Dymkowi się nudziło, był wczesny poranek. Wszyscy spali, on jednak wstał i nie miał co ze sobą zrobić. Nagle wyczuł przyjemny zapach w lesie. Postanowił się mu przyjrzeć, a raczej przywąchać. Wymknął się z kociarni. Udało mu się przejść około trzech lisich długości, gdy napotkał koty szykujące się do patrolu. Na osty i ciernie! Szybko przebiegł za krzak. Nie zauważono go. Droga jest wolna! Popędził prędko do potencjalnego wyjścia. Teraz był dwie długości drzewa od granicy obozu. Wyciągnął szyję w górę i zaciągnął powietrze. Poszedł w kierunku z którego wydobywał się zapach. Pobiegł, mając nadzieję na znalezienie źródła woni.
---
Idąc przed siebie, nie zdawał sobie sprawy jak daleko zadziera łapki, a tym samym - jak bardzo oddala się od domu. Dymek, jako kociak, nie ma wielkiej siły. Zmęczył się.
"Eh, chyba nie znajdę źródła cudownego zapachu. Może powinienem wrócić do obozu…"
Jednak, gdzie był obóz? Kocurek rozejrzał się po okolicy. GDZIE BYŁ OBÓZ?
Słońce wspinało się wysoko na niebo i świeciło prosto na kocura. Zmęczenie i gorąc wzięły górę, i czarnuch ułożył się pod konarem jednego z drzew. "Znajdą mnie. Jestem pewien." A potem zmróżył ślepia...
Drzemka nie trwała jednak długo. Najpierw usłyszał coś jakby krzyk. Potem coś chwyciło go boleśnie za klatkę piersiową, a następnie uniosło go w górę. Nim się obejrzał, olbrzymie stworzenie leciało ponad drzewami, z kocurem w szponach.
- Puszczaj! Zostaw mnie w spokoju, ty… ptaku! - kocurek próbował się wydostać jednak, jednak ptaszysko dziobnęło go kilka razy. Odgryzło przy tym kawałek jego ucha. Kocurek miał zamiar ugryźć ptaka, gdy nagle pojawiło się przed nimi drzewo. Kocur oberwał jego gałęzią i stracił przytomność.
---
Obudził się gdy ptaszor zamierzał lądować.
- AUA! - wykrzyknął kocurek, gdy ptak niedelikatnie obił go siadając na ziemi. Stworzenie spojrzało złowrogo na Dymka, jakby chciało powiedzieć “piśnij raz jeszcze a tym razem stracisz oko”, po czy, wciąż go przytrzymując, zajęło się czesaniem piór. Nagle kot, jak i ptak, usłyszeli szelesty w zaroślach. Wyskoczył z nich młody, lecz o wiele starszy od Dymka kocur o czarno-białej sierści. Ptak już chciał się poderwać do góry, gdy nowo poznany kot rzucił się na jego grzbiet. Kotek upadłby na ziemię, gdyby nie zgrabny skok kotki, która pojawiła się niespodziewanie na planie akcji. Delikatnie odłożyła go na ziemię. Mówiła coś do Dymka, lecz ten, ogłuszony, nie zrozumiał ani słowa. Nie mógł też wydusić z siebie słowa. Tak więc leżał, cały drżąc, nie mogąc nic zrobić. Zamknął oczy i łapami zakrył uszy, miał dość. Dlaczego w ogóle wyszedł z obozu? Powinien był zostać, mógłby teraz, chociażby, bawić się z rodzeństwem. No i mieć całe ucho! Ktoś smyrnął go w bark poczym delikatnie uniósł do góry. Ah to ta kotka. Rozejrzał się trochę po otoczeniu. Na ziemi leżał martwy ptak. Obok stały inne koty, a wybawiciel trząsł się z wyczerpania, pokryty krwią. Powoli wracał mu słuch.
- Powinniśmy… medyka… - powiedział rudy kocur.
- Tak… stanie… kotek - poparła starsza kotka. Wywnioskował to z kiwania głową.
- Ty… najlepiej - czarny kot zwrócił się do najmłodszego członka grupy.
Cokolwiek mieli na myśli, nieśli gdzieś właśnie małego kocurka, a ten nie był pewny, czy to dobrze.
---
Dymek leżał na wygodnym posłaniu z liści, zaraz obok kocura który go uratował. Z toku rozmowy wynikało, że ma na imię Skoczna Łapa. Teraz medyczka zajmowała się małym kocurkiem.
- Witaj mały, jak masz na imię?
- D-Dymek.. - wciąż zmieszany odpowiedział czarnuch.
- Ja jestem Różany Kwiat, będę odkażać ci rany, a ty mi powiedz, jak znalazłeś się w szponach jastrzębia? - medyczka uśmiechnęła się. Dymek opowiedział historię, wstydząc się jednak swojej głupoty. Po zabiegu podszedł do Skoczka.
- Skoczku… dziękuję. Dziękuję za uratowanie życia.
<... Skoczek?...>
- Puszczaj! Zostaw mnie w spokoju, ty… ptaku! - kocurek próbował się wydostać jednak, jednak ptaszysko dziobnęło go kilka razy. Odgryzło przy tym kawałek jego ucha. Kocurek miał zamiar ugryźć ptaka, gdy nagle pojawiło się przed nimi drzewo. Kocur oberwał jego gałęzią i stracił przytomność.
---
Obudził się gdy ptaszor zamierzał lądować.
- AUA! - wykrzyknął kocurek, gdy ptak niedelikatnie obił go siadając na ziemi. Stworzenie spojrzało złowrogo na Dymka, jakby chciało powiedzieć “piśnij raz jeszcze a tym razem stracisz oko”, po czy, wciąż go przytrzymując, zajęło się czesaniem piór. Nagle kot, jak i ptak, usłyszeli szelesty w zaroślach. Wyskoczył z nich młody, lecz o wiele starszy od Dymka kocur o czarno-białej sierści. Ptak już chciał się poderwać do góry, gdy nowo poznany kot rzucił się na jego grzbiet. Kotek upadłby na ziemię, gdyby nie zgrabny skok kotki, która pojawiła się niespodziewanie na planie akcji. Delikatnie odłożyła go na ziemię. Mówiła coś do Dymka, lecz ten, ogłuszony, nie zrozumiał ani słowa. Nie mógł też wydusić z siebie słowa. Tak więc leżał, cały drżąc, nie mogąc nic zrobić. Zamknął oczy i łapami zakrył uszy, miał dość. Dlaczego w ogóle wyszedł z obozu? Powinien był zostać, mógłby teraz, chociażby, bawić się z rodzeństwem. No i mieć całe ucho! Ktoś smyrnął go w bark poczym delikatnie uniósł do góry. Ah to ta kotka. Rozejrzał się trochę po otoczeniu. Na ziemi leżał martwy ptak. Obok stały inne koty, a wybawiciel trząsł się z wyczerpania, pokryty krwią. Powoli wracał mu słuch.
- Powinniśmy… medyka… - powiedział rudy kocur.
- Tak… stanie… kotek - poparła starsza kotka. Wywnioskował to z kiwania głową.
- Ty… najlepiej - czarny kot zwrócił się do najmłodszego członka grupy.
Cokolwiek mieli na myśli, nieśli gdzieś właśnie małego kocurka, a ten nie był pewny, czy to dobrze.
---
Dymek leżał na wygodnym posłaniu z liści, zaraz obok kocura który go uratował. Z toku rozmowy wynikało, że ma na imię Skoczna Łapa. Teraz medyczka zajmowała się małym kocurkiem.
- Witaj mały, jak masz na imię?
- D-Dymek.. - wciąż zmieszany odpowiedział czarnuch.
- Ja jestem Różany Kwiat, będę odkażać ci rany, a ty mi powiedz, jak znalazłeś się w szponach jastrzębia? - medyczka uśmiechnęła się. Dymek opowiedział historię, wstydząc się jednak swojej głupoty. Po zabiegu podszedł do Skoczka.
- Skoczku… dziękuję. Dziękuję za uratowanie życia.
<... Skoczek?...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz