Znudzony przyglądał się poczynaniom uczennicy, która nie dawała za wygraną i po kilku próbach udało jej się znaleźć na drzewie. Może i niektórzy docenią jej upartość, Mniszek na pewno nie. Kocur spoglądał uważnie na to jak ostrożnie stawia kroki po gałęzi, by chwilę później zająć miejsce obok niego. Nie chcąc, by przypadkowo na niego nie wpadła, cofnął się na sam kraniec, pod jego ciężarem gałąź się nieco ugięła.
— Ja wciąż uważam, że mam takie prawo — wymamrotał, chwilę później przeniósł się na gałąź powyżej nich, sprawiając, że ta na której została Sówka lekko zakołysała się w trakcie jego skoku. — I nie zmienię zdania w tej kwestii.
Koteczka cicho pisnęła, mocniej przywierając do gałęzi, aby nie spaść. Jedną z łap, tą rzekomo, która ją bolała miała podwinięta, to też tylko trzema kończynami się przytrzymywała. Mniszek sobie z tego nic nie zrobił, nawet nie drgnął. Nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że dla niej ten upadek mógłby nawet skończyć się kalectwem, gdyby źle wylądowała na ziemi. A skoro miała już jeden uraz, to było bardzo prawdopodobne, że nie uda jej się bezpiecznie wylądować.
— Po kim ty jesteś taka uparta... — wycedził dostrzegając, że uczennica ostrożnie czołga się w stronę pnia, by móc przenieść się na ten sam poziom, na którym się znajdował. Córka Jarząb coraz bardziej go irytowała. Dlaczego zależało jej na przekonaniu go, że nie odpowiadała za krzywdy, które go spotkały, skoro przecież tak było? Może i nie zrobiła tego celowo, ale to od momentu jak się pojawiła z jego pyska znikł ponownie uśmiech.
— To nie moja wina! — powtórzyła ponownie próbując podciągnąć się do góry, jej pyszczek wykrzywił się z bólu, gdy ranną łapą spróbowała się podciągnąć na gałęzi powyżej
Były to sekundy. Sówka źle postawiła łapę i straciła równowagę. Tym razem Mniszek nie pozostał bierny. A wszystko to przez strach w pomarańczowych oczach kotki, gdy straciła grunt pod łapami. Zadziałał instynktownie. Nawet jeśli jej nie lubił, to już po chwili trzymał ją za skórę na karku, tak jak matka trzyma kocię, starając się ją wciągnąć z powrotem na gałąź. Było to jednak ciężkie, Sówka nie była już kociakiem, a Mniszek nie był wystarczająco silny.
— N-ne wercz sie — powiedział trzymając Sówkę z całej siły, nie chcąc jej puścić.
Kotka nie słuchając go w panice zaczęła się szamotać, a z jej pyska dochodziły krzyki. Zdawał sobie sprawę w jak niekorzystnej sytuacji się właśnie znalazł. Dla każdego obserwatora z dołu wyglądałoby to, jakby zamierzał ją zrzucić, a nie ratować przed upadkiem. Nawet nie chciał myśleć o tym co pomyślałaby Jarząb, gdyby go teraz zobaczyła. Znienawidziłaby go i nie byłoby już nic co by go trzymało w Owocowym Lesie. A może teraz nawet patrzyła się na nich, ona i inne koty. Może nawet coś wołali ku nim. Jednak Mniszek był skupiony na jednej rzeczy, ignorując świat dookoła niego.
Kotka zaczęła mu ciążyć. A wszystko przez to, że źle rozłożył ciężar i również jemu groził upadek. Czuł jak jego łapy zaczynają się powoli zsuwać.
— Podrzusze cze... Złap sze gałezy — mówiąc to, z całej siły jaka pozostała w jego chudym ciałku, podrzucił do góry kotkę, a po chwili sam zsunął się z gałęzi. Miał nadzieję, że ta złapie się czegoś, i chociaż ona nie wyląduje na ziemi.
Upadek nie należał do najprzyjemniejszych, jednak zdołał już przywyknąć i w pewnym stopniu uodpornić się na ból. Już miał podnieść się i obejrzeć, czy jego rany, jeśli jakieś ma, wymagają udania się do medyka, gdy w tem coś na niego spadło i zwaliło go z łap. Tym czymś okazała się nie kto inny jak Sówka, która zamortyzowało swój upadek lądując na plecach Mniszka. Dało się usłyszeć chrupnięcie, a z ust kocura wydobył się jęk. Nie chciał spędzić kolejnego tygodnia u Witki na leżance, ale wszystko wyglądało na to, że będzie musiał. I nie tylko mu się przyda pomoc medyczki, Sówka również powinna udać się do niej ze swoją łapą.
Widział przed swoimi pyskiem pysk innego kota, ale nie mógł stwierdzić do kogo on należał. Może to Sówka coś do niego coś mówiła? Nie był pewien. Wpatrywał się w tępo w postać, nie potrafiąc wyłapać ani jednego słowa. Przed oczami zaczęły pojawiać mu się mroczki, a później zapadła ciemność.
— Ja wciąż uważam, że mam takie prawo — wymamrotał, chwilę później przeniósł się na gałąź powyżej nich, sprawiając, że ta na której została Sówka lekko zakołysała się w trakcie jego skoku. — I nie zmienię zdania w tej kwestii.
Koteczka cicho pisnęła, mocniej przywierając do gałęzi, aby nie spaść. Jedną z łap, tą rzekomo, która ją bolała miała podwinięta, to też tylko trzema kończynami się przytrzymywała. Mniszek sobie z tego nic nie zrobił, nawet nie drgnął. Nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że dla niej ten upadek mógłby nawet skończyć się kalectwem, gdyby źle wylądowała na ziemi. A skoro miała już jeden uraz, to było bardzo prawdopodobne, że nie uda jej się bezpiecznie wylądować.
— Po kim ty jesteś taka uparta... — wycedził dostrzegając, że uczennica ostrożnie czołga się w stronę pnia, by móc przenieść się na ten sam poziom, na którym się znajdował. Córka Jarząb coraz bardziej go irytowała. Dlaczego zależało jej na przekonaniu go, że nie odpowiadała za krzywdy, które go spotkały, skoro przecież tak było? Może i nie zrobiła tego celowo, ale to od momentu jak się pojawiła z jego pyska znikł ponownie uśmiech.
— To nie moja wina! — powtórzyła ponownie próbując podciągnąć się do góry, jej pyszczek wykrzywił się z bólu, gdy ranną łapą spróbowała się podciągnąć na gałęzi powyżej
Były to sekundy. Sówka źle postawiła łapę i straciła równowagę. Tym razem Mniszek nie pozostał bierny. A wszystko to przez strach w pomarańczowych oczach kotki, gdy straciła grunt pod łapami. Zadziałał instynktownie. Nawet jeśli jej nie lubił, to już po chwili trzymał ją za skórę na karku, tak jak matka trzyma kocię, starając się ją wciągnąć z powrotem na gałąź. Było to jednak ciężkie, Sówka nie była już kociakiem, a Mniszek nie był wystarczająco silny.
— N-ne wercz sie — powiedział trzymając Sówkę z całej siły, nie chcąc jej puścić.
Kotka nie słuchając go w panice zaczęła się szamotać, a z jej pyska dochodziły krzyki. Zdawał sobie sprawę w jak niekorzystnej sytuacji się właśnie znalazł. Dla każdego obserwatora z dołu wyglądałoby to, jakby zamierzał ją zrzucić, a nie ratować przed upadkiem. Nawet nie chciał myśleć o tym co pomyślałaby Jarząb, gdyby go teraz zobaczyła. Znienawidziłaby go i nie byłoby już nic co by go trzymało w Owocowym Lesie. A może teraz nawet patrzyła się na nich, ona i inne koty. Może nawet coś wołali ku nim. Jednak Mniszek był skupiony na jednej rzeczy, ignorując świat dookoła niego.
Kotka zaczęła mu ciążyć. A wszystko przez to, że źle rozłożył ciężar i również jemu groził upadek. Czuł jak jego łapy zaczynają się powoli zsuwać.
— Podrzusze cze... Złap sze gałezy — mówiąc to, z całej siły jaka pozostała w jego chudym ciałku, podrzucił do góry kotkę, a po chwili sam zsunął się z gałęzi. Miał nadzieję, że ta złapie się czegoś, i chociaż ona nie wyląduje na ziemi.
Upadek nie należał do najprzyjemniejszych, jednak zdołał już przywyknąć i w pewnym stopniu uodpornić się na ból. Już miał podnieść się i obejrzeć, czy jego rany, jeśli jakieś ma, wymagają udania się do medyka, gdy w tem coś na niego spadło i zwaliło go z łap. Tym czymś okazała się nie kto inny jak Sówka, która zamortyzowało swój upadek lądując na plecach Mniszka. Dało się usłyszeć chrupnięcie, a z ust kocura wydobył się jęk. Nie chciał spędzić kolejnego tygodnia u Witki na leżance, ale wszystko wyglądało na to, że będzie musiał. I nie tylko mu się przyda pomoc medyczki, Sówka również powinna udać się do niej ze swoją łapą.
Widział przed swoimi pyskiem pysk innego kota, ale nie mógł stwierdzić do kogo on należał. Może to Sówka coś do niego coś mówiła? Nie był pewien. Wpatrywał się w tępo w postać, nie potrafiąc wyłapać ani jednego słowa. Przed oczami zaczęły pojawiać mu się mroczki, a później zapadła ciemność.
<Sówko? ratuj kolegę starszego, to cię może polubi>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz