Tak samo jak wczoraj, Ślimak wybudził ją bardzo wcześnie.
- To jak? Gotowa na kamuflaż? – Uśmiechnął się.
Kiwnęła głową.
- W takim razie chodź! – Zamiauczał radośnie.
Podróż w głąb sadu minęła w ciągłym towarzystwie paplania czarnego pointa o nieistotnych rzeczach, którego nawet Łuska nie próbowała już słuchać. Co jakiś czas kiwała tylko głową i z przesłodzonym uśmiechem powtarzała „rozumiem”.
- Po pierwsze! – Krzyknął zwiadowca kiedy dotarli na miejsce, na co kotka od razu się wyprostowała – Musisz uważać, aby nie wydawać żadnych odgłosów. Musisz również uważać na to przy normalnych czynnościach, zawsze ktoś może cię śledzić! – W jego oczach jarzyły się iskierki podekscytowania – To dla ciebie będzie bardzo łatwe, nie przejmuj się! - Zachichotał. Widząc jednak, że uczennica nie zaśmiała się z jego „żartu”, uśmiechnął się zdezorientowany – Uhh… no tak… Następną umiejętnością ważną dla zwiadowcy jest ruch. Nawet najmniejszy rzuca się w oczy i budzi podejrzenia. Dlatego poćwiczymy teraz bezszelestne i gładkie poruszanie się z drzewa na drzewo. Pamiętaj żeby nie dotykać nawet opuszkami łapy liści, szczególnie tych uschłych! – Wykrzyknął z entuzjazmem.
Łuska niepewnie wskoczyła na jabłoń, powoli wspinając się na coraz wyższe gałęzie. Jak zapamiętała z poprzedniej lekcji, jej gałęzie były idealne do chodzenia po nich, więc nie musiała obawiać się o upadek. Delikatnie przeskoczyła na drugą jabłonkę, przez nieuwagę uderzając stopą o gałąź z owocem. Jabłko z głuchym hukiem spadło na ziemię. Uczennica przygryzła wargę.
- To nic takiego! Bardzo dobrze, że się nie odezwałaś, wróg może pomyśleć, że owoc po prostu spadł.. nie mniej i tak będzie wtedy bardziej ostrożny. Schodź już, dobrze się spisałaś. – Poklepał ją po głowie, zanim zdążyła się odsunąć. Łuska nienawidziła dotyku. Skrzywiła się nieznacznie i wyprostowała.
- Kolejny i ostatni jest kamuflaż! Maskowanie się jest bardzo ważne. Nie masz jaskrawego futra, ale gdybyś miała, pamiętaj że błoto wszystko załatwi. Nie musisz się wtedy też martwić po zapach, ono go zakryje! Teraz odejdź na jakiś czas i podejdź mnie. Najlepiej, żebym się nie zorientował.
Kiwnęła głową i zniknęła w krzewach.
***
Łuska westchnęła cicho, szukając dogodnego miejsca do wytarzanie się w błocie. Część sadu w której obecnie byli, raczej nie była rzadka ani gęsta od drzew owocowych. Nie musiała się mniej lub bardziej wysilać, po prostu musiała zgrać się z otoczeniem. W końcu znalazła błotnistą kałużę. Szybko się w niej wytarzała i nie zwracając uwagi na swędzenie spowodowane gęstym, szybko zasychającym błociskiem, zerwała uschłą trawę i liście, chcąc przykleić je do błotnej warstwy. Kiedy w końcu jej się udało, w ciszy przeszła niewielki odcinek. Kiedy jej oczom ukazał się Ślimak, powoli, bez pośpiechu wdrapała się na drzewo. Zmarszczyła brwi w skupieniu, oceniając odległość do drugiej gałęzi, z której mogła z zaskoczenia skoczyć na czarnego pointa, oglądającego w spokoju owada, który zaplątał się w trawie. Wiał lekki wiatr, dzięki czemu łatwiej było jej stąpać po jabłoni. Wystarczyło wczuć się w jego rytm. Kiedy wyczuła na skórze większy podmuch, gładko przeskoczyła na gałąź obok, a zaraz potem na Ślimaka, który w chwili kiedy ta kończyła skok na drugą gałąź, zorientował się o jej obecności. Szybko przeturlał się na bok, unikając złapania przez kotkę.
- Masz do tego talent! – Zachichotał. – Bardzo dobrze, jeszcze jedna lekcja i będziesz gotowa na mianowanie. – Uśmiechnął się, jednak chwilę potem na nowo przybrał minę mentora – Pilnuj się przy lądowaniu, okej?
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz