— To jest Mał- t-to znaczy... — zamyśliła się. — Karzełek, o!
Mała Łapa popatrzył na nią ze zdziwieniem, jednak nic nie powiedział, wiedząc, że pieszczochy noszą różne i dziwne imiona. Skoro miał tu zostać na trochę dłużej, musiał zaakceptować to i żyć z tym, choć nawet nie bardzo wiedział, co znaczy to słowo.
— Karzełek? — powtórzył z lekkim zniesmaczeniem Virus. — Jakieś takie dziwne to imię... Ale to nie jest ważne! — stwierdził i posłał Małej Łapie podejrzliwe spojrzenie, badając go od czubka nosa po końcówkę jego ogona. — Jak on się tu znalazł? — zapytał, a następnie uderzył o swoje pięty ogonem, widocznie nie będąc zadowolonym z obecności tego kocura w tym domu.
— Potrącił go samochód, więc Pan i Pani postanowili się nim zająć — wytłumaczyła mu Tunia.
Gdy Mała Łapa spojrzał w pomarańczowe oczy swojego syna, zrozumiał, że jest dla niego całkowicie obcym kotem, nie mającym prawa przebywać w tym miejscu. Wypuścił ze świstem powietrze przez nos i odwrócił od niego wzrok, bowiem serce go bolało od samego patrzenia na kocura o krótkich łapach. W głębi serca chciał z nim porozmawiać o prawdzie, jednak czy nie byłoby lepiej, gdyby zostało tak, jak jest w tej chwili - by Virus uważał, że Tunia jest jego matką? Wiedząc o tym, że to tak naprawdę Miodowe Serce nią jest, mógłby podjąć niemądrą decyzję o szukaniu jej, a tym samym znowu by zranił pieszczoszkę, opuszczając ją. Karzełek, bo tak miał on teraz mieć na imię, do którego powinien się przyzwyczaić, postanowił, że jak Virus i ten rudy kocur zajmą się czymś, on porozmawia o tym z Tunią, aby wiedzieć, jak ona to wszystko widzi. W końcu ona też miała tu dużo do powiedzenia, ponieważ wychowywała jego kocięta, a i nie chciał jej znowu zranić oraz doprowadzić do stanu, o którym ona sama mu opowiadała.
<Tuniu? Virusie? Fenixie?>
Klep, klep
OdpowiedzUsuńPrędziuch