Wyczołgała się powoli z legowiska. Od wielu wschodów słońca nie wychodziła poza ciemny kąt legowiska medyka. Kwadratowe kamienie stały się jej codziennością. A wystarczyło parę podciągnięć się, by ujrzeć błękit pochmurnego nieba. Ślepia zabłysnęły jej na ten widok. Od dawna go nie widziała. Nie sądziła, że za nim zatęskni. Zmrużyła oczy jeszcze nie przyzwyczajone do jasnego światła. Lekki wietrzyk muskał jej przyjemnie jej sierść.
— Wyszłaś. — stwierdzenie padło niedaleko jej.
Spojrzała na przyglądającego się jej brata.
— To źle?
Szylkret pokręcił łbem. Smutny uśmiech zakradł się na jego pysk.
— Dobrze widzieć, że jest z tobą lepiej. — zrobił parę kroków w jej stronę.
Słoneczko zwiesiła łeb, próbując ukryć fale negatywnych emocji jaka w nią uderzyła. Nie powiedziałaby, że jest lepiej. Ignorowanie rzeczywistości w końcu odbije na niej swoje piętno.
— Potrzebujesz czegoś? — miauknęła chłodno, zawracając do legowiska.
Spojrzała na przyglądającego się jej brata.
— To źle?
Szylkret pokręcił łbem. Smutny uśmiech zakradł się na jego pysk.
— Dobrze widzieć, że jest z tobą lepiej. — zrobił parę kroków w jej stronę.
Słoneczko zwiesiła łeb, próbując ukryć fale negatywnych emocji jaka w nią uderzyła. Nie powiedziałaby, że jest lepiej. Ignorowanie rzeczywistości w końcu odbije na niej swoje piętno.
— Potrzebujesz czegoś? — miauknęła chłodno, zawracając do legowiska.
Szybko uciekła od niego spojrzeniem. Nie chciała widzieć wyrazu jego pyska. Dobrze wiedziała, jak żałośnie wyglądała.
— Coś z ogonem. — wyznał brat, unosząc kitę. — Boli jak ruszam.
— To nie ruszaj.
— Ale jesteś zabawna. — burknął, zapominając na uderzenie serca o jej stanie.
Słoneczko zmęczona padła na swoje legowisko. Wysuszony i wygnieciony mech przestawał być wygodny. Odwróciła się w stronę Grada.
— No pokaż.
Ogon został przesunięty pod jej pysk. Dotknęła go łapą, a szylkret pisnął.
— Tak jak myślałam, nie mam pojęcia. — stwierdziła, wzruszając ramionami.
Gradowa Łapa zaśmiał się sztywno.
— No proszę, jak tutaj się rozwijasz artystycznie. — mruknął lekko zirytowany.
Słoneczko oparła łeb o brzeg legowiska.
— Nic innego za bardzo nie mam, prócz segregacji ziół. Mogę ci dać ziarna maku. Tylko to znam. Pomagają na ból. I zaczekasz na Wiśniową Iskrę.
— Chyba nie mam innej opcji.
Czarna mruknęła jedynie potwierdzająco. Minęło uderzenie serca, a potem kolejne. Siedzieli w ciszy, obydwoje znużeni.
— Mógłbyś mi załatwić nowy mech. — zaczęła Słoneczko, starając się wypełnić tą ciszę.
— To co z nim robisz, że już potrzebujesz nowy?
Kotka wywróciła oczami.
— A jak myślisz. Prawie cały dzień tu leżę.
— A. No tak...
— Coś z ogonem. — wyznał brat, unosząc kitę. — Boli jak ruszam.
— To nie ruszaj.
— Ale jesteś zabawna. — burknął, zapominając na uderzenie serca o jej stanie.
Słoneczko zmęczona padła na swoje legowisko. Wysuszony i wygnieciony mech przestawał być wygodny. Odwróciła się w stronę Grada.
— No pokaż.
Ogon został przesunięty pod jej pysk. Dotknęła go łapą, a szylkret pisnął.
— Tak jak myślałam, nie mam pojęcia. — stwierdziła, wzruszając ramionami.
Gradowa Łapa zaśmiał się sztywno.
— No proszę, jak tutaj się rozwijasz artystycznie. — mruknął lekko zirytowany.
Słoneczko oparła łeb o brzeg legowiska.
— Nic innego za bardzo nie mam, prócz segregacji ziół. Mogę ci dać ziarna maku. Tylko to znam. Pomagają na ból. I zaczekasz na Wiśniową Iskrę.
— Chyba nie mam innej opcji.
Czarna mruknęła jedynie potwierdzająco. Minęło uderzenie serca, a potem kolejne. Siedzieli w ciszy, obydwoje znużeni.
— Mógłbyś mi załatwić nowy mech. — zaczęła Słoneczko, starając się wypełnić tą ciszę.
— To co z nim robisz, że już potrzebujesz nowy?
Kotka wywróciła oczami.
— A jak myślisz. Prawie cały dzień tu leżę.
— A. No tak...
Gradowa Łapa położył po sobie uszy zawstydzony. Słoneczko westchnęła zmęczona tym.
— Przestań. Dobrze wiem w jakim stanie jestem. Nie musisz mi wypominać. — burknęła i odwróciła się zadem do brata.
Resztę czasu już tak spędzili, aż Wiśniowa Iskra nie wróciła i nie założyła kocurowi opatrunku.
wyleczeni: gradowa łapa
— Przestań. Dobrze wiem w jakim stanie jestem. Nie musisz mi wypominać. — burknęła i odwróciła się zadem do brata.
Resztę czasu już tak spędzili, aż Wiśniowa Iskra nie wróciła i nie założyła kocurowi opatrunku.
wyleczeni: gradowa łapa
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz