Zachwycona siedziałam na czubku świerku patrząc z góry na las. Nie zdążyłam się wspiąć na czas wschodu słońca, ale nawet bez niego poranek w Porę Nowych Liści przepiękny. Las, aż kipiał różnymi barwami zieleni. Przez korony drzew nie można było dostrzec choćby skrawka ziemi.
Odetchnęłam głęboko chłonąc zapachy dookoła, już prawie zapomniałam jak to jest cudownie. Być tak wysoko na drzewie, patrzeć tak na wszystko z góry i niczym się nie przejmować. Nigdy nie uwierzę, że można się bać wysokości!! Choćbym spotkała cały klan z lękiem wysokości ja chyba i tak bym tego nie zrozumiała.
Poczułam jak silniejszy powiew zachwiał giętki czubek i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Cokolwiek by się nie działo na drzewie zawsze przywracało mi jakieś wspomnienie w moim jak na razie dość krótkim życiu. Zakręciłam kilka razy ogonem w skupieniu by nie stracić równowagi przy tym bujaniu, choć po trochę dłuższym namyśle zeskoczyłam trochę niżej gdzie tak nie bujało. Radziłam sobie bardzo dobrze z równowagą, ale wolałam nie kusić losu. Tego by jeszcze brakowało bym połowę treningów przesiedziała w jaskini medyka!
Zmrużyłam oczy. Zejście trochę niżej mi się nawet bardziej popłaci. Tuż pod mną siedział sobie właśnie mały, rudy gryzoń, który właśnie wyskubywał starannie nasiona z szyszki. W sumie to dziwne, że wiewiórka bez żadnej obawy chodziła po drzewie pod którego konarami mieszkał lider i jeden z najlepszych myśliwych, choć tak wysoko koty raczej na co dzień nie wchodziły. Szybko odstawiłam te przemyślania na bok i skupiłam się na polowaniu. W myślach powtarzałam sobie wszystkie rady Szepczącego Wiatru dotyczącego tych gryzoni, jeszcze raz wymierzyłam skok, by mieć pewność, że złapię ofiarę równocześnie lądując na gałęzi i skoczyłam. Biedna piszczka nawet nie zdążyła uciec i już miałam ją w pysku. Uradowana już miałam sobie pogratulować gdy usłyszałam pod łapami głośny trzask i chwilę później straciłam pod nimi trwałą materię. Instynktownie wysunęłam pazury i wbiłam je jak najmocniej w pień. Przez chwilę jeszcze czułam jak zjeżdżam w dół po czym stanęłam w miejscu. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam siłować się z drzewem w którym głęboko utknęły mi pazury. Gdy już oswobodziłam wszystkie łapy powoli zaczęłam schodzić, żeby odłożyć piszczkę do miejsca na zdobycze.
Z gracją zeskoczyłam z drzewa trzymając swoją zdobycz w zębach i poszłam odłożyć jedzenie.
- Sama upolowałaś? – jednak ledwo zrobiłam kilka kroków, a zatrzymał mnie Wąsata Łapa.
< Wąsata Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz