*księżyc po śmierci lidera*
To był koszmar. Mroczna Gwiazda żył w jego głowie, w jego myślach, snach, wspomnieniach. Czasami miał schizy, że go widział na jawie, stając zamurowany i wgapiając się w odległy punkt, który tylko on widział. Stał się bardziej nerwowy i niechętnie wybierał się na polowania z innymi. Kocur nie dawał mu spokoju. Wciąż gadał i gadał, i gadał. Marzył o tym, aby się zamknął. Kusiło go uderzyć się łbem o drzewo w nadziei, że to by pomogło. Noce miał całkowicie nieprzespane. Budził się z wrzaskiem, dygocząc jak osika, wybiegając w ciemną noc, by zwymiotować to co zjadł. Czuł się... chory. Nie dało się tak żyć. Nie dało. Czuł się tak, jakby jego umysł nie należał już do niego. Jakby był przez niego ściskany i siatkowany na małe kawałeczki. To było niczym gwałt na duszy! Czuł się nieczysty. I nic nie mógł z tym zrobić.
Udało mu się wymknąć samotnie na polowanie, co nie zdarzało się często. Zawsze go mieli na oku. Obawiali się, że znów coś knuł. Tylko... co? Lider nie żył, nie powinni mieć kolejnych podejrzeń. Teraz przez to, że miał niańkę w postaci ducha, wciąż nie czuł się sam. Próbował uciec... Uciec przed nim... Ale on zawsze był. Zawsze. Nawet w tej chwili. Wziął głęboki oddech, po czym usiadł na ziemi, wlepiając wzrok w podłożę. Musiał coś wymyślić. Pozbyć się go jakoś, bo już czuł, że było z nim źle. To nie tak miało się skończyć! Nie tak! Znów ta myśl zaświtała mu w głowie. Spojrzał na drzewo, po czym, a tak, dla spróbowania, by obalić swoją teorię, walnął się w nie łbem. Bolało.
— Jesteś? — zapytał, chcąc sprawdzić czy duch odpuścił.
— Oczywiście — rozległ się głos w jego głowie. — Tak prędko bym cię nie opuścił, choć ty zdajesz się dążyć do tego, by rozłupać sobie czaszkę jak Cienista Łapa.
Nie wyszło. Gorzkie rozczarowanie pozostawiło niesmak w ustach. Wcale nie chciał rozłupać sobie głowy! To było niedorzeczne. Musiał tylko sprawdzić... Tylko to. Zawsze istniała nadzieja, że to mogło sprawić, aby odpuścił. Aby zniknął z jego życia.
— Zostaw mnie... — wyjęczał wręcz błagalnie, osuwając się po drzewie. — Nie masz w tych zaświatach innych rozrywek? Pogadaj z rodziną czy coś.
Potworny śmiech przeciął mu głowę.
— Wręcz przeciwnie, Kruku, w tych zaświatach rozrywek jest co nie miara. A z bliskimi już rozmawiałem. To oni pomogli mi z męczeniem cię. Bardzo mnie wspierają — kolejna fałda śmiechu rozległa się w umyśle czekoladowego. — Nie zostawię cię, wróbelku. Nie po tym, co zrobiłeś. Wystarczyło tylko się poddać, ale zamiast tego wolałeś się sprzeciwić mojej woli... Więc teraz na własnej skórze czujesz, że ze mną nie możesz wygrać, nigdy.
Położył po sobie uszy, zwieszając nisko łeb niczym skarcone kocię. Nie przewidział tego. Gdyby wiedział, że śmierć nie oznacza końca, nigdy by nawet nie przeszło mu przez myśl, by odbierać mu życie! Teraz jednak było za późno. Czasu nie cofnie. Pozostał lament i płacz.
— D-dogadajmy się — wyjąkał, powoli akceptując fakt, że być może to była jedyna droga do uczynienia swojego życia lepszym.
Śmiech stał się jeszcze głośniejszy i jeszcze bardziej sardoniczny, wywołując w środku Kruka wrażenie, jakby jego mózg miał zaraz eksplodować.
— Och, w żadnym wypadku. Na dogadywanie się był czas za życia. Dawałem ci wiele szans, a mogłem cię zabić. Po mojej śmierci nie ma już kompromisów. Trzeba było myśleć i się poddać.
Złapał się za głowę, czując jak mu pulsuje. Skrzywił się, zamykając oczy, by ból rozszedł mu się po kościach. W takim stanie nie był w stanie nawet logicznie myśleć! Czuł się potwornie. Oddech mu przyśpieszył i gdyby nie to, że był sam, na pewno ktoś zaraz by się nim zainteresował.
— Błagam! Ja nie wiedziałem...! Nie wiedziałem o tym! — wyjęczał zbolałym głosem. — Przepraszam! A-a zresztą... Sam mówiłeś, że chciałeś się zabić! Nie mścij się za to, że ci pomogłem w osiągnięciu tego celu! Obiecuje, że nie będę nic knuł przeciwko twoim sojusznikom i dzieciom. Tylko odejdź. Spoczywaj w pokoju!
— A ja nie wiedziałem, że moja pierwsza partnerka ucieknie, a moje dzieci trafią do wrogiego klanu. Zapłaciłem za swoje błędy i wyciągnąłem z nich lekcje, których ty nie potrafisz wyciągnąć. Myślisz, że jeśli pogardzam śmiercią ze starości, to zaakceptuję fakt, że ktoś taki jak ty w tchórzliwy sposób usiłował się mnie pozbyć, ciesząc się z tego jak głupi? Nie, kochany. Dałem ci poczucie, że wygrałeś, pozwoliłem, żebyś myślał, że cokolwiek osiągnąłeś. Ale przy mnie... Jesteś tylko pesteczką, kleszczem, który wgryzł się w moje futro — zamruczał. — Już pokazałeś, ile twoje obietnice są warte, Kruku. Gdybyś przeciwko mnie nie spiskował, miałbyś moje zaufanie. Zawsze powtarzałem pierworodnemu, żeby nie mówił mi nic, zanim tego dokona. Nauczył się. Nie kłamał mi w pysk ani nie składał wątpliwych obietnic — Na moment głos umilkł, a gdy znów się odezwał, przesączony był słodką, sztuczną troską. — Co jest, Kruczyno? Gdzie jest ta twoja pewność siebie i triumfalny uśmiech? Już nie jest tak wesoło, gdy trzeba wziąć na barki konsekwencje swoich działań, prawda? Płacz dalej, a ja będę się wsłuchiwał. I będę nasycał się faktem, że złamałem ciebie i twoje nierealne marzenia.
Zacisnął pysk, siadając i opierając łeb o pień drzewa. Czuł tą bezsilność, jak go ogarnia i rzeczywiście powoduje, że z jego oczu uciekły łzy, a z pyska wydobył się szloch. Przegrał, przegrał! Zanim jednak rozkleił się całkowicie i poddał niczym ostatni tchórz, przypomniał sobie kim przecież był. Nie powinien ulegać duchowi. Nawet jeśli sprawa wyglądała na przesądzoną, nie mógł dać mu takiej satysfakcji. Sam przyznał, że nasycał się tym. Tą jego żałosnością. Otarł wściekle łzy, podnosząc się zaraz na łapy. Nie! Skoro chciał walki, to będzie walczył! Do końca swojego życia! Nie da mu triumfować! Mógł w końcu zachowywać się wciąż jak wygrany. To było oszukiwanie, ale być może go to wkurzy... Właśnie... Wkurzy go. Ten plan coraz mniej mu się podobał. Nie chciał go bardziej rozjuszyć. Co miał więc zrobić? Nie wiedział.
— Stanę się silniejszy... — miauknął na głos. Nie mówił tego do ducha, lecz do siebie. By dodać sobie otuchy i odzyskać utraconą nadzieję. — Nie będę się przed tobą kulił. Nie... Zignoruje cię. Tak... Znudzi ci się to. Będę udawał, że nie istniejesz. Nie jesteś w mojej głowie, to tylko głupie halucynacje spowodowane nieświeżą piszczką...
— Można siebie oszukiwać i rzucać na wiatr czułe kłamstewka, albo pogodzić się z okrutną prawdą — głos w głowie odezwał się tym razem z nutą politowania i rozbawionego, gardłowego pomruku. — To, że będziesz udawać, że nic się nie dzieje, nie znaczy, że to prawda i sam dobrze to wiesz. Twoje gorączkowe, błagalne wręcz szukanie oparcia w pocieszaniu się w myślach jest... satysfakcjonujące, Kruku. Jesteś zdesperowany, żeby odzyskać życie, które utraciłeś.
Czy był zdesperowany? Owszem. Nie wiedział w końcu co zrobić. To nie było coś co dało się załatwić łapami. Nie mógł uciec, nie mógł się z tym zmierzyć w walce. Ten stan był nieosiągalny. Chociaż jego ciało pragnęło się tego pozbyć, nie było żadnej możliwości, aby nawet dotknąć ducha tyrana łapą. Położył po sobie uszy.
— Co mi da pogodzenie się? — Wbił pazury w ziemię, czując rosnący gniew na Mroczną Gwiazdę i te jego perfidne zabawy. — Co mi da zaakceptowanie ciebie w mojej głowie? NIC! — krzyknął i przeorał pazurami korę drzewa. — Nic! — Ponownie wbił się w nią, przeciągając po niej łapami, aby nieco wyzwolić emocje, które się w nim kłębiły.
— Pogodzenie się ze swoim losem jest lepsze, niż próba zbuntowania się wobec tego, kto cię uciśnia. Nie chcesz denerwować ducha, Kruku. To, co ci zrobiłem to dopiero początek przy tym, co mogę ci zrobić. Zatem krzycz, płacz, tup nóżkami, dopóki masz na to siłę, aż i to zmęczy cię na tyle, że wypowiedzenie choćby słowa przeciw mnie byłoby dla ciebie niewyobrażalnym wysiłkiem.
Najgorsze co było w Mrocznej Gwieździe, to nie to, że gadał mu w głowie, ale to, że gadał z sensem. Jego słowa nawet za życia do niego trafiały. Odrzucał je jednak z uwagi na wole matki. Nie chciałaby, aby spoufalał się z wrogiem. Nie chciał jej po prostu zawieść, chociaż wtedy nawet przy nim nie była. W zasadzie... To nigdy nie była. Musiał tą sprawę przemyśleć. Gorzej, że duch słuchał wszystkiego. Nie podobało mu się to, że miał wgląd do jego myśli. Nie miał nawet małego grama prywatności!
Nie odpowiedział mu na to. Pozbierał się na łapy, po czym wrócił do obozu, zastanawiając się nad tym jak do tego tematu podejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz