Widząc jak patrol wraca do obozu, czarny poczuł chęć ponownej próby zwrócenia na siebie uwagi przez liliowego. Ponieważ ostatnio mu się to nie udało, przez cały ten czas wymyślał najlepszą metodę. Kiedy jednak zaczął stawiać pewnie siebie kroki ku Szczawikowi, on zauważając go...po prostu uciekł. Zwiał aż się za nim kurzyło i wpadł po drodze na Świszczącą Wichurę, czym rozśmieszył Barwinka. Doprawdy, czy czarny był aż tak przerażający? Minął potrąconego wojownika, po cichu zaglądając do kryjówki, jaką wybrał sobie liliowy. Legowiska wojowników były o tej porze puste, dlatego jego jasne futro doskonale odznaczało się na tle posłań z mchu. W błękitnych oczach mignęła iskierka. W jaki sposób zrobić mu na złość? Może rzucić w niego mchem? Oblać wodą? Może skoczyć na niego z bojowym okrzykiem i wszcząć walkę?
Pokręcił głową, ostatnia opcja mogła skończyć się gniewem Lisiej Gwiazdy, a to ostatnie, czego wojownik chciał. Spojrzał więc w ciszy na liliowego, wciągając powietrze. Przypomniał sobie nagle równie jasne futro jego matki, kiedy nim zniknęła z jego życia, tuliła grubego synka. Barwinka momentalnie ogarnęła melancholia oraz...smutek. Tęsknota. Zapragnął się przytulić, ale...czy to dobry pomysł?
Przebrał łapami w ziemi, wchodząc głębiej w legowiska. Mijał je, stając niedaleko młodszego. Jego serce biło bardzo głośno, kiedy stanął za liliowym. Widział, jak tamten napina mięśnie. Czy myślał, że czarny go zaatakuje? Albo zacznie dogryzać? Barwinek naprawdę nie wiedział co robić, jednak potrzeba była silniejsza. Nie próbował z tym walczyć - chciał się przytulić, a wspomnienie tej małej chwili, kiedy oczy Szczawika patrzyły na niego tak łagodnie wróciła. Może... Może go nie odrzuci...
Przysiadł za nim, przysuwając się powoli. Nie odzywał się w obawie, iż go sprowokuje do łapoczynów. Jak tak myślał - chciał jego uwagi, a przecież przytulanie to forma jej zwrócenia, prawda? Więc wyjdzie na jedno. Barwinek przymknął oczy, układając się za liliowym, by najpierw położyć na jego plecach ogon. Dostrzegł, jak się spina i strzyka uszami. Nadal na niego nie patrzył. Za to błękitne spojrzenie było wlepione w młodszego, kiedy przekładał nad nim łapę, by finalnie przylgnąć do jego ciepłego ciała. Sam był zaskoczony przyjemnym uczuciem, jakie go ogarnęło. Zamruczał nad uchem Szczawika, wtulając się jeszcze bardziej. Jakie to było miłe! Takie...zupełnie inne. Już zapomniał, jak to jest kogoś przytulać. Zamruczał znowu, tuż przed rzeczą, której się kompletnie nie spodziewał.
To była sekunda, w której dostał z silnego zamachu łapą w pysk od liliowego, który spróbował wyswobodzić się z jego uścisku. Barwinek w szoku oraz pod wpływem odrzutu odsunął się od niego, dając swobodę. Spojrzał szeroko otworzonymi oczami na Szczawiowy Liść, którego pomarańczowe oczy mierzyły go nieprzyjemnym spojrzeniem. Czarny natychmiast zrozumiał, co zrobił.
Zbliżył się. Za bardzo. To nie było w porządku, teraz to wiedział, ale...czemu dostał po pysku?! Czy Szczawik go teraz znienawidzi? Podniósł się szybko na równe łapy, robiąc krok w tył.
- Ja...J-ja c-chciałem tylko... - Mamrotał do młodszego, nim nie odwrócił się szybko, by uciec jak najszybciej z legowiska.
Nie minęło dużo czasu, aż opuścił teren obozu, a łapy niosły go przez zalesiony teren klanu klifu. Nie patrzył dokąd biegnie, czy jak daleko jest. Po prostu...musiał się oddalić. Na wspomnienie tego, co zrobił czuł jak jego ciało płonie, a serce przyspiesza niebezpiecznie szybko.
Zatrzymał się na polanie, którą kiedyś znalazł i zabrał tu małego Szczawika. Pokręcił energicznie głową, dlaczego wszystko mu o nim przypomina?! Dostrzegł swój błąd! Nie powinien był nigdy go dotknąć, w końcu...w końcu on tego nie chciał. Przecież gardził Barwinkiem, tak jak każdy w tym klanie.
Czarny usiadł pod jakimś krzakiem, spuszczając głowę. Zacisnął zęby. Nie miało prawa mu się to podobać! Przecież...przecież on był tylko denerwującym wojownikiem, żyjącym w strachu przed liderem.
Przymknął oczy, a jego ogon drgał nerwowo. Nie chciał wracać do obozu. Nie chciał patrzeć na liliowego...nie mógł. Czuł, że przekroczył jakąś granicę, ale o dziwo, nie czuł się z tym aż tak źle. Chodziło tu o sam fakt przytulenia. Podobało mu się, polubił to i chętnie by powtórzył. Martwiła go jednak reakcja młodszego, którą przecież mógł przewidzieć. On go nienawidził, byli rywalami. Zapewne w oczach Szczawika taki gest nie wchodził w grę, ale u Barwinka... On...On nawet nie wiedział, kiedy przestał patrzeć na wojownika czystym spojrzeniem jako na rywala. Teraz czuł, że mogliby mieć lepszy kontakt. W końcu znają się tyle księżyców... Pokręcił głową, znał Szczawika od małego. Mimo wszystko dbał o niego na swój sposób. Martwił się.
Nie. Lepszy kontakt? Zamartwianie się? Po tym jak naruszył granicę? Gdzie tu było na to miejsce? Przecież czarny nadawał się jedynie na wkurzającego wszystkich dookoła kocura.
~*~
Sprawa z Lisiczką dołożyła do pieca. Barwinek czuł się strasznie. Był zestresowany oraz smutny. Kiedy po akcji ze Szczawikiem wrócił następnego dnia, nie sądził, że jego życie ponownie stanie pod znakiem zapytania. Był przerażony, kiedy lider groził mu, iż go zabije a czarny doskonale wiedział, że zrobiłby to. Nawet od łapy, gdyby nie Lisiczka, sprawczyni wszystkiego. Na młodą się jednak nie gniewał, była to też jego wina, iż nie sprawdził, czy za nim nie wyszła.
Jaki on był głupi, beznadziejny i bezradny. Okrutny lider mimo swojego wieku mógłby mu zagrozić, a jakby namówił do morderstwa czarnego pozostałe koty? Nie miałby gdzie się schować! Był przekonany, że nawet Szczawiowy Liść by im pomógł. W końcu pewnie go znienawidził.
Jeśli mowa o tym, od tamtego dnia mijali się. Czarny nie odzywał się do liliowego, nawet przestał tak entuzjastycznie witać się z Łabędzim Pluskiem. Był wręcz wyprany z emocji, ciągle włóczył łapami, a nawet słowa Tańczącej Pieśni nie pomogły mu odwrócić uwagi od tego, do czego doszedł.
Wywnioskował bowiem, iż jest nic nie warty. Pozbawionym czegokolwiek kłakiem sierści. Nie wnosił NIC do klanowego życia, oraz współklanowiczów, co robiło z niego bezużytecznego. Pogarda, jaką obdarzył go lider tylko utwierdzała wojownika w tym przekonaniu.Wyglądało to tak, jakby wiecznie świecące się światło, które tańczyło w oczach Barwinka przygasło. Czarny nie chciał nad sobą płakać, nie był słaby, jednak... To było dużo, zbyt dużo. Nawet jak dla niego.
Idąc przez obóz, z ogonem w dole i oczami wbitymi w ziemię, wpadł na jakiegoś kota. Nawet nie próbował go rozpoznać, wymamrotał przeprosiny, oczami próbując znaleźć drogę ucieczki. Dostrzegł wtedy urocze futerko na uszach pokrytych liliowym, zawsze czystym futrem. Barwinek nie był pewien, kiedy ostatni raz poświęcił swojemu półdługiemu okryciu więcej uwagi, niż minimum. Zobaczył te same pomarańczowe oczy, które obrzuciły go przez te wszystkie księżyce tak wieloma spojrzeniami, iż nie mógłby ich zliczyć.Gdy Szczawik zerknął w jego kierunku, ale nie na niego, i tak spłoszony się wycofał. Znowu na kogoś wpadł, jednak nie próbował przepraszać. Po prostu uciekł szybkim krokiem z obozu mając nadzieję, że nikt go nie widzi. Chciał zniknąć. To nie było właściwie takie trudne. W końcu był niezauważalny - zwyczajnie ignorowany przez resztę klanu. Westchnął głośno, uciekając czym prędzej ku polance, by schować się gdzieś w krzakach. Nie dość, że nie mógł spać spokojnie w jednym legowisku z liliowym, to jeszcze cały czas czuł na sobie śmiercionośne spojrzenie Lisiej Gwiazdy. Mimo tego nie myślał o ucieczce z klanu. Nie chciał zostawiać Łabąda i Tańczącej, którzy przecież nic mu nie zrobili. Zauważali go, jako nieliczni, był im za to wdzięczny. Inaczej już dawno by uciekł do klanu lisa, bo przecież tam był Sokół. Ciekawe czy go pamiętał?
Barwinek skrył się pod jednym z krzaków, a zimne powietrze nieprzyjemnie łaskotało go w futro. W nocy jest bardzo zimno, jednak on nie zamierzał wracać. Zresztą, nie miał c osie obawiać. Przecież i tak nikt nie będzie go szukać.
<Szczawik? 💙>
Biedny Barwinek :(
OdpowiedzUsuńAż bym go przytuliła
Chodź chodź *podsuwa barwinka*
Usuń*przytula*
Usuń