiem. Jednak nie ważne jak się starał, zawsze ktoś musiał przyjść i kazać mu wyjść. Kazać mu zostawić najdroższą mu osobę, gdy ten potrzebował go bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Serce łamało mu się za każdym razem, gdy błękitne ślepie przeszywał smutek. — Więc dzisiaj zostać na całą noc! Tulić i dawać buziaczki! — obiecał, mrucząc uspokajająco. Poczuł, jak Jelonek chowa nosek w sierści na jego szyi, jak jego ciepły oddech łaskocze jego skórę. — Buziaczki! — powtórzył z uciechą Jelonek.
***
Wióry. Tak mógł określić trawę, którą miał aktualnie pod łapami. Prawie rozsypywała się pod jego ciężarem, a jak nie, to kłuła i parzyła w już i tak suche, spękane poduszki. Rudzielec westchnął, potrząśnięciem próbując pozbyć się gorąca z grzbietu. Cholerna susza.
Klan Burzy odzyskał swoich wojowników parę dni temu. A raczej wojowniczkę i medyczkę. Wiśniowa Iskra od zawsze była chłodno nastawiona do syna Rozżarzonego Płomienia, ale odwiedzając ją w legowisku medyka w Klanie Wilka tylko bardziej czuł to na skórze. Aż nie udało im się zdobyć momentu dla siebie. Wystarczył moment, by mógł wymienić kilka zdań. Miał nadzieję, że dzięki temu, gdy wrócą z Diament do siebie, Klan Burzy nie spisze go całkowicie na straty. Nie mógłby wtedy wrócić do ojca czy Jelonka. A miał jeszcze coś do zrobienia. Żałował tylko, że stary pryk jakim był Mroczna Gwiazda nie będzie mógł tego zobaczyć.
Podczas polowania natknął się na coś bardzo ciekawego. Zapach. Duszący, gryzący w nos, zaraz nadgoniony przez czarny, oślepiający dym. Czerwony kwiat trawiący snopy traw i wysuszonych roślin w uderzenia serca. I śmieci dwunożnych obok. Już sczerniałe, osmolone, pachnące spalenizną i rozpuszczonym plastikiem. Zanim dołączył do Klanu Wilka, na widok rozprzestrzeniającego się w błyskawicznym tempie ognia zaraz by uciekł. Do ojca, ostrzec go przed niebezpieczeństwem. Słyszał wiele historii o poparzeniach i ogniu, który pożerał nawet struny głosowe. A teraz? Mimo mrowienia łap, chęć zemsty na Wilczakach przezwyciężała jakikolwiek zdrowy rozsądek jaki mu pozostał.
Chwycił w pysk suchą, długą gałąź, najgrubszą jaką był w stanie unieść i przytrzymał tak, by ogień liznął końcówkę. Skoro już i tak się paliło, dlaczego nie miałby skorzystać z okazji podrzuconej przez prababcię i nieco pomóc w smażeniu terenów Klanu Wilka?
Zaraz zaczął pędzić przez las, trzymając w pysku zabójczą broń. Czuł, jak iskrzy, jak gorąc podgryza jego policzek. Jednak w zastrzyku adrenaliny to było tylko to - podgryzanie. Nawet nie zauważył, jak zaczął czuć zapach siarki zaraz przy nosie. Żył aktualnie jedynie nadzieją, że płomienie z sukcesem zatańczą na grobie Omena, a ten, z piekielnych podziemi pożałuje, że nie docenił siły burzaków.
Nie wiedział, kiedy jego rozgrzane ciało objęła chłodna toń, a świadomość odpłynęła z nurtem.
***
Obudził się z piekielnym bólem głowy. Połowa jego pyska gryzła i swędziała niemiłosiernie, tak samo jak część gardła i prawy bok. Zmarszczył brwi i wydał z siebie głośne burknięcie, co zwabiło parę złotych oczu nad jego skromną osobę. Przyglądając się bliżej, mógł zobaczyć całkiem ładny i dodatkowo rudy pysk, uważnie oglądający jego łeb i szyję.
– Dobrze, że żyjesz, rydzu – zamruczała z nikłym uśmieszkiem, czekając, aż kocur usiądzie. – Nieźle cię poharatało w tym pożarze. Gdybym cię nie znalazła, pewnie czekała by cię rychła śmierć.
Leśny Pożar otworzył szerzej oczy, przypominając sobie ostatnie wydarzenia. Na jego pysk zaraz wlazł obrzydliwy uśmiech z akompaniamentem wydechu. Nie żałował niczego. Chociaż zemsta kosztowała nieco więcej niż przypuszczał, wiedział, że wilczakom nieźle się odebrało. Wciąż pamiętał płomienie pląsające w jego oczach i czerwone niebo nad ich terenami. Piękny widok. Doprawdy piękny. Z bólem otworzył pysk, chcąc podziękować rudej kotce, jednak z jego gardła zamiast normalnego głosu wydobyło się tylko głośne chrypnięcie, w którym ledwo co można było usłyszeć “dziękuję”.
– Nawdychałeś się dymu, więc to było oczekiwane – mruknęła tylko cętkowana. – Powinieneś dać gardłu odpocząć. Przyniosę ci coś do picia, poczekaj.
Gdy wyszła, kocur rozejrzał się po otoczeniu. Nora była mała, ale widocznie zadbana. Kocica nie pachniała jak żadna znana mu grupa. Była samotniczką? Więc dlaczego mu pomogła? Nie wierzył, że to z dobroci jej serca. Czyżby prababcia nadal nad nim czuwała? Oczekiwała czegoś, sprowadzając mu pod łapy przydatną duszę? I w dodatku w ich rodowym kolorze?
Gdy wróciła, przyniosła mu mech nasiąknięty wodą i niewielką mysz. W jej oczach widział zaciekawienie - przyglądała mu się uważnie, prawdopodobnie nie tylko z powodu ran, które obejmowały część jego ciała. Zdecydował, że gdy znów będzie mógł mówić, opowie jej skąd jest. Może Tygrysia Gwiazda będzie chętna do uzupełnienia szeregu wojowników, a w Klanie nareszcie znowu zaczną pojawiać się przyzwoite rude koty, a nie plebs, który nie potrafi się zachowywać.
– Jestem Zięba – przedstawiła się, a gdy on próbował znowu coś wycharczeć, ta tylko zatkała mu łapą pysk. – Imię zdradzisz mi, gdy twoje gardło znowu zacznie działać. Do tej pory będziesz Rydzem – uśmiechnęła się, marszcząc delikatnie rdzwy nosek, na co klasyk tylko wywrócił oczami. Rydzem? Cóż, przynajmniej lepsze niż Pszczółka…
***
Zięba okazała się całkiem przyjemną osobą przy której mógł powoli wracać do zdrowia. Wciąż ledwo mógł się ruszać, a pysk zalewała fala bólu za każdym razem, jak zmieniał minę, ale powoli mógł z powrotem mówić. Chociaż jego głos wciąż był zachrypnięty, a ruda przypuszczała, że już taki zostanie. Cóż. Pasowało do obrazu, który pojawiał się w tafli wody jak zerkał na swoje oblicze. Zięba z każdym dniem opowiadała mu więcej o sobie. O dorastaniu na plaży, życiu samotniczki, pragnieniu założenia rodziny…
Ah.
To dlatego dane było mu się z nią spotkać? Prababcia tak przekazywała mu znak, że miał przedłużyć ich ród? W Klanie Burzy miał tylko Jelonka, a z nim nie miał szans na potomstwo. Nie czuł jednak nic do Zięby. Nie nadawałby się do rodzicielstwa. Poza tym, nie wiedział jak Jelonek by zareagował… dlaczego się oszukiwał? Jelonek w aktualnym stanie nawet nie zauważyłby, że ma kocięta. A przecież Rozżarzony Płomień, jego ojciec, też tylko przedłużył swój ród. Między Szczypiorkową Łodygą a nim nie było żadnego uczucia. A Piaskowa Gwiazda potrzebowała silnych potomków. I z rodzeństwa tylko on się do tego nadawał.
W zamian za opiekę, raczył kotkę opowieściami o Klanie Burzy za czasów Piaskowej Gwiazdy i o samej kremowej liderce. Zięba zdawała się być niezwykle zainteresowana jej postacią oraz samym Klanem Burzy. Trochę mu zajęło, nim znów mógł chodzić z takimi obrażeniami, ale gdy w końcu udało mu się samodzielnie stawiać kroki, wiedział, że to czas by wracać. Do Jelonka. Do domu.
– Mam propozycję, Ziębo – powiedział, przygotowując się do wyjścia. – Wróć ze mną do Klanu Burzy. Dołącz – mruknął krótko, przełykając ślinę z nieznacznym skrzywieniem. Krtań wciąż go pobolewała podczas rozmowy w gorsze dni. – Zawsze chciałaś rodziny. A ja potrzebuję potomków. Brzmi jak dobry układ dla obu stron.
Zięba posłała mu nieco zaskoczone spojrzenie, jednak widział, że myśli nad odpowiedzią. Kiedyś, chcąc osiągnąć swój cel, starałby się chociaż być bardziej romantyczny w swojej propozycji, robiąc kotce jakieś nadzieje, by ją bardziej przekonać. Ale teraz? Chciał tylko wrócić do Jeleniego Puchu. Nawet w stanie, jakim był, tęsknił za jego jednookim spojrzeniem. – Więc?
– Dobrze.
Nieco zaskoczyła go pewna odpowiedź kotki. Nie tracąc jednak czasu, niedługo potem oboje wybrali się w podróż powrotną, po drodze załatwiając konieczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz