Pstrokate Serce biegł po zielonej trawie na nowo pokrywającej tereny Klanu Nocy. Udało mu się wyprzedzić Imbirowy Pazur i teraz z całych sił starał się nie utracić tej przewagi. Ścigali się na długi dystans od obozu do granicy, aby uczcić ponowne pojawienie się liści na drzewach. Owszem, było to dziecinne, jednak oboje tęsknili za beztroskimi czasami dzieciństwa, kiedy jeszcze jako uczniowie bawili się całe dnie i nikt im nie przesadzał.
Zabawne - wtedy jeszcze nikt się nim nie interesował, jego rodzeństwo go zostawiło, matka - jak miał wrażenie - traktowała go jedynie jak ucznia. Czas ciągnął się niemiłosiernie a jemu w głowie było jedynie mianowanie na wojownika, żeby ta katorga się skończyła.
Wtedy pojawiła się Imbirowa Łapa.
Zawsze wesoła kotka, z równie ciętym językiem co on i nie przejmująca się jego docinkami. Zaprzyjaźniła się z nim, wypełniając pustkę egzystencjalną, jaka pozostała po wielu księżycach treningu, z nikim interesującym się jego poczuciem. Tak samo jak wtedy się dłużył, teraz czas pędził jak jeszcze nigdy i zanim się obejrzeli, oboje byli wojownikami.
Więc tak, tęsknił za tymi czasami, kiedy byli młodzi, a ich przyjaźń dopiero się zaczynała.
- Uważaj! - usłyszał za sobą, po czym coś ciężkiego, co okazało się być Imbirowym Pazurem.
Kotka spadła na jego plecy, sczepiła się z nim, po czym oboje jako czarno-ruda kulka futra zaczęli staczać się ze zbocza. Gdy wreszcie wylądowali na dole wzniesienia, przy mecie ich wyścigu. Leżeli tak przez chwilę, śmiejąc się, dopóki nie przerwał im szelest w krzakach.
- Łzawa Łapo? Co ty tu robisz?
Pstrokate serce podniósł uszy słysząc imię córki. Co ona robiła tak daleko od obozu?
- Szukałam, no... o, właśnie tego! - miauknęła w stronę wojowniczki po czym pobiegła wyrywać jakąś roślinę z ziemi.
- Łzawa Łapo - Czarny kocur usłyszał poddenerwowanie w głosie kotki. - Wszystko w porządku?
- Co? Ah, tak. Dlaczego pytasz?
- Wydajesz się być... spięta - odpowiedział nie wspominając o nienawiści z jaką uczennica wyrywała medykament. - Coś cię trapi?
<Łzawa?>
Pstrokate serce podniósł uszy słysząc imię córki. Co ona robiła tak daleko od obozu?
- Szukałam, no... o, właśnie tego! - miauknęła w stronę wojowniczki po czym pobiegła wyrywać jakąś roślinę z ziemi.
- Łzawa Łapo - Czarny kocur usłyszał poddenerwowanie w głosie kotki. - Wszystko w porządku?
- Co? Ah, tak. Dlaczego pytasz?
- Wydajesz się być... spięta - odpowiedział nie wspominając o nienawiści z jaką uczennica wyrywała medykament. - Coś cię trapi?
<Łzawa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz