*akcja dzieje się przed pożarem*
— To skarb mieć taką siostrę — przyznał. — A twoi rodzice? To bardzo szlachetnie z ich strony, że was wychowują i trwają przy was, choćby nie wiem co. To rzadko się zdarza w Betonowym Świecie. — I to była prawda. Sam był porzuconym kociakiem. Jego rodzice żyli i mieli się dobrze, lecz nie przykładali uwagi z tym co się z nim działo. Byli dla siebie kompletnie obcymi kotami. Jedynie jaki kontakt miał to z ciotką i kuzynami, z wiadomych względów. Byli wpływowi, a to była już idealna ochrona przed samotnikami, którzy chętnie rzuciliby się na niego z pazurami. Znajomości czasem były lepszą tarczą od własnych pazurów.
— Rodzice są... Specyficzni. Zabijali już wiele razy, ale nigdy nie chcieli, by to miało wpływ na nasze relacje. Betonowy Świat nie jest miejscem dla szczęśliwych i kochających rodzin, a jednak w takiej się urodziłam. Ale to nie zmienia faktu, że miasto nauczyło mnie wiele i nie zamierzam z tego rezygnować — odparła.
Ah... Nie wątpił, że te ścierwa zabijali wiele razy. Doskonale odczuł tą ich... okrutną stronę. Wszak to przez nich był tym kim był. Gdyby się nie wtrącali, z jego wzrokiem byłoby wszystko dobrze i zapewne nie pragnąłby gonić za zemstą. Jakże ciekawe było obserwować jak małe i głupie decyzję, niszczą kotom życie.
— To dobrze. Warto nie zapominać przeszłości i łączyć doświadczenia. Właśnie to w podróżach jest niesamowite. Uczysz się czegoś nowego i dzięki temu ulepszasz swój wachlarz możliwości. Niektóre koty walczą inaczej w zależności do jakiej dzielnicy się udasz. Zgaduję, że i leśne koty mają jakiś swój styl, jedyny i niepowtarzalny. Łącząc oba style można stworzyć coś jeszcze bardziej niezwykłego. W zasadzie to... Skoro już się spotkaliśmy, to może i ja podzielę się swoją wiedzą z tobą? Uczono cię kiedyś pływać?
Wilcza Tajga spojrzała na niego zaskoczona. Pokręciła przecząco głową skonsternowana.
— Nie... — odparła. — Nie miałam takiej sposobności.
— To co powiesz na zdobycie tej umiejętności? Będziemy musieli tylko skierować się w kierunku rzeki. — Usiadł, przez co zaczął górować nad kotką, w przeciwieństwie do tego jak leżał. — Akurat pływanie to cenna umiejętność. Nie raz ocaliła mi życie.
Oczywiście to było kłamstwo, bo jeszcze nie miał sposobności, aby się o tym przekonać, lecz owszem, uważał, że umiejętność utrzymywania się na wodzie była cenna. Pamiętał to jak ją ćwiczył i ile nałykał się cieczy, by zrozumieć, że oswojenie się z nią przyniesie mu więcej zysku niż straty.
Kotka zawahała się.
— Obiecujesz, że mnie nie utopisz? — powiedziała półżartem, ale na pysku widniał nerwowy uśmiech, zdradzający, że kotka obawiała się tego pomysłu. W pozycji siedzącej był od niej większy, co wprawiało ją w onieśmielenie. Musiała czuć się przy nim przynajmniej jak zając.
— Obiecuję. Nie pozwolę, aby stała ci się krzywda. Masz moje słowo. Zapraszam — Skierował kroki w kierunku rzeki, zaczynając jej wykładać najpierw teorię. — Najważniejsze to nie dać się ponieść emocją. Panika sprawi, że stracisz kontrole, dlatego zachowaj spokój. Niech woda będzie dla ciebie sojusznikiem, nie wrogiem. Bojąc się jej sprawisz, że dość szybko pójdziesz na dno. Ja zwykle pływam pod wodą, wynurzając się wtedy, gdy musze złapać oddech. Dzięki temu czuję się z nią jednością. Zwykle jednak koty pływają tak, że machają łapami, a głowę unoszą wysoko, by mieć nos powyżej tafli, aby złapać oddech. Najważniejsze jest w tym wszystkim nie samo machanie łapami, a właśnie łapanie powietrza. Musi być spokojne i głębokie. Bierzesz wdech i powoli wypuszczasz go nozdrzami, jak gdybyś go wstrzymywała. Równocześnie machasz łapami. Nie pozwól nigdy, aby zabrakło ci w płucach tlenu, bowiem to właśnie ono powoduje, że kot unosi się nad powierzchnią wody.
Wilczaczka wypuściła powietrze z płuc. Gdy dotarli na miejsce, podeszła do koryta rzeki, spoglądając w rwącą toń. Prąd był dostrzegalny, ale nie na tyle silny, by nie dało się przepłynąć rzeki lub choćby utrzymać się na powierzchni.
— Rozumiem — odpowiedziała na jego instrukcje.
Jej łapa posunęła się do przodu, a ciało zaczęło mrowić, gdy fale niebiesko-szarej wody zaczęły napierać na nią, pluskając i mocząc jej futro. Na samym początku rzeki było dość płytko. Wierzył, że kotka nie potrzebowała tutaj pomocy.
Wszedł za nią do wody, stając tuż obok niej. Tam gdzie woda sięgała u niej do pasa, u niego sięgała ledwie połowy łap.
— Spokojnie. Pamiętaj co mówiłem. Znormalizuj oddech, odbij się od dna i postaraj utrzymać się na powierzchni najdłużej jak potrafisz. Woda może zalewać ci w pierwszej chwili oczy, uszy i nos, co może być nieprzyjemne, ale nie daj się porwać panice. Będę tuż obok. Możesz wstrzymać za pierwszym razem oddech, tak jakbyś nurkowała. Wtedy będziesz mieć pewność, że nie nałykasz się wody, gdybyś chciała instynktownie odetchnąć pod wodą.
Wilcza Tajga napięła mięśnie. Z każdym kolejnym krokiem znajdowała się coraz głębiej. Przez pewien czas czuła jeszcze pod łapami wilgotny grunt, ale potem i on zniknął, a rzeka stała się głęboka. Z początku się zawahała. Czując, jak nagle traci bezpieczne podłoże, odbiła się od niego łapami i zaczęła łapczywie machać tymi przednimi, starając się utrzymać na powierzchni. Zgodnie z poleceniem wstrzymała oddech, choć czuła, jak cała przemaka, a otoczenie wokół stało się przyćmione, gdy woda wleciała jej do uszu. Serce zabiło mocniej, gdy woda sięgała jej do wysokości podbródka. Z początku udawało jej się pływać na całkiem dobrej wysokości, ale potem zaczęła się podtapiać. Źrenice jej się zmniejszyły, a woda wleciała do nosa. Płynąc ciągnięta lekko przez prąd, wymachiwała łapami i pięła się do góry, byleby tylko jej głowa nie znalazła się pod wodą.
Obserwował to ze spokojem. Mógł dać jej tu zginąć. Utopiłaby się, a jej rodzice oszaleliby z rozpaczy. Chociaż... nie... Wątpił, aby cokolwiek dla nich znaczyła. Może i zabrali ją ze sobą, ale skąd miał wiedzieć, czy ta strata ich dotknie? Mieli w końcu jeszcze jedną córkę, a mordercy... to mordercy. Oblizał pysk widząc jak woda zalewa ją coraz bardziej. Wystarczyło poczekać. To była chwila moment. Tak właśnie kończyły się spotkania ze śmiercią. Jednak... Przekręci łeb. Mógł inaczej sprawić im ból. Co boli gorzej od śmierci ukochanego dziecka? Świadomość, że należała do niego. O tak... Mógłby sobie wziąć ją jako rekompensatę za swoją śmierć. Taką zaliczkę... Dlatego też wszedł głębiej do wody, biorąc głęboki oddech i zanurkował. Świat ucichł. Przyciemniał... Odepchnął się potężnymi łapami i podpłynął do szamoczącej się postaci. Uniósł Wilczą Tajgę na swoim grzbiecie ku powierzchni, by mogła złapać oddech, sam wynurzając łeb, wypuszczając z nozdrzy kropelki wody. Zaczął wolno i leniwie, holować ją na swych barkach ku płytkiej wodzie. Bił od niego spokój, co rzeka wyczuła, nie sprawiając mu problemu. Gdy poczuł pod łapami dno, zatrzymał się, ale nie wyszedł z niej bardziej. Woda dalej oblewała jego bok, sięgając mu do szyi.
— W porządku? — zapytał, kątem oka spoglądając na postać na jego grzbiecie.
<Myszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz