— Co t-ty robisz?! — pisnęła. — To taka zabawa, t-tak? — dodała z lekko drżącym głosem, w którym Oset wyczuł niepewność i strach.
Wysunął pazury z łapy, która się znajdowała na jej piersi i wbił je w skórę Tulipe, a następnie wypuścił ze swojego pyska jej ucho i uniósł głowę do góry, patrząc na nią z wyższością i pogardą. Kilka czerwonych kropel z jego mordki spadło na brudne futerko samotniczki, a gdy Oset to zauważył, uśmiechnął się do niej kpiąco. Nie bardzo wiedząc, jak na to zareagować, Tulipe odwzajemniła ten gest, jednak był to uśmiech krzywy i nie tak szczery jak jeszcze kilkanaście uderzeń serca temu.
— Nigdy się nie spotkałem z takim mysim móżdżkiem — powiedział. — Ale czego się spodziewać po kocie, który uciekł z Siedliska Dwunożnych i szuka jakiegoś cudu w lesie, gdzie dzień w dzień toczy się walka o życie? — Oset zeskoczył z niej po tych słowach i usiadł, by przesunąć swoim językiem po miejscach na futrze, które zostały zbrukane jej krwią. — Widzisz, co mi zrobiłaś, łajzo? Powinienem ci to kazać samej zlizywać, ale twój język jest brudniejszy od lisiego łajna, więc tylko jeszcze bardziej byś mnie pobrudziła — wysyczał. — A teraz uciekaj mi stąd, strawo wron. Won! — wycedził przez zaciśnięte zęby.
Patrzył na nią z nienawistnym wzrokiem, który wskazywał na to, że to jej ostatnia szansa, by opuścić to miejsce jako żywy kot. W innym wypadku Oset wyśle ją w to bzdurne miejsce, które było nazywane Klanem Gwiazd, ale chyba nie tego oczekiwała Tulipe, przybywając do lasu, prawda?
<Tulipe?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz