Nie mógł w to uwierzyć! Ten lisi bobek, zamiast cieszyć się życiem w Owocowym Lesie, ruszył za nim! Naprawdę miał coś nie tak z głową! Porzucił swoich przyjaciół dla niego? Kretyn!
- Oj, już cicho. Na żartach się nie znasz. - Szkarłatny Mróz rozejrzał się, a on korzystając z jego nieuwagi, ruszył dalej przed siebie.
Nie miał zamiaru ani ochoty z nim rozmawiać. Jego pojawienie się, było jak nieśmieszny żart od losu. Teraz będzie truł mu ogon do końca jego życia? Może jeszcze jest szansa, aby go zgubił? Ale jakie są na to szansę, skoro tropił go i znalazł? Powinien był zatrzeć ślady, ale kto podejrzewałby, że ta wronia strawa za nim pójdzie?
- Cip, cip, cip, cip, cip, cip, Czermieńkuuuuu. Morduchno czarnaaaa. Nornica podrywa ciotkę Goleeeeec. Nie ukrywaj się z tej zazdrości - Usłyszał jego głos. - Pokaż się.... A wrócę do Owocowego Lasu!
Ta. Nie wierzył mu ani trochę. Nie był tak głupi jak on. Czemu ten medyk z Klanu Nocy, nie mógł go lepiej poskładać, po tym jak uderzył głową w skałę? Może wtedy miałby go gdzieś i został w obozie dawnych lisiaków.
Szedł dalej i dalej, oddalając się od granicy z nocniakami. Szkarłat jednak nie chciał nawet się zgubić! Gdzieś z boku ponownie go dorwał, ale tym razem uniknął jego "dziecięcego" naskoku.
- Znalazłem cię! - zawołał uradowany.
- Słuchaj... Skoro chcesz być samotnikiem to nim bądź, ale z dala ode mnie. - syknął.
- No jak to z dala od ciebie? Nigdy! - zawołał i skocznym krokiem ruszył obok.
Może rzeczywiście lepiej będzie go zabić? Nie było świadków, ciemny las z dala od domu. Nikt by za nim nie tęsknił. Nikt. A on byłby wolny.
- Słyszysz to co ja? - Z rozmyślań wytrącił go głos wojownika i coś jeszcze.
Rzeczywiście coś słyszał. Brzmiało to jak lisy? Nie... Ale strasznie podobnie. Bardzo mu się to nie podobało. Dźwięk się nasilił, a trawa zaszeleściła. Jego instynkt samozachowawczy zadziałał od razu. Zaczął biec. Gdzieś kątem oka dostrzegł Dwunożnego z jakąś liną w łapie. Krzyczał coś do nich? Albo do tego czegoś, co za nimi biegło? Na chwilę się odwrócił, a gdy dostrzegł za sobą spanikowanego brata i wielkie monstrum z potężnymi szczękami, przyspieszył modląc się, aby zjadło Szkarłata, a go zostawiło w spokoju.
Na ich nieszczęście, trudno było to coś zgubić. Nawet nie zauważył, kiedy wybiegł z lasu na czarną drogę. Pachniała dziwnie i była twarda. Nagle z prawej dostrzegł potwora. To było... coś nie z tej ziemi! Światło odbijało się od niego, a może to jego oczy świeciły? Poruszał się na kulistych łapach z potężną szybkością. Wydał dziwny, jednostajny dźwięk, kiedy czarny przebiegł przed nim. Dziwny smród i gorąc powietrza tylko informowały, że był realny, znikając gdzieś dalej.
- AAA! Ratuj on mnie goni nadal! Nie jestem wiewiórką! - Zobaczył jak rudy z wrzaskiem wpada na drogę, nie patrząc gdzie biegnie.
Za nim bestia szczekając radośnie, była coraz bliżej. Próbując opanować szok, że ten świat jest jednak bardziej popaprany, przyspieszył i zbiegł z miejsca, po którym poruszał się potwór; Zwłaszcza, że zbliżał się kolejny. Wbiegł w jakieś trawy, które zasłoniły mu widoczność. Nie wiedział już gdzie jest prawo, lewo, liczyła się ucieczka.
Szczekanie zaczęło się oddalać, aż całkowicie ucichło. Wyskoczył na inną kamienną drogę i się zatrzymał, nabierając tchu. Gdzieś z boku wpadł na niego brat, przez którego stracił równowagę i upadł. Wkurzony zepchnął go z siebie i wstał, rozglądając się po otoczeniu. Byli... No właśnie nie wiedział gdzie. Czarna droga też tu biegła, ale wzdłuż niej była też kamienna. Potwory stały i spały na poboczu, a obok nich dostrzegł Dwunożnych oraz ich obozy, ogrodzone ogrodzeniem, jednak nie takim jak w Owocowym Lesie. To ogrodzenie było drewniane i miało małe szparki. Nie chcąc dłużej przebywać w tym miejscu, ruszył ostrożnie i powoli do ogrodzenia. Na dole widniała dziura, przez którą był w stanie się przecisnąć zwłaszcza, że jakieś kocię Dwunożnych, wskazało na nich palcem. Trzeba było się ewakuować. Szybko przecisnął się przez ogrodzenie i stanął na dziwnej trawie. Była krótka, dookoła były jakieś krzaki i oczywiście wejście do obozu Dwunożnych. Do jakiego świata trafili? Umarli?
- Dokąd idziesz? - szepnął obok Szkarłat.
- Jak najdalej od ciebie - powiedział, rozglądając się ostrożnie po otoczeniu. Pachniało tu jakimś kotem. Nie podobało mu się to. Możliwe, że naruszyli czyjeś terytorium. Gdy tylko to pomyślał z dziury w obozie Dwunożnych, wypadł bury kształt. Stanął przed nimi pewnie właściciel tego skweru, który stroszył sierść, wrzeszcząc:
- To moje podwórko! Spadać, bo będę gryźć i drapać!
Widząc ich ogłupiałe miny, rzucił się w ich stronę. Szybko uniknął jego ataku i z zaskoczeniem stwierdził, że ten osobnik nie wie nic o biciu się! Miał krzywo ułożone łapy, odsłaniał się, przez co miał ochotę zaśmiać mu się w pysk.
- Spokojnie, my tylko przechodzimy! - zawołał do niego Szkarłat, również z łatwością unikając podskoków tamtego.
- Mój teren! Moje podwórko! - darł się pieszczoszek.
- Chodź bo mu żyłka pęknie - zaśmiał się Czermień, czym ponownie zwrócił uwagę kocura, który znów chciał go zaatakować.
Beztalencie. Szybko udał się do dziury w płocie i wyszedł na kamienną drogę. Po Dwunożnych nie było śladu.
- Zadziwiasz mnie! Myślałem, że go zaatakujesz! - miauknął brat.
Prawda. Pewnie by to zrobił, ale był w zbyt wielkim szoku, aby myśleć teraz właściwie. Znaleźli się w obcym miejscu, pełnym potworów, pieszczoszków i Dwunożnych. To było za dużo dla kota z lasu.
<Szkarłat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz