Z początku nie była pewna, co do tożsamości kota. Wyglądem przypominał
jej syna, jednakże zapach był znacznie bardziej... dorosły. Był to
zapach dorosłego, z pewnością nie domowego kocura o krótkich łapkach,
ciemnym futrze i oczach jak płomienie.
- Virus...? - zapytała nieco skrępowana sytuacją, jednak po znacznym zbliżeniu się do ciemnej postaci przypomniała sobie zupełnie ten dziwnie znajomy zapach. Był to Mała Łapa, prawdziwy ojciec jej Verony i Virusa, nadzwyczaj podobny do syna. Instynkt mówił jej, żeby jak najszybciej się wycofała i skryła. Było to związane z już tygodniową ciążą brązowookiej, która z każdym dniem coaraz bardziej to odczuwała. Przełamała się. Czuła, że kocur nie jest tu ot tak. Coś mu dolegało. Widać było na pierwszy rzut oka, że jego łapy, a przynajmniej tylna prawa są w stanie bardzo kiepskim, miał bowiem bandaż na ciemnej kończynie, a więc zostanie tu dłużej niż by chciał.
- Mała Łapa... - wyszeptała prawidłowe imię ucznia i usiadła po drugiej stronie drzwiczek. - Myślałam z Miodowym Sercem, że nie żyjesz...
Kotka ostrożnie otworzyła transporterek, który wcześniej służył jej na długich podróżach i spojrzała w oczy kocurowi.
- Tunia...? - zapytał oszołomiony kocur.
- Tak, to ja... - miauknęła pieszczoszka i delikatnie liznęła go po policzku. Był taki... smutny. Zaraźliwie smutny. Tak, jak ona. Choć było już lepiej, dalej miewała momenty, w których czuła pustkę.
Podczas dłuższej ciszy, w której głównie się sobie przyglądali, dwunodzy coś szykowali. Gdy zaczęli się zbliżać, Tunia powiedziała coś, co miało uspokoić kocurka.
- Nie bój się. Oni wiedzą jak się z nami obchodzić... Daję słowo, że cię nie skrzywdzą. - odrzekła i odsunęła się, by Pani mogła ostrożnie wyjąć Małego z klatki. Nie wyrywał się. Był co prawda spięty, nerwowy i ogólnie widać było, że nie swój, jednak zachował spokój. Dwunożna położyła go na dywaniku i zaczęła głaskać. Właściciele byli bardzo ostrożni i delikatni w stosunku do klanowicza. Wyczesali mu futro błękitną szczotką i przeszli do drugiej czynności, którą było przycięcie pazurków. Pan przycisnął ostrożnie przednią, lewą łapkę, tak, by pokazały się pazurki. Samica uniosła w dłoń specjalne nożyczki i zaczęła przycinać. Niektóre były połamane, inne brudne i zaklejone błotem, futrem, trawą i innymi paskudztwami. Kocur wyglądał na mocno zaniepokojonego całą sprawą, która co jak co, ale była dla niego obca, jak smak mięsa dla małego kocięcia. Dwunodzy zmyli mu ropę z oczu i oczyścili nosek. Ślepka były dość mocno zasłonięte przez trzecią powiekę, co oznaczało zmniejszenie odporności. Ząbki już mu odpuścili, wiedząc, że dla niego to i tak wielki stres i cud, że im nie zwiał i nie ugryzł. Właścicielka odniosła go, ale tym razem do drapaka. Posłanie, które się w nim znajdowało, było ostatnio prane, więc nie było czuć tylu kotów. Został jedynie słaby zapach na samym drapaku, na którym często podopieczni przesiadywali. Tunia podbiegła do kolegi i położyła się przed drapakiem. Dwunożna jeszcze jakiś czas się kręciła, jakby czegoś szukając, jednak po paru uderzeniach serca wyszła z pomieszczenia.
- Jesteś głodny, chcesz pić, a może po prostu... spać? - wyszeptała czując, jak jej matczyny instynkt opiekuńczy coraz bardziej się objawia.
<Mała Łapo?>
- Virus...? - zapytała nieco skrępowana sytuacją, jednak po znacznym zbliżeniu się do ciemnej postaci przypomniała sobie zupełnie ten dziwnie znajomy zapach. Był to Mała Łapa, prawdziwy ojciec jej Verony i Virusa, nadzwyczaj podobny do syna. Instynkt mówił jej, żeby jak najszybciej się wycofała i skryła. Było to związane z już tygodniową ciążą brązowookiej, która z każdym dniem coaraz bardziej to odczuwała. Przełamała się. Czuła, że kocur nie jest tu ot tak. Coś mu dolegało. Widać było na pierwszy rzut oka, że jego łapy, a przynajmniej tylna prawa są w stanie bardzo kiepskim, miał bowiem bandaż na ciemnej kończynie, a więc zostanie tu dłużej niż by chciał.
- Mała Łapa... - wyszeptała prawidłowe imię ucznia i usiadła po drugiej stronie drzwiczek. - Myślałam z Miodowym Sercem, że nie żyjesz...
Kotka ostrożnie otworzyła transporterek, który wcześniej służył jej na długich podróżach i spojrzała w oczy kocurowi.
- Tunia...? - zapytał oszołomiony kocur.
- Tak, to ja... - miauknęła pieszczoszka i delikatnie liznęła go po policzku. Był taki... smutny. Zaraźliwie smutny. Tak, jak ona. Choć było już lepiej, dalej miewała momenty, w których czuła pustkę.
Podczas dłuższej ciszy, w której głównie się sobie przyglądali, dwunodzy coś szykowali. Gdy zaczęli się zbliżać, Tunia powiedziała coś, co miało uspokoić kocurka.
- Nie bój się. Oni wiedzą jak się z nami obchodzić... Daję słowo, że cię nie skrzywdzą. - odrzekła i odsunęła się, by Pani mogła ostrożnie wyjąć Małego z klatki. Nie wyrywał się. Był co prawda spięty, nerwowy i ogólnie widać było, że nie swój, jednak zachował spokój. Dwunożna położyła go na dywaniku i zaczęła głaskać. Właściciele byli bardzo ostrożni i delikatni w stosunku do klanowicza. Wyczesali mu futro błękitną szczotką i przeszli do drugiej czynności, którą było przycięcie pazurków. Pan przycisnął ostrożnie przednią, lewą łapkę, tak, by pokazały się pazurki. Samica uniosła w dłoń specjalne nożyczki i zaczęła przycinać. Niektóre były połamane, inne brudne i zaklejone błotem, futrem, trawą i innymi paskudztwami. Kocur wyglądał na mocno zaniepokojonego całą sprawą, która co jak co, ale była dla niego obca, jak smak mięsa dla małego kocięcia. Dwunodzy zmyli mu ropę z oczu i oczyścili nosek. Ślepka były dość mocno zasłonięte przez trzecią powiekę, co oznaczało zmniejszenie odporności. Ząbki już mu odpuścili, wiedząc, że dla niego to i tak wielki stres i cud, że im nie zwiał i nie ugryzł. Właścicielka odniosła go, ale tym razem do drapaka. Posłanie, które się w nim znajdowało, było ostatnio prane, więc nie było czuć tylu kotów. Został jedynie słaby zapach na samym drapaku, na którym często podopieczni przesiadywali. Tunia podbiegła do kolegi i położyła się przed drapakiem. Dwunożna jeszcze jakiś czas się kręciła, jakby czegoś szukając, jednak po paru uderzeniach serca wyszła z pomieszczenia.
- Jesteś głodny, chcesz pić, a może po prostu... spać? - wyszeptała czując, jak jej matczyny instynkt opiekuńczy coraz bardziej się objawia.
<Mała Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz