Wieczór nigdy nie potrafiła rozmawiać z innymi w swoim wieku, bądź nawet nawiązywać z nimi kontaktu. Po prostu nie przychodziło jej to tak prosto. Wolała dyskutować z kotami doświadczonymi, starszymi od niej. Oni mogli jej opowiedzieć ciekawe rzeczy, a o czym miała rozmawiać z rówieśnikami? Nie wiedziała, jakie tematy ich interesują, a które przyprawiają o zawrót głowy. Próbowała siebie przekonać, że nie potrzebowała kontaktów z innymi uczniami. Była samowystarczalna i nie potrzebowała przyjaciół. Chyba… Czasem czuła się jak odludek i jakiś miły kolega bądź koleżanka, z pewnością pomogliby zwalczyć nudę. Ciągłe spędzanie czasu na nauce czy głupotach z Sosnową Igłą i Upadłym Krukiem, koniec końców nie było jakieś ciekawe. Nie chciała jednak przyznawać się do tego, że potrzebuje kogoś w życiu. W szczególności, iż nie chciała zwracać uwagę na swoje emocje. Mogło to ją tylko osłabić i rozproszyć.
Spojrzała na kotkę, która na nią wpadła. Zmrużyła wściekle oczy, ale nie krzyknęła na nią. Nawet jeżeli jej głupstwo i brak rozwagi ją zdenerwował, musiała uchodzić za kogoś, kto potrafi powstrzymać się od agresji słownej. Ciągle nad tym pracowała, bo czasem już nie mogła patrzeć na te żałosne istoty. Cedrowa Łapa się do nich zaliczała, nawet jeżeli Wieczór nic nie wiedziała o jej osobowości. Praktycznie jej nie znała, nigdy nie rozmawiały i jedynie widziała ją kilka razy w legowisku uczniów oraz obozie. Kotka przybyła do klanu z rodzeństwem, niemym ojcem i… Jego przyjacielem? Dziwiła się, czemu samotnicy zdecydowali się dołączyć do klanu. Musieli tu przecież dostosować się do pewnych zasad, niejako związać ze społecznością, która najprawdopodobniej wyznawała inne zasady niż oni. Słyszała o jakimś plemieniu w którym żyła cała ich rodzina. Czy po takich kotach z niewiadomo skąd można oczekiwać lojalności? Czy w najtrudniejszym dla klanu momencie, po prostu nie odwrócą się i pójdą swoimi ścieżkami, bo tak im łatwiej? To było skomplikowane.
-Widzę. Nic się nie stało, tylko patrz przed siebie - stwierdziła, przestając mordować ją wzrokiem.- Frezjowy Płatek to twoja mentorka, racja?- zapytała się, odprowadzając wzrokiem wspomnianą kotkę, która udała się do legowiska wojowników. Uczennica kiwnęła głową.
- Tak- odpowiedziała tylko, wyraźnie ciekawa o co chodziło czarnej. Uśmiechnęła się tylko lekko, praktycznie niewidocznie. Nie olała jej na samym początku, to dobry znak.
- Zazdroszczę ci. To moja mama i jest naprawdę dobrym kotem. Z pewnością dobrze cię wyszkoli i nauczy wszystkiego co potrzebne.
- Jak na razie jest dobrze. Frezjowy Płatek jest… Miła - powiedziała niebieska, lekko zmieszana. Co się dziwić, Wieczór chyba po raz pierwszy rozmawiała z kimś w jej wieku (oczywiście odliczając Koszmara, ale gdyby nie byli rodzeństwem, nie przejmowała by się jego kłapaniem szczęką). Czarna czuła się strasznie dziwnie rozmawiając tak spokojnie o pierdołach z inną uczennicą. Nie sądziła, że to może być tak… Mało stresujące. Myślała, że każdy od razu by ją olał i poszedł w pizdu.
- Bycie miłym to nie jest klucz do dobrego wyszkolenia, ale racja. Jest naprawdę super, w przeciwieństwie do Mysikróliczego Śladu.
- A co z nim nie tak? - kotka wydawała się nieco zmieszana jej opinią. - Przecież jest zawsze dla innych przyjazny i uprzejmy.
- Nie czuję, żeby był dla mnie odpowiednim mentorem. A twoim zdaniem jakie ma niby predyspozycje to uczenia innych? - burknęła nieco skołowana. Czy tylko ona uważała Mysikróliczego Bobka za kogoś, kto nie powinien trenować uczniów? Było o wiele więcej innych, dobrych mentorów, tylko on jakoś nie pasował. Kara od dziadka była strasznie okrutna…
- Aha?... - Cedr wydawałoby się, że żałowała podjęcia rozmowy z Wieczór. Parsknęła tylko cicho. Bez sensu. Mówiła całą prawdę, a kotka zamiast normalnie prowadzić dyskusję, wlepiała w nią gały jakby zjadła ślimaka i nie chciała nawet poznać lepiej jej opinii. Zerknęła w stronę kotki po chwilowym namyśle, ale jej już tam było. Kierowała się już w stronę stosu zwierzyny, mrucząc coś, że ma rzeczy do zrobienia. Syknęła mocno na nią wkurzona. Gdyby nie oderwała od niej wzroku, na pewno by sobie nie poszła i wymusiłaby na niej jakąkolwiek trzymającą się rozmowę, ale kotka wykorzystała sytuację, że była lekko zamyślona. Właśnie dlatego nie lubiła rozmawiać z innymi. Łudziła się, że będzie dobrze, ale nie udało się. Dorośli zawsze jakoś poprowadzą konwersację, a inni w jej wieku jak temat jest niewygodny, to albo od niego uciekną albo w ogóle oleją rozmówcę. Widziała kilka razy takie zachowanie u Koszmara. Kiedy wytykała mu podstawowe błędy, najlepiej było atakować personalnie… Czy każdy tutaj taki był? Czy każdy tchórzył przed głupią rozmową? Gdyby kotka sobie nie poszła, przynajmniej by się dowiedziała w czym według niej dobry jest Mysikróliczy Ślad. Może nie dostrzegała jakiejś jego dobrej cechy?
***
Myślała, że po tym jak wygrali z Klanem Burzy i została wojowniczką, będzie żyła w spokoju. Byli lepsi od tych głupich Burzaków. Było ich dużo oraz byli bardzo dobrze wyszkoleni.. Jednak okazało się, że się przeliczyła. W ich klanie zaczęło się robić strasznie dziwnie. Koty czuły się osłabione i to było oczywiste, że te królikojady coś zmalowały. Ciężko jej było obserwować niegdyś silnych wojowników, teraz ledwo chodzących i nienadających się do niczego. Przeklinała w myślach każdego Burzaka z osobna, za znaczne osłabienie ich klanu i wprowadzenie takiego chaosu. To było wszystko ich wina, odpowiadali za to, że tak wiele kotów leżało teraz praktycznie nieżywych w legowisku medyka. Te szmaty powinny za to zapłacić, jednak były to marzenia, których nie dało się ziścić. To oni ich zaatakowali, odbijając swoich z ich łap i zabijając kilka kotów. Jednym z nich był ojciec Cedrowej Łapy. Było jej trochę przykro patrzeć na to, jak kotka była przejęta jego śmiercią. Ona też pewnie podłamałaby się, gdyby musiała się pożegnać z Chłodnym Omenem już na całe życie, bo jednak bycie duchem nie było aż takie fajne, ponieważ nikt cię nie widzi… Koszmar mógł być niewidocznym dymem, ale ojca wolała w cielesnej postaci.
Dobrym momentem jeszcze przed tym całym chaosem było włączenie jej do kultu. Z dumą nosiła na uchu znak przynależności do tej sekty, cieszyła się, że nikt nie był tak na nią obrażony, by ją wykluczyć z tego rytuału. Gdyby Koszmara dopuszczono do bycia kultystą a jej nie, byłaby wściekła do końca życia. Nie chciała, by ktoś ją odepchnął na bok ze względu na wcześniejszą niechęć do Mrocznej Gwiazdy. Była dzieckiem i Ruina po prostu podsycała w niej złe przekonania. Teraz rozumiała pewne kwestie, więc wiedziała więcej na temat życia oraz świata. Na przykład nie rzucałaby obelg w czyjąś stronę pusto w wiatr, bo można było potem za to zapłacić. Ciężko było stwierdzić jaka jest jej opinia o innych, bo gdyby głośno wyrażała do kogoś niechęć, to od razu byłaby przekreślona w jakiejś grupie w klanie. Bycie neutralną wobec innych było lepsze, nawet jeżeli skrycie nienawidziła wiele kotów. Reputacja była ważniejsza niż głupiego wyznania swoich racji.
Szczęście trochę przyćmione wojną nie trwało długo. Śmierć jej dziadka była cholernie szokująca i niespodziewana. Zwiastowało to tylko kłopoty. Taki silny i inteligentny kot od nich odchodził? Nie wierzyła, że klan będzie dobrze się trzymał z Stokrotkową Gwiazdą na czele. Za to Szakal Szał była nawet okej, jedyne zastrzeżenie jakie wobec niej miała, to jej zmarła siostra. Wolała, żeby nie były zbyt podobne, bo jeśli by tak było, od razu pójdą na dno. Nie zapowiadało tak się jednak- wydawała się być bardziej rozważna od tej wpadki i jednego wielkiego żartu. W kulcie oczywiste było to, że to Chłodny Omen przejmie stery. W końcu, był synem Mrocznej Gwiazdy i był strasznie dobrze wyszkolony oraz mądry. Niektórzy nie byli pewni czy to dobry pomysł (jakby mieli jakiegoś innego kandydata), ale była pewna, że nikogo lepszego nie znajdą. Bo co, taki Szczurzy Cień miał zostać ojcem kultu? Chyba nie. Miała tylko nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.
***
Powoli traciła jakiekolwiek chęci, by myśleć, że nadejdą lepsze czasy. Wszystko się sypało i tyle. Nie żeby ją to obchodziło jakoś za bardzo, ale nie można było tego zignorować. Wojna, druga wojna, odejście Mrocznej Gwiazdy a teraz… Pożar! Jakby im brakowało zmartwień o przyszłość. Było to dość niespodziewane. Akurat wracała do obozu, kiedy swąd zaczął ją strasznie drażnić. Czuła się, jakby w jednej chwili rozpoczął się wielki chaos. Dym oblatywał ich z każdej strony. Palił się las i całe szczęście, że przebywała akurat w innym miejscu na terenach Klanu Wilka, niż te, które się fajczyły, inaczej byłaby już trupem jak jej dziadek.
Stokrotkowa Gwiazda zarządziła ewakuację, gdy dym zaczął już drażnić płuca każdego kota i groziło niebezpieczeństwo, że płomienie wedrą im się do obozu. Wbiegła do legowiska starszych. Smutno jej było widzieć Sosnową Igłę w miejscu dla staruchów, ale nie mogła się tym teraz przejmować. Trzeba było pomóc "staruszkom" w opuszczeniu obozu, by się nie zaczadziły.
- Chodźcie, trzeba iść, zarządzono ewakuację - powiedziała do nich, chociaż obstawiała, że już coś słyszały, bo kotki nie były przecież głuche. Jak Sosnowa Igła zaczęła wstawać, podeszła do niej by próbować ją asekurować, gdyby stawy zaczęły jej już szwankować.
- Nie jestem taka stara, nie musisz mi pomagać w chodzeniu - usłyszała jedynie syk niebieskiej, na co jedynie wzruszyła ramionami. Stara sknera.
- Jak sobie życzysz. Hm? - spojrzała pytająco w stronę złotej kotki. Tutaj nie spotkała się z tak niemiłą odmową. Trochę to rozumiała, Irgowy Nektar była już strasznie stara. Podeszła do babci i pomogła jej wstać. Była tuż przy niej jak jakiś cholerny anioł stróż. Kiedy ona tak się zestarzała… Aż się bała, czy jej jakiś staw nie wyskoczy albo czy nie złamie sobie kości. Gdy wyszły już z legowiska starszyzny, spojrzała na bok. Cedrowa Łapa. Niegdyś kotka, która mogłaby jej konkurować, teraz kisiła się dalej jako uczeń. Wieczór kaszlnęła, czując jak dym wkrada jej się przez nozdrza do płuc.
- Chodź, idziemy! Ruszaj się szybciej, bo za chwilę zostanie z ciebie sterta popiołu! - krzyknęła na szylkretkę, próbując ją pospieszyć. Nie mogli tutaj siedzieć i ociągać się, bo ktoś nie za bardzo chciał się spieszyć.
<Cedr?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz