Łapy mu drżały, gdy podążał za czekoladową sylwetką. Głupia Cis pojawiła się znikąd i zachowywała się zupełnie jakby nie wyczuła drugiego rybojada. Pigwowy Kieł miał nadzieję, że staruszce nie wpadnie żaden durny pomysł do łba. Tylko tego mu brakowało. Z każdym uderzeniem serca mógł przysięgnąć, że serce zaraz podejdzie mu do gardła.
— Myślisz, że mieszka tu sama? — szepnął do niego Jesionek.
— Może, p-pewnie ma bzika, uciekajmy póki mamy szanse — nadal próbował odgarnąć dawnego przyjaciela od bliższego poznania z Cisem.
Jesionowy Wicher westchnął.
— Chyba będzie łatwiejsza do pokonania niż gromada lisów — stwierdził, spoglądając na staruszkę.
Na to niestety Pigwa nie miał argumentów. Niechętnie przyspieszył. Kocica zaprowadziła ich do swojej nory.
— Macie dwa wyjścia — rozległ się schrypnięty głos Cis. — Albo chowacie się ze mną, albo zostajecie potrawką lisów.
Kocury spojrzały po sobie i weszli za kotką do nory. Kocica zasłoniła wejście do niej śmierdzącą gałęzią. Pigwa wolał nawet nie wiedzieć do na niej jest. Wkrótce tupot lisich łapek rozległ się na górze. Lisy szczekały coś do siebie nerwowo, krążąc wokół okolic nory. Parę piśnięć i szczeków i gromada rudzielców odmaszerowała dalej. Po odczekaniu chwili Cis zabrała gałąź i wywaliła kocury na zewnątrz.
— Dobra, uratowałam wam dupy, więc chce coś w zamian — uśmiechnęła się chytrze do Pigwy. — Upolujcie mi klanowe ciołki coś do jedzenia. Chyba nie każecie staruszce głodować?
Arlekin niepewnie spojrzał na Jesionowy Wicher. Ten kiwnął łbem.
— To rozsądny układ — stwierdził wojownik. — Chodź Pigwowy Kle.
Pigwa spojrzał zaskoczony na Cis, a ta jedynie uśmiechnęła się paskudnie. Zdenerwowany zachowaniem staruszki trzepnął ogonem i podążył za czekoladowym. Uważnie się rozglądając, skierowali się w stronę rzeki. Lisia rodzinka na szczęście podążyła w inną stronę. Nocniaki szybko złapali po rybie i wrócili do staruszki. Ta zadowolona chwyciła ryby i wróciła do swej nory.
— W-wracamy w końcu? — miauknął Pigwa spoglądając na towarzysza.
— Tak, padam z łap — stwierdził czekoladowy. — Marzę, żeby się walnąć na posłanie.
— T-też — wyznał Pigwa, uśmiechając się słabo.
Może pan Idealny nie był aż taki wspaniały jak mu się wydawało?
* * *
Czas pędził do przodu, a księżyce mijały szybciej niż się mógł sam spodziewać. Nim się obejrzał miał już na karku trzydzieści jeden księżyców. Młodsza od niego Zbożowy Kłos siedziała w kociarni z brzuchem, jak balon, więc tylko kwestią czasu było kiedy zostanie matką. Jego brat także doczekał się już potomstwa, dwójki szkrabów Oszronionej Łapy i Mglistej Łapy. Jesionowy Wicher z resztą też. Jego kociaki zdecydowanie należały do najgłośniejszych. Pigwa zastanawiał się czy za młodu byli równie nieznośni. Malinka i Kaczorek zdawali się nie tracić energii nigdy, wpadając na coraz głupsze pomysły. Pigwowy Kieł westchnął smutno. On pewnie nigdy nie doczeka się posiadania partnera, czy kociąt. Przez swój paskudny pysk odstraszał wszystkich. Wątpił czy ktoś na niego spojrzy tak jak Brzoskwiniowa Bryza na Jesionka, czy Obłok na Poziomka. Jedynie Gruszkowy Upadek pomimo swojej popularności u płci pięknej też sobie jeszcze nikogo nie znalazł. Pigwa nie miał już za bardzo kontaktu z kocurem. Odkąd ukończyli jego szkolenie ich drogi ponownie się rozeszły. Arlekin spuścił smętnie łeb.
Czy tylko on był w taki beznadziejny w relacje?
— Co jest, Pigwowy Kle? — usłyszał głos za sobą.
Jesionek przyglądał mu się, a trójka kryjących się za nim szkrabów masakrowała ogon ojca.
— Tato! Weź nas już nad wodę! Chcemy się nauczyć po niej chodzić! — wrzasnęło któreś z nich.
<Jesion?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz