Słysząc głos mojej siostry od razu się uśmiechnęłam. Jej piękne zielone oczy tryskały energią i determinacją, a łapki były trochę ubłocone od łażenia po lesie. Od moich wręcz kapało spomiędzy kilku suchych liści, które jakimś cudem przeżyły pod śniegiem i przyklejały się do każdego kto chociaż zbliżył się do drzewa. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i podniosłam jedną łapkę najbardziej ubrudzoną. Błoto widocznie nie mogło powstrzymać swojej natury spadania i z cichym mlaśnięciem skapało na ziemię wraz z liściem. Spopielona Łapa szczerze się zaśmiała.
- To opowiadaj! Wpadłaś do błotnistej rzeki?
- Zaczęło się tak, że mentor powiedział mi, że idziemy na Wielką Polanę. Wiedziałam gdzie to jest, więc od razu wybiegłam do przodu. On, a dokładniej to ona krzyknęła za mną "Nie śpiesz się tak, bo się jeszcze zgubisz". Opowiedziałam jej, więc moich wspinaczkach po drzewach i oglądaniu terenów z lotu ptaka.
Moja siostra twierdząco kiwnęła głową dając znać, że wie o co mi chodzi. Zresztą wątpliwe by to zapomniała. Jeszcze tak niedawno temu uczyłam ją jak się wspinać. Kontynuowałam, więc historię
- Szepcący Wiatr powiedziała, że chętnie sprawdzi moją wiedzę. Przyprowadziłam ją na polanę bez większych problemów, choć musiałam dwa razy się wspinać na drzewo (tak dla pewności) i weszliśmy na polankę od trochę innej strony. Okazało się, że od tej strony było jakieś mrowisko (o którym wszyscy wiedzieli prócz mnie!) w które musiałam wdepnąć - i na dowód trzepnęłam jeszcze raz łapą na, której ciągle było mnóstwo błota od mrowiska. Zachęcona krótkimi komentarzami i cichym chichotem siostry zaczęłam jeszcze żywiej rozmawiać i nie minęło dużo czasu, a niebieska kotka rozgadała się tak samo, a jeśli to możliwe jeszcze bardziej niż ja. Gadałyśmy tak w kółko łażąc po całym obozie. Po jakimś czasie doszedł do nas Wąsata Łapa i Gardeniowa Łapa (od czego w ogóle pochodzi to imię?). Chciałam ich namówić na wspinaczkę po drzewie, ale mój brat i Gardeniowa Łapa stanowczo zaprzeczyli (zapomniałam, że mają lęk wysokości!), a moja siostra też nie była zbyt chętna. Stanęło, więc na tym, że wszyscy razem siedzieliśmy niedaleko wyjścia z legowiska uczniów od czasu do czasu wędrując pomiędzy innymi legowiskami by razem wyścielić legowisko lub nakarmić jakiegoś członka klanu. Wszystkie zadania, które nam zlecali wojownicy załatwialiśmy w błyskawicznym tempie (cztery razy szybciej niż jeden kociak) często ledwo przerywając rozmowę, tylko po to by się z kimś powitać. Tak minęła nam reszta wieczoru i razem poszliśmy spać.
< Spopielona Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz