Patrzyła na ciągnięte po ziemi, jeszcze ciepłe ciało rudej kotki z nory. Kunia Norka zamarła, patrząc, jak zabierają Sarni Krok. Zostawiała za sobą płomieniście czerwony ślad, zanim nie poprowadzono jej poza obóz, by dokonać pochówku. Bez czuwania. Bez kultywowania żadnej świętej tradycji. Mierzyła wzrokiem w przerażeniu przywódcę, który chwilę temu ukazał swojej partnerce swe prawdziwe oblicze i była to ostatnia rzecz, jaką zobaczyła. Kuna skłamałaby, gdyby powiedziała, że niedowierza. Klan Wilka widział tego za dużo. Mroczna Gwiazda panował już za długo. Ten terror musiał się zakończyć!
Spotkała się wzrokiem z liderem. Pisnęła cicho i cofnęła się w odmęty własnego legowiska.
***
Próbowała opatrzeć ranę Cedrowej Łapy – na próżno, gdyż marny opatrunek prędko spadł, gdy tylko młodą kotkę powalił biały wojownik. Kuna cofnęła się w odmęty zarośli, gubiąc spadające liście nagietka, które szybko zostały rozdeptane na ziemi przez kolejnych wrogów. Próbowała się zebrać, iść pomóc współklanowiczom, ale zamiast tego obserwowała walkę, wodząc wzrokiem po obcych wojownikach spłoszona. Schowana pośród liści stawała się jednak coraz bardziej zlękniona podłą i okrutną walką. Klan Burzy był wściekły za księżyce opresji. Nie mogła się im dziwić. Nie zasługiwali na swoje upodlenie.
Pazury przecięły parę jeżynowych liści zaraz przed nią. Cofnęła się gwałtownie, widząc czarnego burzaka, szarżującego wprost w jej stronę. Gęsta, krzewowa powłoka i wróg na froncie uniemożliwiały jej jakąkolwiek ucieczkę. Miała wrażenie, że kocur wcale nie zauważał rozsypanych ziół, które wskazywały na jej rolę i niewinność w tym wszystkim. A z każdym krokiem narastał w nim tylko gniew. Gdy kocur skoczył, by się na nią rzucić próbowała przemknąć pod nim, jednak była zbyt wolna. Złapał ją za zad, przewracając. Bura wbiła z impetem pysk w ziemię.
Próbowała się bronić. Próbowała drapać, gryźć, wszystko, byle kocur w końcu zrezygnował. Jej łapy jednak już dawno nie zaznały prawdziwej bitwy. Umysł wypełnił się wiedzą o ziołach, nie o ruchach walki. Szanse w starciu z doświadczonym, wściekłym wojownikiem były przechylone na jego korzyść.
Kolejne szarpnięcie za jej szyję spotkało się z kolejną falą bólu. Krew wytrysnęła z niej jak z rozdartego zbiornika. Pisnęła przeraźliwie. Traciła siły. Kurz wzbijał się w powietrze z każdym szybszym ruchem walczących, dostając się do jej oczu i oślepiając. Podobnie brud, który jak pijawka wgryzał się boleśnie w rany. Zauważała, że każdy jej ruch staje się wolniejszy, mniej celny, bardziej ociężały. Dyszała, cudem unikając części ciosów – inne, dobrze wymierzone, celnie trafiały w jej ciało, powodując za każdym razem kolejne wrzaski i syki. Mimo gęstwiny kotów obok, żaden nie szedł jej z odsieczą. Żaden wilczak nawet nie patrzył na jej niedolę. Słabła z każdym uderzeniem serca, kroplą krwi spływającą po nastroszonym futrze. Upadła, przymykając powieki, które nagle zaczynały ciążyć. Zostawili ją na pastwę losu. Pastwę niesprawiedliwości.
...
Usłyszała nagle głośniejsze odgłosy zażartej bitwy. Syki z bólu i furii. Nagle skierowany w jej stronę, ciepły głos:
— Idź w bezpieczniejsze miejsce, proszę — miauknął ktoś, lecz nie potrafiła rozpoznać jego głosu. Mówił szybko, zlękniony. Kotka z trudem podniosła się na słabych nogach. Otworzyła jedno oko, ale nie była w stanie zobaczyć w wirze walki i kurzu kto był jej bohaterem. Nagle przebiegł zaledwie długość kociego kroku przed nią obcy wojownik, przez co cofnęła się. Wczołgała się do pobliskiej nory, a mocny, duszący zapach ziół natychmiast dał jej poczucie bezpieczeństwa. Przetarła nieudolnie sklejone ślepia i na wpół po omacku chwyciła za garstkę pomarańczowych kwiatów i pajęczyny. W najgłębszą ranę wepchnęła sobie kawałek brudnego mchu, co przyniosło palący ból, lecz przy tym ulgę. Zamieniła wkrótce prowizoryczny opatrunek na pajęczynowy, połączony z maścią na szybsze skrzepnięcie krwi i infekcję, która zdawała się być nieuchronna. Chciała wyjść pomóc, ale jej łapy jedynie wlokły się za nią nieporadnie. Nie mogła stąd już wyjść. Miała nadzieję, że jej pobratymcy poradzą sobie bez medycznej pomocy.
***
Siedziała u brzegu jeziora, nie ruszając się nawet o długość wąsa. Gdyby tylko odwróciła głowę zobaczyłaby po raz kolejny unoszący się z wiatrem dym i popiół. Nie wiedziała, co wznieciło ten pożar. Ważne było dla niej tylko to, że Klan Wilka był bezpieczny.
Nie wierzyła, że to wszystko przypadek. Śmierć Mrocznej Gwiazdy nastąpiła zaledwie parę dni temu, a nagle spotkała ich taka tragedia. Czy to możliwe, że to on z zaświatów na to wpłynął? Natura oburzyła się jego przedwczesnym zabójstwem? Oh, na Klan Gwiazdy...
Spojrzała na Goryczkowy Korzeń, siedzącą przy niej. Stała tuż obok, a ciepło bijące od jej sierści było odurzające. Szylkretka była całkiem nieruchoma, podobnie jak jej oczy, wbite w nieruchomą wodę. Wiedziała, że kotka przeżywała żałobę. Nie mogła jej winić. Nawet jeśli Mroczna Gwiazda nienawidził jej, mieszał z błotem, nie mając krzty szacunku, był ojcem Goryczki. Nie zamierzała lekceważyć uczuć przyjaciółki, które, nawet jeśli bolesne dla medyczki, były słuszne.
— Śmierć Mrocznej Gwiazdy jest... wielką stratą — wydukała Kuna, patrząc prosto w ciemną toń. Goryczkowy Korzeń milczała, nie odrywając wzroku od tafli jeziora. Kuna zaczęła się już bać, że powiedziała coś źle, gdy wojowniczka nagle oparła się o nią całą masą swojego ciała, skrywając pysk w jej krótkim futrze, głośno lamentując. Obie się przewróciły na jeszcze mokrą przez wcześniejszy deszcz trawę. Kuniej Norce szybciej zabiło serce. Szylkretowa kotka płakała, niezrozumiale coś bełkocząc. Bura nieśmiało polizała ją uspokajająco po czole. Tysiące myśli szybko przemykały przez jej głowę. Słowa same nasuwały się jej na język, jednak jednocześnie nie mogła wydusić z siebie nic.
— S-spo-spokojnie... — W końcu wymruczała ciepło w jej stronę. Jej łapy drżały, podobnie jak spojrzenie, które skakało po wszystkim wokół, włącznie z Goryczką, nadal szlochającą w jej pierś. — Będzie dobrze, nawet lepiej...
— Obiecujesz? — Szylkretka podniosła wzrok, pod którym Kuna ponownie zaczęła się topić. Jej pełne nadziei oczy, wypełnione bezkresnym zaufaniem i bólem straty. Bura kotka zacisnęła zęby, przysuwając bliżej swój pysk tak, że ich nosy niemal się ze sobą stykały.
— Obiecuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz