Korzystając z okazji jego nagłej ochoty do ruchu postanowił zbierać również zioła - w końcu ich nigdy za wiele, zwłaszcza tak bezwzględną Porą Nagich Drzew. Z resztą, nie musiał zbyt często przebywać w legowisku; po wyszkoleniu Firletki pozwolił sobie na nieco odpoczynku, prosząc świeżo upieczoną medyczkę o pomoc przy treningu Motyl; ku jemu zaskoczeniu ta przystała na propozycję i to dość entuzjastycznie, jak na nią. Tak więc chwilę po tym, jak zajął się Wędrującą Łapą oraz Bajkową Stokrotką, opuścił Skruszoną Wieżę.
Przemierzał ośnieżone tereny Klanu Burzy; śnieg trzeszczał pod naciskiem jego kończyn. Nie minęło wiele czasu, a dotarł do granicy z Klanem Nocy. Nie był do końca pewien, dlaczego akurat tu poniosły go łapy... Może po prostu z przyzwyczajenia? Choć bardzo starał się trzymać od nocniaków z daleka, to nie potrafił pozbyć się wrażenia, że coś ciągle przywoływało go do miejsca dawnych spotkań z ukochaną, jakby był połączony z nim jakąś niewidzialną, wyjątkowo grubą nicią. Miał zamiar zgrabnie ominąć obce mu terytorium, jednak w pewnej chwili do jego nozdrzy dotarł intensywny, obcy zapach. Na tyle dobrze pamiętam lekcje Barszcza, aby wiedzieć, iż ta woń zdecydowanie nie należała do żadnej zwierzyny pokazanej mu przez wojownika i szybko połączył fakty. Rozejrzał się niepewnie, nieco zaintrygowany tym, kogo napotkał na swojej drodze tym razem. W głębi serca liczył, że ujrzy tak bliskie mu futro Mandarynkowego Pióra, choć wiedział, jak było to bardzo nierealne.
Tak, jak się spodziewał, zamiast upragnionej przez niego kocicy, dostrzegł utkwioną w niego parę niebieskich ślepi. Po chwili cała sylwetka kocura wyłoniła się z zarośli. Młody point przechylił nieznacznie łeb, unosząc lekko brew. Dopiero wtedy Skowroni Odłamek zwrócił uwagę na krzywą szczękę nieznajomego... Poczuł, jak serce na moment zamiera w jego piersi, a słowa Mandarynki wypowiedziane na zgromadzeniu rozbrzmiały w umyśle medyka.
Nie potrafił sobie przypomnieć imienia (bardzo prawdopodobnie) swojego potomka, toteż pierwszym, co przyszło mu na myśl, był rogatek.
— Kim jesteś?... Och, pamiętam cię! Rozmawiałeś kiedyś na zgromadzeniu z moją mamą, Mandarynkowym Piórem. — Kocurek uśmiechnął się promieniście, jednak nie trwało to długo; chwilę później spochmurniał nieco, podejrzliwie przyglądając się nieznajomemu. — A co tu tak właściwie robisz?
— Zbierałem zioła... Ale już sobie pójdę. — Skowron odwrócił się, z zamiarem ruszenia w swoim kierunku, jednak młodziak znów się odezwał:
— Zaczekaj! Nie będę ci przeszkadzać, chciałbym tylko o coś zapytać.
Medyk zatrzymał się w pół kroku, kierując swe zielone ślepia na blade lico pointa.
— O... O czym rozmawiałeś wtedy z mamą?
Spiął się. Nerwowo machnął ogonem, czując, jak unosi mu się sierść na karku.
— O niczym ważnym... Wiesz, jesteśmy... Dawnymi przyjaciółmi. — Wbił pazury w ziemię, rozgrzebując piach.
Niebieski zmarszczył brwi.
— Przyjaciółmi? To znaczy, że już się znacie?
Na osty i ciernie, mógł to przewidzieć. Dlaczego dzieci w dzisiejszych czasach muszą być aż tak dociekliwe? Odchrząknął, nerwowo odwracając wzrok.
— Zapytaj się mamy... Na pewno chętnie odpowie ci o tym, jak się poznaliśmy — wydukał. — Wybacz, ale nieco się spieszę.
Wyleczeni: Wędrująca Łapa, Bajkowa Stokrotka
<Synu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz