Do mego nosa dostawał się zapach ziół i niektóre słone krople zdołały wpłynąć do moich nozdrzy czy też pyska. Czasami czułam, jak się krztusiłam własną śliną oraz łzami.
- Co teraz czuje Jeżyk? - wyszeptałam swoje myśli - Na pewno był strasznie zawiedziony... A czy coś kiedykolwiek podejrzewał? Nie umiem na to pytanie sama odpowiedzieć. Jak teraz będzie? Jak dużo się zmieniło w naszej relacji? Czy on stracił do mnie zaufanie? Jeśli tak, to czy da się to jakoś naprawić? - posłała pytające spojrzenie Nitkowi. Pająk patrzył się na nią swoją grupą ciemnych czerwonych oczu. Wyglądał, jakby się miał zaraz stuknął w głowę. Może coś rozumiał? Jeśli tak to, co on by rozumiał o życiu? Siedzi sobie na pajęczynie i wcina biedne muchy, a jego największą podróżą było to, jak został przeniesiony na zgromadzenie, a później do Klanu Burzy. A może to ona jednak nic nie wiedziała o istnieniu?
- Nie patrz się tak na mnie. - prychnęłam do zwierzaka. Po chwili wróciła do sprzątania ziół.
***
Byłam jeszcze młoda, jednak teraz czułam się jak staruszka, z odpowiednią rangą, do tego uwięziona w obozie i pilnowana. Straciłam moją uczennicę, którą teraz szkolił Jeżyk. Wiedziałam, że dobrze to zrobi, ufałam mu. Ja i tak byłam badziewną medyczką jak i mentorką. Może dlatego Mokry to zrobił? Nie zdziwiłabym się temu, jeśli tak, to miał jak najwięcej racji, sama bym sobie jej na uczennicę nie dała. Jak się tak na nich patrzyłam codziennie to, coraz bardziej przypominali mi sadystów, którzy nie pozwalają mi się zabić, patrząc się na mnie, jak nie wiem co i najprawdopodobniej wyciągając z tego przyjemność.
Czułam do nich żal, najbardziej do czekoladowego, nie dał mi się zabić, gdyby jeszcze nie kilka uderzeń serca już bym wąchała kwiatki od spodu.
Słuchanie, jakie to życie jest piękne oraz jak się mylę, przyprawiało mnie o mdłości. I co to zmieni? Sprawi, że będę miała większą wartość? Sprawi, że wreszcie się uśmiechnę i wyzdrowieję? Sprawi, że od uzależnię się od kocimiętki? Że będę lepszą uzdrowicielką? Albo Klan Gwiazdy wreszcie do mnie przemówi? Śmieszne! Jak jestem do niczego, to jestem, co tu dużo gadać…
Przypomniały mi się znów słowa Jeżowej Ścieżki, które wypowiedział do mnie na zebraniu medyków. ‘’Stara Konwalia’’, ‘’Nowa Konwalia’’… Coś jednak mnie trochę ruszyło i dołożyło następną rankę w moim sercu. Prychnęłam pod nosem i pokręciłam głową. Nie. Niebieskooki był mądry, fakt, ale tutaj się mylił. Życie jest próżne i nie ma sensu. Sama droga istnienia tak bardzo boli, że nie opłaca się dalej iść, można spadać tak jak ja i odnaleźć prawdę. Każdy bliski odejdzie nim, jeszcze pojawi się na świecie, a to tylko zaboli, nic nie ma odpowiednich wartości, by o to dbać, nic! Każdy zajmuję się własnym zadem i o niego się troszczy, na tym w większości polega teraz świat. Sami Gwiezdni mnie opuścili i mają mnie gdzieś, a syn Brzozowego Szeptu się myli poważnie, sam widział, co się działo. Widział, jak Gwiezdni usiłowali mnie chyba zabić, jeszcze coś mogło się stać Stokrotce… Mojej malutkiej niewinnej córeczce… Mojej najsłodszej i najmilszej. Kochałam każde moje dziecko tak samo, każde było tym słoneczkiem na błękitnym niebie. Teraz mogło coś im się stać, w każdej chwili, a co jeśli dowiedzieliby się prawdy? Co by się wtedy z nimi stało? Zniszczyłabym im życie, znienawidziłyby mnie pewnie, tak, tak, zasłużyłabym na to.
W ciszy leżałam w swoim legowisku. Moja sierść była strasznie sklejona od brudów, a na samym ciele miałam pełno blizn, wyglądała, jakbym przeżyła jakiś zamach, jednak nie obchodziło mnie to. Wygląd miałam pod ogonem. Nienawidziłam gdzieś w sobie zadawania samej sobie ran, ale to robiłam, ból odciągał mnie od zmartwień i karał mnie za złamanie kodeksu i za wszystkie inne rzeczy, które zrobiłam. Z czasem się nawet do tego uzależniłam, ale teraz nie mogłam, ciągle byłam obserwowana, a każde przyłożenie mych ostrzy do swojej skóry kończyło się jeszcze większą obserwacją, do tego nawet próbowali mi zrobić jakieś chore zabezpieczenia! Pierwszy raz w życiu buntowałam się. Niewola, niewola, niewola i jeszcze raz niewola! Chciałam się stąd na chwilę wyrwać, zostać przez chwilę samą, co dziwne, bo nienawidziłam samotności, a teraz wręcz o niej marzyłam.
Spojrzałam na przechodzącego obok Jeżyka, który posłał mi uśmiech. Każdy to robił, uśmiechał się przy mnie, jak przy jakiejś wariatce, a później co… Szepty, albo wytykanie mnie łapą, myślą, że tego nie widzę i nie słyszę? Jak spaceruję po obozie, tyle moje uszy wykrywają rozmów na mój temat, to straszne! Nie mają innych rzeczy do obgadania? Jednak zauważyłam, że było ich z dniem za dniem coraz mniej, przyzwyczajali się najwyraźniej do mojego widoku, albo obgadali już całe moje prywatne życie. Co myślę, co mówię, co robię…
Chciałam pogadać z kimś, kto nie uwięziłby mnie siłą w obozie, z kimś, kto by mnie zrozumiał, jedyną osobą, która była do tego zdolna, zdawał się Świtająca Maska, ale z nim nie widziałam się już od wieków.
- Myślicie, że możecie mnie tu tak trzymać? – odważyłam się wymiauczeć swoje buntownicze myśli na głos. – Że nie dam rady uciec? Wydaje się wam, że macie mnie pod kontrolą, a tak naprawdę mogą uciec w każdej chwili.
- Cieszę się niezwykle, Konwalio, że masz siłę. – odrzekł, medyk nie spuszczając wzroku z ziół. – Przedtem tylko leżałaś, zauważyłaś?
Uch… Przygryzłam wargę, czy ktoś tu mnie w ogóle słuchał?
Przeczuwałam, że z tonem mojego dawnego mentora jest coś nie tak, jakby coś knuł, przedtem tak się do mnie nie odzywał...
- Mogę uciec! – krzyknęłam.
- Nie chcę cię zawieść, ale dalej posiadamy wojowników w obozie. – mruknął spokojnie podnosząc się.
Skrzywiłam się jeszcze bardziej. Nie podobało mi się to… Czy to był kabaret?
Bez większego namysłu wyryłam w kamiennej ścianie następną kreskę, oznaczającą następny dzień mojej ‘’niewoli’’.
- Zarysowujesz tę piękną ścianę. – miauknął Jeżyk, a po jego oczach można było wyczytać, że się z czegoś śmieje.
- O co ci chodzi? Przedtem ci to nie przeszkadzało. - syknęłam.
Odwróciłam pysk w przeciwną stronę, bo usłyszałam jakiś chichot kociaka. Zastrzygłam uszami.
Cicho pisnęłam przestraszona, bo jakaś mała czekoladowa kulka na mnie skoczyła.
- Tupot, masz już wszystko? – zapytał się Kocur z uśmiechem na pysku.
O co chodziło, to ja nie wiem, jednak miałam jakieś przeczucia, że powinnam się wtrącić.
- O co biega?
- Nie zwracaj na nią uwagi, nasze tajne plany nie są przeznaczone, do tego by wpadły w jakieś niepowołane łapy. – zaśmiał się brat Psiankowej Szyi.
- Tak, tak. Smutasy nie mogą się dowiedzieć, o co chodzi. - wiedziałam, wiedziałam! Robili to specjalnie. Chcieli mnie zaciekawić i zmusić do uśmiechu! No ja nie mogę, czemu koty muszą na siłę komuś narzucać emocję?
Pręgowany pokiwała głową, wydając z siebie ‘’Ciii…’’.
- Czekajcie… - powiedziałam zaintrygowana sytuacją. – Co jest grane?
- Osoby niewliczone w grono wesołych i uśmiechniętych nigdy się tego nie dowiedzą… - odpowiedział z teatralnym smutkiem niebieskooki. – Chodźmy, Tupot...
- Chodźmy, chodźmy... – szli tak wolną, że aż można było się domyślić, że robią wszystko specjalnie!
Tak zżerała mnie ciekawość, że nie mogłam usiedzieć. Wstałam i wybiegłam z legowiska medyka prosto do dwójki.
- Nie przeszkadzaj nam, robimy coś strasznie tajnego, w co nie jesteś niestety wliczona.
Eh… Na siłę się niemrawo uśmiechałam, może to coś da?
- Tupot, ona się uśmiecha co mamy z tym zrobić? – machnął ogonem Jeżowa Ścieżka i spojrzał się wyczekująco na koteczkę. Na jego pysku malowała się mina tego, że wszystko najwyraźniej idzie z planem.
- Najpierw… Najpierw trzeba zweryfikować uśmiech. – miauknęła ze złośliwą miną.
Podniosłam jedną brew ku górze. Zaczęłam się powoli skupiać na tym co mogą oni tam robić i chować.
- Mogę uciec! – krzyknęłam.
- Nie chcę cię zawieść, ale dalej posiadamy wojowników w obozie. – mruknął spokojnie podnosząc się.
Skrzywiłam się jeszcze bardziej. Nie podobało mi się to… Czy to był kabaret?
Bez większego namysłu wyryłam w kamiennej ścianie następną kreskę, oznaczającą następny dzień mojej ‘’niewoli’’.
- Zarysowujesz tę piękną ścianę. – miauknął Jeżyk, a po jego oczach można było wyczytać, że się z czegoś śmieje.
- O co ci chodzi? Przedtem ci to nie przeszkadzało. - syknęłam.
Odwróciłam pysk w przeciwną stronę, bo usłyszałam jakiś chichot kociaka. Zastrzygłam uszami.
Cicho pisnęłam przestraszona, bo jakaś mała czekoladowa kulka na mnie skoczyła.
- Tupot, masz już wszystko? – zapytał się Kocur z uśmiechem na pysku.
O co chodziło, to ja nie wiem, jednak miałam jakieś przeczucia, że powinnam się wtrącić.
- O co biega?
- Nie zwracaj na nią uwagi, nasze tajne plany nie są przeznaczone, do tego by wpadły w jakieś niepowołane łapy. – zaśmiał się brat Psiankowej Szyi.
- Tak, tak. Smutasy nie mogą się dowiedzieć, o co chodzi. - wiedziałam, wiedziałam! Robili to specjalnie. Chcieli mnie zaciekawić i zmusić do uśmiechu! No ja nie mogę, czemu koty muszą na siłę komuś narzucać emocję?
Pręgowany pokiwała głową, wydając z siebie ‘’Ciii…’’.
- Czekajcie… - powiedziałam zaintrygowana sytuacją. – Co jest grane?
- Osoby niewliczone w grono wesołych i uśmiechniętych nigdy się tego nie dowiedzą… - odpowiedział z teatralnym smutkiem niebieskooki. – Chodźmy, Tupot...
- Chodźmy, chodźmy... – szli tak wolną, że aż można było się domyślić, że robią wszystko specjalnie!
Tak zżerała mnie ciekawość, że nie mogłam usiedzieć. Wstałam i wybiegłam z legowiska medyka prosto do dwójki.
- Nie przeszkadzaj nam, robimy coś strasznie tajnego, w co nie jesteś niestety wliczona.
Eh… Na siłę się niemrawo uśmiechałam, może to coś da?
- Tupot, ona się uśmiecha co mamy z tym zrobić? – machnął ogonem Jeżowa Ścieżka i spojrzał się wyczekująco na koteczkę. Na jego pysku malowała się mina tego, że wszystko najwyraźniej idzie z planem.
- Najpierw… Najpierw trzeba zweryfikować uśmiech. – miauknęła ze złośliwą miną.
Podniosłam jedną brew ku górze. Zaczęłam się powoli skupiać na tym co mogą oni tam robić i chować.
<Jeżyku? Co tam planujecie? c:>
Konwalia run
OdpowiedzUsuń