Nie była ani trochę zadowolona, że jej synowie wymknęli się do legowiska starszyzny. Wystarczyła chwila nieuwagi, aby do głowy wpadł im jakiś głupi pomysł. I to w dodatku niebezpieczny, w szczególności dla nich, ale również dla reszty kociąt.
– Obiecajcie mi, że nie będziecie odwiedzać wujka. A jako uczniowie, gdy zostanie wam przydzielone zadanie wymiany mchu u starszyzny, macie chodzić do niego ze swoimi mentorami, dobrze? – W odpowiedzi na pierwsze zdanie padło donośne "Obiecujemy!", lecz słysząc pytanie, skrzywili pyszczki.
– Naprawdę musimy? – westchnął Echo, niepocieszony wizją chodzenia z mentorem prawie wszędzie – O rany! To tak jakbym nie przestał być kociakiem i miał niańkę uczepioną ogona! Przecież wuj jest ślepy. I jest mocny tylko w pysku! Jak nie wyzywa wszystkich dookoła, to wzdycha, jakie to stare czasy były wspaniałe! Tak drugiego odklejonego od rzeczywistości kota, jak on chyba nie było na świecie!
"Oj, zdziwiłbyś się." – pomyślała.
– Ale po raz pierwszy był dla nas miły, mimo, że zdołał na dzień dobry nazwać Echo przerośniętą piszczką. – wtrącił Kruk rozbawionym tonem. – Nie martw się mamo. Wujek wie, że gdyby chciał nas skrzywdzić, miałby do czynienia z tatą, który raz-dwa pokazałaby mu, gdzie jego miejsce.
Uśmiechnęła się lekko, słysząc zapewnienie syna. Być może miał rację, bo w końcu rudy nie był głupi.
– Jeśli był dla was miły, musiał mieć w tym interes. To do niego podobne. – westchnęła kotka. Znała brata zbyt dobrze. Pamiętała, jak ten nie był zadowolony z faktu, że przestał być ulubieńcem matki, bo ta rola przypadła najmłodszemu z drugiego miotu. Jednak starał po sobie tego nie pokazać, spełniając się wręcz idealnie w roli starszego brata, jak i po części ojca – w końcu był najstarszym kocurem w rodzinie i na jego barki spadło dopilnowanie, aby wizja przodków została spełniona. Dopiero teraz, gdy spisał brata na straty, pokazał co o nim myśli i być może uznał, że siostrzeńcy będą lepszymi pionkami w jego dziwnej grze (o tron?) niż brat, siostry, a nawet bratanica. Tylko czemu? Nie rozumiała tej zmiany. – Wiem, że jesteście bardzo mądrzy, chociaż czasami wpadnie wam głupiutki pomysł do głowy, ale proszę was, nigdy przenigdy nie weźcie jego słów na poważnie. Będzie starał się wam namieszać w głowach, być miły, obiecywać niestworzone rzeczy. Ten typ tak ma. A gdy uzna, że przestajecie się dać ciągać za wąsy, a obietnice i zapewnienia na was nie działają, znajdzie inne koty, którym będzie próbował wcisnąć te same kłamstwa, a was uraczy obelgami. – wytłumaczyła. – Jestem pewna, że uznał szerzenie kłamstw za łatwiejsze, gdy słuchaczami będą kocięta, a nie starsi wojownicy, którymi trudniej jest manipulować. Dlatego zabroniłam wam go odwiedzać i uważać na część rodziny, tej, która uważa się za lepszych od reszty. Bo was kocham, martwię się i nie chciałabym, abyście przechodzili przez to, przez co ja musiałam przechodzić, tylko dlatego, że urodziłam się w takiej rodzinie, a nie innej. – Nachyliła się do kociąt, czule je przytulając. Widziała, że nie może ich całe życie trzymać pod kloszem z obawy, że ktoś może ich skrzywdzić czy sprowadzić na złą drogę. Nie chciała też sprawić, aby uważali każdego rudego kota za złego, dlatego pozwalała na kontakty z przedstawicielami tego umaszczenia, którzy mieli po kolei w głowie, a tylko tych "złych" trzymała z dala od kociąt. Bycie matką było naprawdę ciężkie, a Margaretkowy Zmierzch z każdym kolejnym księżycem przekonywała się jak bardzo. – No i tyle z karcenia i gniewania się na was! Łobuzy!
– Obiecajcie mi, że nie będziecie odwiedzać wujka. A jako uczniowie, gdy zostanie wam przydzielone zadanie wymiany mchu u starszyzny, macie chodzić do niego ze swoimi mentorami, dobrze? – W odpowiedzi na pierwsze zdanie padło donośne "Obiecujemy!", lecz słysząc pytanie, skrzywili pyszczki.
– Naprawdę musimy? – westchnął Echo, niepocieszony wizją chodzenia z mentorem prawie wszędzie – O rany! To tak jakbym nie przestał być kociakiem i miał niańkę uczepioną ogona! Przecież wuj jest ślepy. I jest mocny tylko w pysku! Jak nie wyzywa wszystkich dookoła, to wzdycha, jakie to stare czasy były wspaniałe! Tak drugiego odklejonego od rzeczywistości kota, jak on chyba nie było na świecie!
"Oj, zdziwiłbyś się." – pomyślała.
– Ale po raz pierwszy był dla nas miły, mimo, że zdołał na dzień dobry nazwać Echo przerośniętą piszczką. – wtrącił Kruk rozbawionym tonem. – Nie martw się mamo. Wujek wie, że gdyby chciał nas skrzywdzić, miałby do czynienia z tatą, który raz-dwa pokazałaby mu, gdzie jego miejsce.
Uśmiechnęła się lekko, słysząc zapewnienie syna. Być może miał rację, bo w końcu rudy nie był głupi.
– Jeśli był dla was miły, musiał mieć w tym interes. To do niego podobne. – westchnęła kotka. Znała brata zbyt dobrze. Pamiętała, jak ten nie był zadowolony z faktu, że przestał być ulubieńcem matki, bo ta rola przypadła najmłodszemu z drugiego miotu. Jednak starał po sobie tego nie pokazać, spełniając się wręcz idealnie w roli starszego brata, jak i po części ojca – w końcu był najstarszym kocurem w rodzinie i na jego barki spadło dopilnowanie, aby wizja przodków została spełniona. Dopiero teraz, gdy spisał brata na straty, pokazał co o nim myśli i być może uznał, że siostrzeńcy będą lepszymi pionkami w jego dziwnej grze (o tron?) niż brat, siostry, a nawet bratanica. Tylko czemu? Nie rozumiała tej zmiany. – Wiem, że jesteście bardzo mądrzy, chociaż czasami wpadnie wam głupiutki pomysł do głowy, ale proszę was, nigdy przenigdy nie weźcie jego słów na poważnie. Będzie starał się wam namieszać w głowach, być miły, obiecywać niestworzone rzeczy. Ten typ tak ma. A gdy uzna, że przestajecie się dać ciągać za wąsy, a obietnice i zapewnienia na was nie działają, znajdzie inne koty, którym będzie próbował wcisnąć te same kłamstwa, a was uraczy obelgami. – wytłumaczyła. – Jestem pewna, że uznał szerzenie kłamstw za łatwiejsze, gdy słuchaczami będą kocięta, a nie starsi wojownicy, którymi trudniej jest manipulować. Dlatego zabroniłam wam go odwiedzać i uważać na część rodziny, tej, która uważa się za lepszych od reszty. Bo was kocham, martwię się i nie chciałabym, abyście przechodzili przez to, przez co ja musiałam przechodzić, tylko dlatego, że urodziłam się w takiej rodzinie, a nie innej. – Nachyliła się do kociąt, czule je przytulając. Widziała, że nie może ich całe życie trzymać pod kloszem z obawy, że ktoś może ich skrzywdzić czy sprowadzić na złą drogę. Nie chciała też sprawić, aby uważali każdego rudego kota za złego, dlatego pozwalała na kontakty z przedstawicielami tego umaszczenia, którzy mieli po kolei w głowie, a tylko tych "złych" trzymała z dala od kociąt. Bycie matką było naprawdę ciężkie, a Margaretkowy Zmierzch z każdym kolejnym księżycem przekonywała się jak bardzo. – No i tyle z karcenia i gniewania się na was! Łobuzy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz