Miodunka przechodziła przez tłum zebranych. A raczej przebiegała. Bo wiedziała, kto musiał być na liście do zabicia.
Podeszła do Śliwki, siedzącej przy ciałach. Córka odwróciła w jej stronę głowę. Ze ślipi ściekały jej łzy, a pysk zakryła łapą, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Tylko piski wychodziły z jej gardła. Smutne, wysokie piski, podczas gdy młoda kotka zacisnęła mocno swe ślipia, nie mogąc powstrzymać szlochu nad losem jej dziadka.
Starego, głuchego, bezbronnego Bza.
Pod łapy Miodunki skapnęły jej własne łzy. Zacisnęła zęby, a jej ogon zaczął bić na boki.
Spojrzała na tłum. Oczyma przechodziła z kota na kota, szukając tego jednego, znajomego pyska.
I w końcu dostrzegła ją.
Witkę.
Musiała brać w tym udział. Albo ona, albo Plusk, albo obie. Na żadnym z kotów nie było widać śmiertelnych obrażeń. Musieli zostać otruci. A medyczki miały trucizny, jako jedyne wiedziały, co podać.
Witka musiała brać w tym udział. Miodunka wątpiła, by uzyskali pomoc od jej matki. Może i zabiła Brzoskwinkę, ale szylkretka mimo nienawiści skierowanej w jej stronę, wiedziała, że tego zarzucić jej nie mogła. Ruda nie zabiła by Bza.
Za to Witka tak.
Była córką Komara. Oczywiście, że szukał by w niej wsparcia. I by je znalazł, tak jak wtedy, gdy zamordowali Borówka. Jej syna.
Białe łapy wojowniczki uderzyły o ziemię, gdy ta skierowała się w stronę Witki stojącej gdzieś za większością tłumu. Kpiący, gorzki uśmiech wstąpił na jej pysk.
Jak śmiała. Odebrać jej i syna, i ojca. Dla kaprysu Komara, który praktycznie się nią nie opiekował za kocięstwa.
Lecz po chwili stanęła, przyglądając się kotce uważnie. Zmrużyła oczy, a z jej pyska zniknął uśmiech, zamiast niego został kamienny wyraz.
Nie mogła jej nic zrobić na oczach reszty. Nawet, jeśli część by ją poprała, reszta by ich pewnie powstrzymała. Mieli w końcu tylko dwie medyczki. Z czego to Witka była tą bardziej angażującą się, a co ważniejsze – młodszą. Na starą Plusk nadchodził już czas.
Ale Witka miała jeszcze przed sobą wiele księżycy.
Miodunka zawróciła do ciała Bzu, ale słysząc głos Jaskółki, zatrzymała się.
Ostatnie pożegnanie…
Muszą na nie przyjść. Dla Bzu.
***
Zebrali się. Gwiazdy świeciły nad zagajnikiem, a wiatr rozczesywał lekko ich futra. Przyszło dużo kotów. Nawet tych niewierzących we Wszechmatkę. Łącznie piętnaście kotów. Przynosili rzeczy do złożenia w grobie ich bliskich. Pojawiła się nawet przeklęta Fretka. Miodunka nie mogła nawet wiedzieć, czy i ile z tych kotów brało udział w tej nocnej rzezi. I zdawała sobie z tego sprawę. Myśl, że któraś z osób, które ją otaczały teraz, w ostatnim pożegnaniu z jej ukochanym ojcem, brała udział w jego morderstwie, albo patrząc, albo wpychając mu jagody w pysk, sprawiała, że jej serce zaczynało szybciej bić. Ze złości. Z żalu. Z chęci wygonienia tych zdrajców z tego miejsca. Aby nie zatruwali jej wspomnienia o ojcu swą obecnością, swymi zdradliwymi pyskami.Ale nie mogła tego zrobić. Bo nie wiedziała kto to. Poza jedną, pewną personą. Której nie mogła zaatakować, ze względu na jej pozycję. Poza tym… i tak jej gardło było zaciśnięte z żalu i teraz nie miała by nawet możliwości, by krzyczeć.
Wraz ze Śliwką trzymała legowisko Bzu.
Widziała, jak Jaskółka zbiera się do rozpoczęcia ceremonii. A następnie otwiera czarny pysk okalany siwymi włoskami.
— Zgromadziliśmy się dzisiejszego wieczoru by pożegnać naszych przyjaciół, matki, ojców, kocięta... których życie zostało niesprawiedliwie skradzione. — ogłosiła. — Niektórzy z nich byli dla nas całym światem, inni zaś kolegami, znajomymi z patroli. Każdy z nich był wyjątkowym członkiem naszej społeczności. Cisza i pustka, którą po sobie zostawili jeszcze długo będzie tkwić w naszym sercu. Ich pamięć i wspomnienia z nimi będą żyć w nas i przekazywane będą dalej.
Jaskółka wzięła większy wdech, a Miodunka dostrzegła jej smutek. Stres. Ale była silna. Pomagała im w żałobie. Wspierała poszkodowane rodziny i zmarłych.
— Czeka ich ostatnia wędrówka. Do miejsca, którego tylko oni znają. Będzie ona niełatwa, samotna. Niech nasza pamięć i miłość doda im sił. Perkozie. — zaczęła zeskakując z gałęzi. Miodunka obserwowała uważnie przebieg ceremonii. Chciała wiedzieć, jak będzie wyglądało żegnanie jej ojca w praktyce, nim do niego dojdzie.
Jaskóła podeszła do spoczywającego martwego rudego kocura — Pamiętam cię jeszcze jako niewinne kocię. Wraz ze swoją siostrą Miodek, wychowaliście się bez ojca i matki. Mimo to potrafiłeś obdarować ciepłem innych i stworzyć własną rodzinę. Byłeś dobrym wojownikiem, wspaniałym mentorem i kochającym ojcem. Niech pamięć o tobie zostanie z nami.
Czarna zawołała ruchem ogona młodego ucznia. Bławatek podszedł do grobu i złożył posłanie wojownika obok niego. Jaskółka wzięła jedno z piór wplątanych w jej sierść. Białe, sztywne pióro zostało wręczone martwemu kocurowi.
— Niech twa odwaga i czystość wspomaga ci w odnalezieniu drogi do celu. Niczym gęś stąpaj pewnie po swej ścieżce. Nigdy nie wątp w wartości, za które walczysz. Słuchała dalej, kolejnych wywodów o Żurawinku. O Maczek. Lubiła starszego i jego partnerkę. Chciała się od nich dowiedzieć więcej o Wszechmatce, tak jak poleciła jej Gwiazdnica, ich córka. Teraz już nie będzie miała takich okazji.
Skupiła się jednak na nieruchomym ciele starszego vana. Opuściła uszy, a łzy wypełniły jej ślipia, zamazując widziany obraz, zamieniając jej ukochanego ojca jedynie w jasną plamę.
Podeszła wraz z córką, gdy zostały zawołane. Przy nich była też Krucha. Miodunka widziała, że ta zaprzyjaźniła się z jej ojcem. Rozmawiali, na tyle na ile byli w stanie rozmawiać przez jego głuchotę. Kremowa nie mogła mieć nawet pojęcia, jak bardzo Miodunka była jej wdzięczna. Za wszystko, co zrobiła dla jej ojca, co sprawiło, że był szczęśliwszy i za to, że była tu z nimi teraz.
Złożyli legowisko. Krucha zostawiła przy starszym pęk Bzu.
Tak oto kończył głuchy syn Brzoskwini, dawnej liderki.
Zabity przez bezdusznych, lecz żegnany i rzewnie opłakiwany przez rodzinę, na ceremonii, na którą definitywnie zasłużył.
***
Treningi zostały wstrzymane przez Agresta i Fretkę. Jaskółka zapowiedziała zmiany w Owocowym Lesie i niedługo potem dowiedzieli się, czego one miały dotyczyć. Nowe rangi. Zwykłe jak i dla wyznawców. Miodunka nie wiedziała, jak ma się odnaleźć w nowym ładzie. W nowej definicji nie wiedziała, jak bardzo pasuje do niej pozycja wojownika. Miała czas aby zdecydować. Jednak czuła, jak ten przesypuje się między jej łapami niczym piasek. A dalej nie wiedziała. Śliwka poszła na zwiadowcę. Nikt pozostał wojownikiem. Nawet mimo tego, że już się do siebie nie odzywali, dotarła do niej informacja o decyzji kocura.A ona? Ona dalej nie wiedziała. Ta pewna siebie Miodunka, która ćpała niegdyś swego partnera i robiła tyle okropieństw, używała szantaży, dalej nie wiedziała kim miała być. A była już od dawna dorosła.
Postanowiła więc pójść po poradę. Do jedynej osoby, która mogła jej dać odpowiedź.
Szła przez las. Wiedziała, że Jaskółka wybrała się na samotny spacer. To zapewni im prywatność. Miała zamiar poprosić starszą o pomoc. O pomoc w wybraniu jej ścieżki.
Gdy tylko dostrzegła czarne futro, podeszła do kotki odwróconej do niej tyłem.
– Jaskółko… – zwróciła się do niej cicho. Ta natychmiast odwróciła się.
– Tak, Miodunko? Czy coś się stało? – kojący głos kotki dotarł do jej uszu.
Wzięła głęboki wdech, siadając.
Nie wiedziała, kim teraz ma być i jak żyć, gdy nie mogła zemścić się na tych, którzy tak ją skrzywdzili. I musiała z nimi żyć w jednym obozowisku, spać na jednym drzewie. Ze smutku odcięła się nieco od kotów. Dalej starała się być tym, kim była dawniej – charyzmatyczną, silną wojowniczką, budzącą zaufanie. Ale teraz biło to od niej – ten smutek, ten żal. Została jej tylko córka. Śliweczka. I teraz to z nią głównie spędzała czas. Choć starała się emanować tym co dawniej, to przybijająca atmosfera, mimo uśmiechów otaczała ją. Nie wysypiała się tak dobrze, jak dawniej.
Gdy zorientowała się, jak długo milczy, bo dotarło do niej ponowne pytanie Jaskółki, w końcu odezwała się.
– Nie wiem… kim zostać. Nie czuję, że ranga wojownika w nowej definicji dobrze do mnie pasuje. Ale nie wiem, czy zwiadowca również, bo nie znam tego fachu tak dobrze, jak ci, którzy go praktykują. Mam cechy jednego i drugiego. Nie chcę być stróżem. Ale nie umiem wybrać. Proszę, pomóż mi, Jaskółko. Pomóż mi odkryć, w czym się lepiej odnajdę – poprosiła.
– Rozumiem twoje zagubienie, lecz niepotrzebnie aż tak się tym przejmujesz. Stanowisko wojownika nie zmienia się aż tak bardzo. Może zadam ci parę pytań i to pomoże ci zdecydować? – zaproponowała Jaskółka łagodnie.
Miodunka zgodziła się skinieniem głowy. Tak, to powinno pomóc… miała przynajmniej taką nadzieję. Usiadła przed czarną, czekając na pytania.
– A więc… czy bardziej odnajdujesz się na drzewach czy na ziemi? Wolisz patrolować czy polować? Jesteś lepsza w walce czy w skrywaniu się? Wolisz walczyć czy skrywać się wśród cieni?
Sama zadawała sobie już wcześniej te pytania… i jej to nie pomogło w decyzji. Miała nadzieję, że Jaskółce się powiedzie obrać dla niej odpowiednią drogę.
– Na... drzewach i na ziemi odnajduje się podobnie. Lubię skakać po gałęziach, ale też biegać między krzewami i się w nich kryć. Bardziej chyba lubię polować, niż patrolować. Z walką i skrywaniem się w cieniach... nie jestem pewna - położyła po sobie uszy, smutna że jej odpowiedzi były tak mieszane.
– Może spróbuj na razie jako wojownik. Jeśli uznasz, że to nie jest twoja ścieżka porozmawiam z Agrestem. – rzekła Jaskółka.
– Dobrze – szylkretka zgodziła się z córką Jedynki i Kudłacza.
Potem jeszcze chwilę porozmawiały towarzysko, Jaskółka zapewniła ją, że wszystko będzie dobrze, po czym rozdzieliły się.
Miodunka miała tylko nadzieję, że Jaskółka ma rację…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz