*parę wschodów słońca po powrocie Pochmurnego Płomienia*
– Strasznie jesteś rozgrzany – mruknęła na wpół do siebie, na wpół do pacjenta.
W odległości trzech długości lisa słychać było stukot pazurów o kamienne podłoże jaskini, kiedy asystentka medyczki podchodziła do składziku. Chwilę grzebała w roślinach, w końcu znalazła odpowiednie zioła. Wróciła z powrotem do liliowego, łaciatego kocura o dużych, niewinnych oczach i małych uszach.
– Proszę. – Podała Paprociowemu Zagajnikowi parę liści wrotyczu i ogórecznika – Zbiją gorączkę. Niedługo powinieneś wydobrzeć, a jeśli choroba się pogłębi, przyjdź do mnie, jasne? – spytała troskliwie, ale stanowczo.
– A jak mam rozpoznać… – zaczął liliowy nieśmiało, jednak nieco się poplątał. – Że się pogorszy. To znaczy, choroba. Choroba się pogorszy. Jak mam rozpoznać…?
Liściaste Futro uśmiechnęła się, kręcąc głową.
– Och, sam rozpoznasz, jeśli się gorzej poczujesz. Na przykład, może cię coś boleć, na przykład głowa. Możesz też nie mieć na nic siły. Rozumiesz?
– Chyba tak – mruknął cicho jej pacjent, kiwając głową w geście potwierdzenia. W jego oczach jednak, jak i w wyrazie pyska widać było niepewność.
Niebieska kotka uznała, że sama będzie co jakiś czas sprawdzać, czy wszystko z nim w porządku i czy choroba się nie pogłębia.
– A i jeszcze jedno – zawołała za Paprociowym Zagajnikiem, który już wychodził z legowiska medyków. Machnęła lekko ogonem, aby go do siebie przywołać. Nie chciała bowiem krzyczeć na cały obóz. I tak już spojrzenia najbliżej siedzących wojowników się na nią zwróciły.
– Tak? – spytał liliowy, przekrzywiając pytająco głowę.
– Powiedz Judaszowcowemu Pocałunkowi, że zwolniłam cię na parę dni z wojowniczych obowiązków, dobrze?
Paprociowy Zagajnik ponownie pokiwał łbem i skierował się do swojego legowiska. Tym razem asystentka medyczki jedynie odprowadziła go wzrokiem, nie zatrzymując go już.
***
Słońce powoli zachodziło za horyzont, barwiąc niebo odcieniami pomarańczu i różu. Deszcz lał, jednak do jaskini służącej klifiakom za obóz, niewiele kropel się dostawało. Jednak tutaj, w niemal zamkniętej przestrzeni, za wodospadem, powietrze było jeszcze bardziej wilgotne, jeszcze mniej tlenu zawierało w sobie. Parno, duszno, niemal nie dało się oddychać. Jednak Liściaste Futro, jak i większość kotów z klanów, przyzwyczaiła się do tej nieustającej pogody i mogła jedynie mieć nadzieję, że pora Opadających Liści okaże się przyjemniejsza. Martwiła się też o zioła, zapasy w składziku były niewielkie. Rośliny nie rosły, gniły, nie nadawały się do użycia. Nie mogła jednak na razie nic z tym zrobić.
Tak więc, uznała, że skoro zbliża się pora dzielenia się językami, pogawędzi z kimś w spokoju i spróbuje nie zamartwiać się zbytnio. Rozejrzała się po jaskini. W niebieskie, okrągłe oczy rzucił jej się szczupły, bury kocur, którego jeszcze niedawno nie miała szansy zauważyć tutaj, w obozie Klanu Klifu.
Podeszła beztrosko do Pochmurnego Płomienia, widząc, że kocur aktualnie, tak samo jak ona, nie ma nic ważnego do roboty. Czuła ekscytację na myśl, że już zaraz porozmawia z kimś, kogo nie widziała przez całe księżyce. Z kimś, kto został wygnany z klanu za coś równie błahego jak rzucanie kamieniami w lidera.
Zaśmiała się pod nosem z własnych myśli i ostatni odcinek dzielący ją od wojownika pokonała truchtem, nie mogąc się już powstrzymać. Lubiła burego za jego odwagę, beztroskość. Był do niej podobny.
– Cześć! – zawołała, biegnąc jeszcze.
Wpadła w poślizg, szybko wyhamowując i w końcu stanęła tuż przed kocurem. Jej oczy wlepione w wojownika świeciły się, na pysku malował się szeroki uśmiech. Długi, podniesiony ogon lekko poruszał się w powietrzu, oprócz tego Liściaste Futro stała niemal nieruchomo, nie wiedząc, co teraz powinna powiedzieć, od czego zacząć lawinę słów, która cisnęła się jej na język.
– Nareszcie wróciłeś do klanu! – dodała po chwili.
Te słowa wydały jej się najlepsze w tej sytuacji. Pokazała nimi Pochmurnemu Płomieniowi swoją radość na jego widok, jak i przyznała, że za nim tęskniła.
– Ooo, witaj! Ahh, to nasza wspaniała medyczka Listek! Świetnie wyglądasz. Co tam u ciebie? Widziałem, że namnożyło was się w legowisku medyka, jakieś dwa młodziki ci się tam kręcą co najmniej – zaczął kocur rozmowę z nie mniejszym entuzjazmem niż niebieska kotka.
Asystentka medyczki zamruczała z zakłopotaniem, zawstydzona tymi pochlebstwami. Spuściła wzrok na własne przednie łapy, poczuła lekkie swędzenie pod skórą. Zdecydowała się więc przerzucić pochwały na kogoś innego.
– Tak, obydwie będą wspaniałymi medyczkami. Jedna z nich dostała już nawet nowe imię, druga jest całkowicie na to gotowa. – Wyprostowała się, podniosła podbródek oraz ogon, z dumą w głosie. – A jak udało ci się znaleźć Mniszka? – spytała po chwili zastanowienia, wbijając zaciekawione spojrzenie w burego.
Ten rozejrzał się na boki, jakby chciał sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje. Liściaste Futro poczuła się, jakby chciał jej przekazać jakiś tajny sekret i ze zdziwieniem zmrużyła oczy.
– Miałem w mieście dobrego znajomego, którego poznałem na granicy jeszcze mieszkając w klanie. Był nieco młodszy ode mnie, podszkoliłem go nieco by jakoś sobie poradził w życiu, uwierz mi miasto w porównaniu do klanu to prawdziwa dzicz. Mój kumpel, Lew znalazł przypadkiem Mniszka gdy jastrząb jakimś cudem gdzieś go zostawił. Jak trafiłem do miasta po wygnaniu, Lew przygarnął mnie do swojego domu i sobie tam razem żyliśmy, dołączyło do nas z czasem trochę więcej kotów. Trochę w tym czasie podszkoliłem Mniszka, zapowiada się na świetnego wojownika. Wiesz jak on świetnie chodzi po dachach? Teraz w sumie po prostu przyprowadziłem go do klanu i tak szczerze to jedyne co dla niego zrobiłem, poza szkoleniem.
Kotka chwilę milczała, przetrawiając słowa Pochmurnego Płomienia, w końcu uśmiechnęła się, zachwycona
– Co za szczęście, że Klan Gwiazdy cię do nich poprowadził. A teraz... Pozwól że opowiem ci o wszystkim co działo się, gdy ciebie nie było! Chyba że ktoś już to zrobił, przede mną. – Kocur nie zaprzeczał, a więc Liściaste Futro kontynuowała: – No to tak, em… Niedźwiedzi Miód na zgromadzeniu wszedł na skałę liderów i podarował Sroczej Gwieździe muszelkę, wyznał jej też miłość. W nagrodę od Srokoszowej Gwiazdy otrzymał nowe imię: Nocny Kochanek. Srokosz zakazał też wybierania kolejnych radnych… – przerwała, milcząc z niepokojem w oczach, ale już się nie odezwała.
Już chciała opowiedzieć o tych wszystkich tajemniczych śmierciach, ale w porę ugryzła się w język. Uznała, że nie będzie na razie straszyć burego. Jej rozmówca chyba nie zauważył niepokoju kotki, i wybuchnął śmiechem.
– HAHAHA. Który to ten Niedźwiedzi Miód? Chcę poznać tego gościa. Szacuneczek za odwagę z wyznaniem Sroczej Gwieździe miłości. – odpowiedział.
– No wiesz, obecnie nie ma go w klanie – wyjaśniła, a jej uśmiech nieco zgasł. – Ja też kiedyś rozmawiałam ze Sroczą Gwiazdą – dodała po chwili namysłu, tłumiąc chichot. – Srokoszowa Gwiazda dostał zawału… – mruknęła niewinnie.
Wyleczeni: Paprociowy Zagajnik
<Pochmurny Płomieniu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz