Dzień zaczął się od ulewnego deszczu, który trwał praktycznie pół dnia. Figa została zawołana na trening, a widząc, jak woda zalewa wszystkie legowiska, pomimo gęstych gałęzi, prawie się wewnętrznie załamała. Nienawidziła tego. Od jakiegoś czasu przez częste burze zalewało ich legowiska, czy nawet stos zwierzyny. Wszyscy musieli chować mech tam, gdzie na pewno nie mógł dosięgnąć go deszcz, a koty pracowały nad uszczelnieniem gałęzi. Używali do tego liści posklejanych żywicą, czy mchu, którego uczniowie dostali zadanie zbierać więcej. Robili co mogli, wsadzając gałązki, robiąc nad swoimi głowami schronienie. Kiedy skończyli, w końcu mogli odetchnąć z ulgą, bo przestało ich zalewać.
Figa zeszła z drzewa, a gdy tylko dotknęła ziemi, jej białe łapy calutkie zanurzyły się w błocie. Wody było tak dużo, że trawa nie dawała rady jej wciągać, a wszystkie koty chodziły brudne. Czekała na Czereśnię, który niedługo później zaszczycił ją swoją obecnością. Ruszyła do przodu, co i rusz grzęznąć w błocie.
W trakcie ich marszu Czereśnia tłumaczył jej kolejne zapachy, które napotykali. Jednym z tych tropów był trop lisa. Znalazł interesujący ich zapach, jednak przez wilgoć w powietrzu, praktycznie nie był wyczuwalny. Ponaglił Figę, żeby go jak najszybciej wessała swoim nochalem i wryła sobie w mózgownicę.
- Trop lisa jest najistotniejszy - mówił mentor. - To one są naszym głównym wrogiem, musisz o tym pamiętać. Jeśli zauważysz choćby najmniejszy ślad obecności lisa, natychmiast to zgłaszaj.
Figa kiwała głową, przewracając oczami. Toż to było oczywiste! Każdy mieszkający w Owocowym Lesie o tym wiedział.
- Przecież wiem.
- No, to teraz go wytrop, jak jesteś taka mądra - burknął Czereśnia lekceważąco. Doskonale wiedział, że Figa nie da rady, miała za mało praktyki.
- A zobaczysz! Wytropię tego rudego sierściucha - fuknęła, rozsierdzona słowami mentora.
Przyłożyła nos do drzewa, o które ocierał się wcześniej lis, a następnie otworzyła pyszczek, by lepiej go rozpoznać. Ruszyła przed siebie, po miękkiej, błotnistej ziemi.
Przestało chwilowo padać, chmury, chociaż nadal ciemne, uspokoiły swoje rzewne łzy i koty mogły odpocząć.
Figa nadal szła przed siebie, a za nią Czereśnia. Udało jej się znaleźć miejsce z kolejnym tropem lisa, jednak dalej już się urywał. Mentor sprawdził wszystko dookoła, upewniając się, czy jego uczennica niczego nie przegapiła.
- Wracajmy, na dzisiaj wystarczy - oznajmił. - Przygotuj się bo niedługo będę Cię sprawdzać.
- Ta, sama sobie pójdę i poszukam lisa, żeby potrenować. - Odparła sarkastycznie.
- Masz niewyparzoną gębę.
- A Ty brzydką a jakoś Ci tego nie wypominam. - Fuknęła.
- Dosyć! Jak Ty się zwracasz do mentora? Mam tego dosyć, dostajesz karę. - Oznajmił stanowczym, zdenerwowanym tonem.
- Pff - mruknęła czekoladowa.
- Od dziś przez trzy dni jesteś na każde skinienie pazurem starszyzny - powiedział. - Już ja tego dopilnuję. A trening wznowimy po Twojej karze.
Figa aż otworzyła pyszczek w szoku. Jak on mógł? Bezczelny ten mentor! Żaden inny nie każe swojego ucznia, tylko ona zawsze obrywa. Figa poprzysięgła sobie, że pójdzie do Sówki prosić o zmianę nauczyciela.
Wrócili do obozu, a Czereśnia ruszył do starszych, by powiadomić ich, że mają nową służącą. Czekoladowa wykorzystała okazję, by pójść do stosu ze zwierzyną i wziąć sobie coś niedużego. Wszystko praktycznie było wilgotne przez ostatnie deszcze. Sięgnęła niedużą mysz i schowała się w krzakach, żeby ją skonsumować. Trochę śmierdziała, musiała przyznać, ale jedzenie to jedzenie.
Po wszystkim wyszła z krzaczorów, umyła łapy oraz pyszczek, kiedy znalazł ją Czereśnia, odsyłając do starszych. Przewróciła oczami, idąc we wskazane miejsce. W czasie tych kilku kroków, zaczęła czuć, jak jej bulgocze w brzuchu, i jakoś tak dziwnie jeździ. Zignorowała to, gdyż dotarła na miejsce, gdzie powitał ją Ślimak oraz wycofana Traszka. Ślimak ją zagadywał, śmiejąc się z jej losu, jednocześnie wspominając Czereśnię, kiedy był w jej wieku. Opowiadał w międzyczasie dużo głupot, prosząc Figę o niestworzone rzeczy.
Figa wysłuchując jego paplaniny poczuła nagle, jak jej się robi niedobrze. Zaczęła się ślinić, co próbowała ukryć, ale Traszka to zauważyła i podsunęła jej pójście do medyka. Czekoladowa machnęła ogonem na słowa starszej.
Kiedy skończyła, pożegnała się i poszła w swoją stronę, czyli do legowiska uczniów. Zbliżał się wieczór, kiedy stanęła pod drzewem kasztanowca, gotowa do wspinaczki. Przyszykowała się, a w chwili, gdy miała zrobić skok, treść żołądkowa cofnęła się do jej gardła i Figa zwymiotowała.
Tego objawu nie mogła już dłużej ignorować, więc smętnie poczłapała się do medyka. Szukała wzrokiem Świergot, kiedy przelewało jej się w żołądku i czuła, jak nadchodzi kolejna fala wymiotów. Obrzydliwe.
Dotarła do medycznego legowiska, do którego wpełzła niczym gąsienica.
- Oooh, Figunia? - Kotka ucieszyła się na widok uczennicy.
- Świergot, bo mnie brzuch boli - mruknęła słabo, a ślina kapała jej z pyska.
- Zaraz coś na to zaradzimy! Powiedz mi, co dzisiaj jadłaś? - Zapytała, odwracając się by poszukać ziół.
- Piszczkę, małą mysz…trochę była mokra i nieco śmierdziała… - Odparła, nim wstrząsnął nią odruch wymiotny.
- Zwymiotuj śmiało wszystko co masz w brzuchu oraz zjedz te zioła. Pewnie się zatrułaś zepsutym jedzeniem miauknęła. - Przy takiej pogodzie trzeba uważać na żywność ze stosu. Wilgoć sprzyja psuciu się mięsa.
Figa słuchała jednym uchem, a drugim wyrzygała się gdzieś na boku na leżące liście, żeby zbytnio nie nabrudzić biednej Świergot. Zjadła posłusznie lekarstwa i poczłapała się do legowisk uczniów. Słabym skokiem wybiła się z tylnych łap, ledwo zdołała wejść, po czym zaległa na swoim kawałku mchu.
Wyleczona: Figa
[Liczba słów: 835, trening zwiadowcy, rozpoznawanie tropów lisa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz