- No jasne, że tak! Jak mógłbym cię nie odwiedzać! Powiem ci, że gdy nauczę się polować, to na pewno pokaże ci wszystkie ruchy! Może nawet uda mi się wybłagać mentora o to, byś poszła z nami! - odpowiedział.
Ten dzień zbliżał się z każdą chwilą. Chociaż nadal miał problemy z policzeniem swoich księżyców, to po sposobie jakim mama do nich mówiła, mógł śmiało stwierdzić, że był już wystarczająco duży, by zacząć szkolenie. Na dodatek urósł! Widział to po tym, jak mali zdawali się do niego Meszek i Rosa. Ciekawe jak sobie poradzą, skoro ledwo co widzą z wysokiej trawy?
Potuptał po ziemi, wypinając dumnie pierś. Będzie podziwiany... Będzie... Wojownikiem! Niedługo. Chyba. Ciekawe kto mu się trafi? Może wujek Bluszczowy Poranek? Nie znał wszystkich członków klanu, więc wizja poznania kogoś nowego była... ekscytująca.
- Wiem! Pobawmy się teraz! Będziemy łapać latające potwory - miauknął uradowany.
- A skąd weźmiemy potwory? - zapytała koteczka.
- No jak to skąd? Przecież dużo jest ich tam! - Wskazał na niebo i tańczące na wietrze liście.
Mieniły się różnymi kolorami, raz opadając, a raz wznosząc się wysoko. Szybko zaczął objaśniać jej zasady. Czerwone są bardzo groźne i trzeba ich unikać, pomarańczowe trzeba złapać jak najszybciej i zabić, żółte zakopać w ziemi. Do ich zabawy dołączyła nawet Rosa, która z zainteresowaniem się im przysłuchiwała.
- A jak czerwony kogoś dotknie? - zapytała siostrzyczka.
- To wtedy... Musisz iść do medyka i wykraść mu zioła! - wyjaśnił.
Ta odpowiedź chyba nie spodobała się Rosie. Zimorodek jednak tym się nie przejął i zaczął zabawę. Wiatr zawiał, posyłając liście w powietrze.
- Teraz! - krzyknął, atakując żółte i pomarańczowe listki.
Jego towarzyszki zabawy, również rzuciły się na przeciwników, szybko odskakując, gdy jakiś czerwony potwór się do nich zbliżał.
- O nie! - Zguba tupnęła łapką.
Zaciekawiony, spojrzał na nią pytająco.
- Co się stało?
- Złapał mnie czerwony!
- Mnie też! - dodała siostra.
- No to idźcie szybko po zioła! - Machnął łapą w stronę legowiska medyka.
Obie kotki spojrzały po sobie. Czego się bały? Nagle pisnął. No tak! Przecież listki nie wiedziały co to przerwa i nadal ich atakowały! Na dodatek ten groźny, uderzył w jego ogon, więc i on musiał iść do medyka! No... Przynajmniej pójdą razem i znajdą sposób na wykradnięcie lekarstw.
- Musimy teraz iść tam razem! Inaczej umrzemy! - miauknął.
- Nie chcę umierać - szepnęła cichutko Rosa.
- Ja też! - dodała Zguba.
- W takim razie... Do roboty! Po nową przygodę! - Szybkim krokiem ruszył do legowiska medyka.
W nim zauważył Sokole Skrzydło, który badał Koguci Dziób. Zaglądał mu do pyska, skupiony na swojej pracy. Dosłyszał, że chodziło o jakąś infekcję. Za bardzo nie wiedział czym ona była, więc nie powinien zawracać sobie teraz głowy. Ważne było, że medyk był zajęty, więc mogli wykraść potrzebne do wyzdrowienia zioła. Machnął ogonem i strzepnął uchem. Miał nadzieję, że kotki zrozumieją jego sygnały. Nadszedł czas na kradzież.
Powoli przypadł do ziemi i czołgając się, skierował kroki do nieznanej roślinki.
<Zguba?>
Wyleczony: Koguci Dziób
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz