BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Jeszcze podczas szczególnie upalnej Pory Zielonych Liści, na patrol napada para lisów. Podczas zaciekłej walki ginie aż trójka wojowników - Skacząca Cyranka, która przez brak łapy nie była się w stanie samodzielnie się obronić, a także dwoje jej rodziców - Poranny Ferwor i Księżycowy Blask. Sytuacja ta jedynie przyspiesza budowę ziołowego "ogrodu", umiejscowionego na jednej z pobliskich wysp, którego budowę zarządziła sama księżniczka, Różana Woń. Klan Nocy szykuje się powoli do zemsty na krwiożerczych bestiach. Życie jednak nie stoi w miejscu - do klanu dołącza tajemnicza samotniczka, Zroszona Łapa, owiana mgłą niewiadomej, o której informacje są bardzo ograniczone. Niektórym jednak zdaje się być ona dziwnie znajoma, lecz na razie przymykają na to oko. Świat żywych opuszcza emerytka, Pszczela Duma. Miejsce jej jednak nie pozostaje długo puste, gdyż do obozu nocniaków trafiają dwie zguby - Czereśnia oraz Kuna. Obie wprowadzają się do żłobka, gdzie już wkrótce, za sprawą pęczniejącego brzucha księżniczki Mandarynkowe Pióro, może się zrobić bardzo tłoczno...

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

W Porze Zielonych Liści społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Aż po dzień dzisiejszy patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
Po dłuższym czasie spokoju, społecznością wstrząsnęła wieść tajemniczego zaginięcia najstarszej wojowniczki Mleczyk. Zaledwie wschód słońca później, znaleziono brutalnie okaleczoną Kruchą, która w trybie pilnym otrzymała pomoc medyczną. Niestety, w skutek poważnego obrażenia starsza zmarła po kilku dniach. Coś jednak wydaje się być bardzo podejrzane w tej sprawie...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Nocy!
(dwa wolne miejsca!)

Miot w Owocowym Lesie!
(dwa wolne miejsca!)

Zmiana pory roku już 16 lutego, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

02 lutego 2025

Od Kompasu (Wędrującej Łapy)

*jeszcze latem* 

 Nie minął nawet dzień, odkąd stał się członkiem Klanu Burzy, a myśl o nowym życiu wciąż tkwiła w nim z niewyobrażalną siłą. Rzadko kiedy targały nim emocje. Znany był jako kot spokojny we wszystkim, co robi - teraz jednak daleko mu było do zrównoważenia, a tym bardziej spokoju.
Głosowanie zakończyło się niespełna kilka godzin temu, gdy słońce nie zdążyło jeszcze dojść do swojego zenitu. Teraz świeciło wysoko na niebie, wyznaczając południe.
Dziwnie było tak spacerować po tętniącym życiem obozowisku. Przywykł do przebywania w samotności, ewentualnie w niewielkich, zwartych grupach, które po pewnym czasie opuszczał. Tutaj było... Inaczej. Kotów przelewała się cała masa. Niektóre wychodziły właśnie z obozu, inne jadły swój posiłek, a jeszcze inne nad czymś wesoło - lub mniej - rozprawiały.
Całkiem normalna, mogłoby się zdawać, rzeczywistość. Dla niego jednak odrobinę przytłaczająca.
— Jak pierwsze wrażenia? — usłyszał za sobą głos. Obróciwszy się w stronę, skąd dochodził, jego widzące oko ujrzało Króliczy Nos. 
Zaraz znów skierował swoje spojrzenie przed siebie, jak gdyby głęboko nad czymś zamyślony.
— Dużo tu kotów. Zawsze byłem sam.
— Nie jesteś za młody na samotne podróżowanie?
— Marzyciel z krwi i kości sensu, celu i szczęścia, Króliczy Nosie, szuka w samotności — odparł. Pierwszy rym, jaki dziś wypadł mu z pyska, już poprawił mu nastrój.
— W samotności łatwo jest też stracić życie — mruknął wojownik. Dosiadł się do niego. — Nie chcę być zbyt nachalny, Kompasie, ale co z twoją rodziną?
— Zadajesz zbyt dużo pytań.
— Rozumiem — ku zaskoczeniu świeżo upieczonego Burzaka, Królik nie dopytywał ani nie drążył tematu. Wszystkie koty, z jakimi rozmawiał, zachowywały się raczej przeciwnie. — Mam nadzieję, że pamiętasz o dzisiejszej ceremonii.
— A nie wyglądam? — spytał, przyglądając się swoim łapom. — Poświęciłem dużo czasu na czyszczenie swojego futra.
— Czasami wątpię, aby to futro mogło być kiedykolwiek brudne — mruknął z rozbawieniem wojownik. — Wygląda na to, że jest dla ciebie ważne.
— Lubię ładnie wyglądać.
— Obyś lubił też coś poza poezją i wyglądem — rzucił Króliczy Nos. Wąsy mu zadrgały, gdy podniósł się powoli i rzucił mu ostatnie spojrzenie, nim odszedł. 

* * *
Czyste dotąd niebo zasnuły chmury. Powoli robiło się znów jasno, choć pierwsza zorza jeszcze nie zawitała na niebie, wciąż ponurym i szarawym jak na tak ciepły i łagodny sezon. Obserwująca Gwiazda zwołała zebranie. Gdy tylko dotarło do niego wezwanie jej głosu, przerwał rozmowę z Leszczyną.
— Niech wszystkie koty zdolne do samodzielnego polowania zbiorą się pod Skruszoną Wieżą na zebranie klanu — usłyszał wtedy.
— Ceremonia — szepnął. Leszczyna pokiwała głową.
— Najprawdopodobniej,
Wstali i udali się pod wyznaczone miejsce, gdzie czekała już na nich horda kotów, których różnorodne barwy futra mieszały się ze sobą i plątały, zbite w jedną, niewyraźną masę. W tym momencie dostrzegał tylko stojącą najwyżej, spoglądającą na klan z góry przywódczynię.
— Dzisiejszego świtu dołączyły do nas dwa nowe koty. To odpowiednia pora, aby zostały mianowane i stały się pełnoprawnymi członkami naszego klanu. Podejdź tu, Kompasie.
Kompas rozejrzał się po tłumnej przestrzeni otaczającej Skruszoną Wieżę. Wystąpił, wykraczając poza linię tłoczących się kotów, które natychmiast skierowały na niego swoje spojrzenie. Nigdy nie miał problemów z pewnością siebie, a jednak teraz poczuł się dość skołowany. Czy naiwne było myślenie, że tak szybko go zaakceptują? Kogoś z tak daleka? Mimo to, nie okazał po sobie tego, co czuł. Stanął wyprostowany, z dumnie uniesioną brodą i lśniącą, zwichrzoną sierścią. 
— Kompasie, zdecydowałeś stać się częścią Klanu Burzy, a więc i przyjąć wszystkie jego tradycje. Niech ta ceremonia stanie się symbolicznym znakiem porzucenia dawnego życia samotnika i stania się pełnoprawnym Burzakiem. Wraz z nowym imieniem przyjmiesz wszystko to, co dotąd było ci nieznane. Nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz zwać się Wędrującą Łapą. Twoim mentorem zostanie Króliczy Nos. Mam nadzieję, że przekaże ci on całą swoją wiedzę.
Kompas zmusił się, by tylko kątem oka - widzącego oka, które, na jego szczęście, usytuowane było po jego lewej stronie, skąd też z tłumu wysunął się kocur o sierści w odcieniu węgla. Króliczy Nos spojrzał na niego subtelnie, choć pokrzepiająco, a Kompas odpowiedział na to wzrokiem pełnym wdzięczności. Rozumieli siebie, choć nikt inny - poza nimi - nie mógłby rozszyfrować tych komunikatów.
— Króliczy Nosie, wyszkoliłeś już Margaretkowy Zmierzch i Szafirkowy Wiatr. Pora, abyś przyjął kolejnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Piaszczystej Zamieci, doskonałe szkolenie i pokazałeś swój rozsądek oraz opanowanie. Będziesz mentorem Wędrującej Łapy. Mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę. 
Króliczy Nos zbliżył się do niego. Z początku Kompas był lekko zakłopotany. Nie rozumiał, co miał zrobić; jak postąpić. Czego od niego oczekiwano. Po prostu stał, obejmując go spojrzeniem, które powinno być niepewne, ale kocur starał się jak mógł, by owej niepewności po sobie nie pokazać. Najwyraźniej jego przyszły mentor to wyczuł, bo niezwykle wolno i delikatnie zbliżył swój nos do jego pyska. Wtedy Kompas zrozumiał, o co chodzi, i  uczynił to, co on - wtedy razem zetknęli się ze sobą nosami.
I nagle rozległy się okrzyki.
— Wędrująca Łapa! Wędrująca Łapa!
Kompas zesztywniał. Obejrzał się za siebie tak niezauważalnie, jak tylko był w stanie. Delikatny uśmiech pojawił się na jego pysku mimo tego, jak bardzo próbował go powstrzymać. Koty Klanu Burzy skandowały między sobą jego imię. Każdy głos przedzierał się przez drugi. Napotkał się spojrzeniem z Króliczym Nosem, który także się uśmiechnął.
Nie spodziewał się, że zostanie w ten sposób przyjęty. Ba, nie spodziewał się nawet, że ceremonie są w klanie witane z taką aprobatą, z taką euforią - zwykle sądził, że ceremonie są ciche i poważne. Tutaj każdy chciał uhonorować Młodego Ucznia.
Razem z Króliczym Nosem odsunęli się z powrotem w cień stłoczonych kotów, choć Kompas, prawdopodobnie powinien zwać się już Wędrującą Łapą, zrobił wszystko, by pozostać z przodu i móc doskonale śledzić wzrokiem ceremonię swojej przyjaciółki.
— Leszczyno, wystąp.
Spojrzał na szylkretkę, która wydawała się wyraźnie nerwowa. To znaczy - wyraźnie dla niego. Pierwszy lepszy kot nie spostrzegłby, jak drgają jej uszy, jak końcówka ogona wywija się lekko w tą i drugą stronę, ani nie rozpoznałby jej spojrzenia, na pierwszy rzut oka dumnego, niewzruszonego, być może nawet wyzywającego - ale w którym krył się blask niepewności. On znał ją na tyle, że z tak drobnych szczegółów mógł wyczytać jej emocje. I wiedział, że się martwi, mimo tej pewnej siebie otoczki. Wędrująca Łapa zawsze był dobry w dostrzeganiu szczegółów, które wszyscy inni pomijali; zawsze doskonale rozumiał emocje innych. Choć z ich dwójki to Leszczyna była tą starszą i dorosłą, to właśnie Kompas najczęściej ją uspokajał i najczęściej z nią rozmawiał. Był dla niej jak zioła uspokajające.
A ona, choć rzadziej, była takim wsparciem również dla niego. Wspomniał swoją podróż przez Drogę Grzmotu i to, jak pomogła mu, gdy spanikował. Inaczej pewnie by tam umarł, niezdolny, by się poruszyć. Na samą myśl futro mu się najeżyło.
Gdy Leszczyna wyszła na środek, przywódczyni kontynuowała.
—  Leszczyno, nadszedł czas, abyś została uczennicą. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz zwać się Leszczynową Łapą. Twoją mentorką zostanie Norniczy Ślad. Mam nadzieję, że przekaże ci ona całą swoją wiedzę.
Uwagę Kompasu przykuła kotka o charakterystycznej burej sierści poprzestrzelanej rudymi, odznaczającymi się zresztą, łatami. Wysunęła się z tłumu, a jej pysk zdradzał, że tę decyzję chciała przyjąć równie godnie, co sama Leszczyna. I on. W końcu zrobił wszystko, by jego futro w dzień ceremonii było lśniące jak sam księżyc.
— Norniczy Śladzie, jesteś gotowa do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałaś od swojego mentora, Piaskowej Zamieci, doskonałe szkolenie i pokazałaś swoją pracowitość i sumienność w dążeniu do celu. Będziesz mentorką Leszczynowej Łapy. Mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Norniczy Ślad zbliżyła się do Leszczynowej Łapy. Na moment wyglądała na zakłopotaną, ale gdy tylko mentorka zbliżyła się do niej nosem, ta uczyniła to samo, za śladem jego i Króliczego Nosa, choć z wyraźną dozą nieufności. Rozumiał to. Sam nie przepadał za najmniejszym choćby kontaktem z nieznajomymi.
— Leszczynowa Łapa! Leszczynowa Łapa!
Głosy poniosły się w blade niebo, kładąc swoje echo w eter, tam, gdzie nawet najsłabiej świecące gwiazdy, niewidoczne za dnia, mogły je usłyszeć. Tam, gdzie ptaki śpiewały wraz z nimi. 
Widząc, że kotka wciąż jest nerwowa, posłał jej krótkie, uspokajające spojrzenie, by dodać jej otuchy.
— Nie wiem, jak możesz tak łatwo zachowywać spokój — szepnęła do niego, gdy odeszła już w tłum. — Nie znam też sekretu, dlaczego tak łatwo uspokajasz innych... Wędrująca Łapo.
Zaakcentowała jego nowe imię.
— Sam trochę tego nie rozumiem — przyznał. — Ale nie zawsze jestem tak spokojny, na jakiego wyglądam. 
Koty zaczęły się powoli rozchodzić, aż polana stała się całkowicie pusta, za wyjątkiem nowych uczniów i ich mentorów. Leszczyna odeszła gdzieś na bok z Norniczym Śladem, a on pozostał w towarzystwie Króliczego Nosa. 
— Gotowy na pierwszy trening?
— Co? — mruknął uczeń. Trening? Przecież ledwo co otrzymał imię.
— Chyba nie sądziłeś, że cały dzień będziesz leżeć w ciepłym posłaniu, co? Życie w klanie to też obowiązki. Chodź — skinął głową, a mu pozostało podążyć za nim. 
Wyszli z obozowiska, tam, gdzie rozpościerały się rozległe, otwarte terytoria. Pagórki, niewielkie ruczaje przecinające bezleśne pustkowia jak błękitne strzały. 
— Dzisiaj zapoznam cię z naszymi terenami — wytłumaczył. 
Wędrująca Łapa nie mógł się tego doczekać. To, co jego oczy zobaczyły, gdy po raz pierwszy wkroczył na terytoria Klanu Burzy, nie było możliwe do opisania słowami. Nawet dla niego. Dla jego artystycznej duszy, która niemalże żyła poprzez słowa. 
— Na północny wschód od obozu znajduje się Upadły Potwór. Tam udamy się najpierw. Byłeś już w tych okolicach. To niedaleko Drogi Grzmotu i wrzosowisk.
Uczeń mruknął pod nosem.
— Cóż, chyba byłem zbyt zauroczony waszymi wrzosami, bo nic nie widziałem.
Króliczy Nos pokręcił głową z niedowierzaniem. Przyspieszył nieco kroku, a Kompas poszedł w jego ślady. Nie zbaczywszy na dopadające go zmęczenie, zignorował całkowicie sygnały, jakie wysyłało mu ciało, które musiało pragnąć nieco wolniejszego tempa podróży. Przecież nie mógł przyznać się do tego, jaki był słaby. Przecież wojownicy nie mogli być słabi. Przecież zabroniono by mu choćby dnia dłużej spędzić na tych urokliwych terenach. Nie przydałby się. Byłby tylko kolejną bezużyteczną gębą do wykarmienia.
— To prawda, wrzosy mają swój urok — zamruczał łagodnie Króliczy Nos, przyznając mu tym samym rację. — Pomiędzy miejscami będę opowiadał ci trochę o Klanie Burzy i jego tradycjach, a także o innych klanach, które można spotkać w lesie.
Kompas pokiwał głową. Nie powiedział nic, oszczędzając energię na zbędne słowa. Króliczy Nos musiał to zauważyć, bo zmarszczył brwi.
— Możemy zwolnić, jeśli tego potrzebujesz.
— Nie — nieco zbyt gwałtownie wyparował Wędrująca Łapa, usiłując zaoponować. — To znaczy - nie - poradzę sobie. 
— Rozumiem — powiedział w końcu wojownik, choć nie zdawał się specjalnie przekonany. — Dobrze więc — uniósł wyżej głowę i odwrócił spojrzenie od ucznia. — Zacznę od podstaw. Wszystkie otaczające cię tereny, nawet te poza wiekopomnym spojrzeniem wrzosowisk i starej Skruszonej Wieży, są zamieszkiwane przez cztery klany - znaczy się - pięć, jeśli chcemy liczyć Owocowy Las. Klan Wilka zasiedlający las iglasty na północ od naszego obozowiska. Są znani ze swojej krwawej przeszłości. Bądź uważny w kontaktach z nimi — przestrzegł go. — Oczywiście, nie każdy z nich będzie żądnym krwi mordercą, ale zdaje się, że polityka wprowadzona przez Mroczną Gwiazdę jeszcze na długi czas będzie oddziaływała na nasze stosunki. Dawno temu Klan Burzy za jego sprawą omal nie przestał istnieć. Ale to historia na inną okazję...
— ...Opowiedz więcej! — przerwał mu zainteresowany uczeń. 
— Jak mówiłem, to historia na inną okazję — dokończył Królik, karcąc go spojrzeniem. — Na razie wszystko, co musisz wiedzieć o Klanie Wilka to to, że wielu Burzaków, jak i wielu Wilczaków będzie wobec siebie sceptycznych i zdystansowanych. Dawne niesnacki pozostały żywe po dziś dzień i sprawiają, że najpewniej jeszcze długo nie będziemy w stanie sobie zaufać, ani tym bardziej związać się sojuszem. Rozpoznasz Wilczaków po ich sprawnych, często umięśnionych ciałach i po zapachu szyszek i drzew iglastych. Zresztą wkrótce sam go poczujesz. 
Ledwo zdążył dopiąć swoją przemowę do końca, a już zatrzymał się, pobudzając u swojego ucznia czujność. Dopiero teraz Kompas spostrzegł malujący się przed nim zarys czegoś na kształt skały, ale bardziej płaskiej i owalnej,  a dodatkowo o kościanej barwie. Kompas pierwszy raz widział coś takiego na oczy.
— Co to jest? — spytał. — Czy to jakiś wielki kamień? Nie wygląda na kamień.
— Był tu odkąd klany wprowadziły się na te tereny — wyjaśnił wojownik. — Nikt do końca nie wie, skąd się tu wziął ani jak długo już to leży. Mówiono, że to fragment wielkiego Potwora, który upadł właśnie w tym miejscu. 
— Potwory jeżdżą po Drodze Grzmotu — zauważył sceptycznie Wędrująca Łapa. — I nie są tak wielkie.
— Zatem musi to być jakiś specjalny Potwór, prawda? — podsunął z delikatnym uśmiechem Króliczy Nos. — Dość o Potworze. Spójrz tam, gdzie zaczyna się las. Jego mały fragment należy do nas. Reszta wyznacza już terytorium Klanu Wilka. Za mną.
Kompas posłusznie podążył za czarnym, dymnym kocurem, wychylając głowę, gdy zbliżyli się do lasku. Miał już iść dalej, ale Króliczy Nos zatrzymał go jednym ruchem pyska.
— Zatrzymaj się tu. Widzisz dalszą część lasu przed sobą? — skinął mu głową, a gdy Wędrująca Łapa podążył za nim spojrzeniem, kontynuował swoją mowę. — Ta nie należy już do nas. Zamknij oczy. Wciągnij powietrze nozdrzami. Co czujesz?
— Las. Sosny — mruknął, nieprzekonany, czy nie powinien aby czuć nieco więcej. — Przecież wszędzie wokół jest las i sosny.
Widząc jego rezygnację, Króliczy Nos podniósł ogonem jego podbródek, nakierowując go w kierunku, gdzie zapach był silniejszy.
— Nie wierzę, że kot, który przeszedł ziemię, poddaje się tak łatwo. Zauważ, że zapach lasu jest bardziej powszechny, mniej intensywny. Spośród niego wybija się druga, silniejsza woń, która...
— ...Należy do Wilczaków.
— Dokładnie.
— Chyba czuję — stwierdził, wytężając lepiej swoje zmysły, ażeby dotrzeć do zapachu, o którym wspomniał jego mentor. I rzeczywiście czuł: wybijającą się na tle mieszaniny leśnych zapachów woń, która oprócz nuty drzewnych nasion i igieł miała w sobie coś jeszcze, czego nie potrafił jednoznacznie nazwać, a co sprawiało, że dało ją się wyodrębnić spośród wszystkich innych śladów zapachowych.
— Zapach wyznacza granicę. Tam, gdzie nabiera intensywności, kończy się nasze terytorium — wyjaśnił Królik. — Spokojnie, z czasem zaczniesz odróżniać zapachy poszczególnych klanów. Podświadomie znasz już dobrze naszą burzacką woń. Sam ją na sobie nosisz, choć twój nos do niej przywykł. Będziesz potrafił ją określić. Ruszamy dalej.
Minęli wielki odłam tak zwanego Potwora i przetoczyli się wzdłuż wrzosowisk, gdzie dźwięk przejeżdżających przez Drogę Grzmotu maszyn nieustannie im towarzyszył. Kompan podróży.
Nawet Wędrująca Łapa, który brzydził się wszystkim, co nie miało żadnego związku z naturą, zaakceptował dźwięk tych właśnie Potworów. Czasem był nawet przyjemny; gdy sterta złomu jechała na tyle wolno, by nie wydawać ryku, a przyjemniejszy szum ocierających się o twardą powierzchnię kół. Niestety, bywały też i takie momenty, że szybciej pędzące Potwory sprawiały, że zapragnął ogłuchnąć.
— Owocowy Las, o którym wspomniałem wcześniej — kontynuował mentor, gdy szli wzdłuż Drogi Grzmotu, przez wrzosowiska. — Odróżnia się tym, że można nazwać go prędzej grupą towarzyską, niż klanem. Żyją tam, za Drogą Grzmotu — tutaj zawiesił głos, by dać uczniowi chwilę na spojrzenie za połać ciemnego asfaltowego pasma oddzielającego od siebie terytoria dwóch klanów. — Tak, jak mówi nazwa ich zgrupowania, mieszkają w lesie. Stęchły zapach potworów utrudnia wyłapanie śladu zapachowego Owocowego Lasu po drugiej stronie drogi, ale gdy pójdziesz na swoje pierwsze zgromadzenie, z łatwością ich rozpoznasz. Pachną owocami i drzewami owocowymi. Z nimi utrzymujemy całkiem dobre relacje od wielu księżyców. Ich imiona są jednoczłonowe. Nie wierzą w Klan Gwiazdy. Nie stanowią jedności z klanami pod względem kultury i tradycji. Niegdyś nie chadzali na zgromadzenia, a klany ledwo miały o nich jakiekolwiek pojęcie. Założę się, że wiele z nich nie wiedziało nawet o ich istnieniu. Nie pamiętam tych czasów, ale najstarsi wojownicy mogą kojarzyć opowieści bardziej... wiekowych członków swojej rodziny.
— Zgromadzenie?
— Do tego też wrócimy — zapewnił Królik. — Jezioro, które widzisz daleko przed sobą, wyznacza naszą granicę z Klanem Nocy. Zapach słodkiej wody i wilgotnej gleby jest bardzo intensywny. Poczujesz go, gdy podejdziemy bliżej.
I faktycznie, gdy zbliżyli się na tyle, że widział już dobrze spokojny nurt wody, do jego nosa dotarł niezwykle przyjemny zapach wilgotnej ziemi. Uwielbiał to, jak pachniały jeziora. Uwielbiał spokojny szum wody. Tak niedoceniane przez większość kotów.
— Nocniacy jak nikt inny dobrze czują się w wodzie. To jedyne koty w całym lesie, które pływają. Jedzą głównie ryby i okazjonalnie pozostałe morskie stworzonka. Póki co nasze relacje są dość neutralne. 
— Próbowałem kiedyś ryby. Są obrzydliwe.
— Więc nie będziesz miał problemu z odróżnieniem Rybojadów od innych kotów. Pachną wilgocią i rybami. Od razu rozpoznasz.
Taką miał nadzieję.
Zdarzało mu się jeść ryby, głównie wówczas, gdy w czasie tułaczki brakowało im innego rodzaju pożywienia. Wtedy ojciec, razem z siostrą, jako mistrzowie wszelkiego łowiectwa, brali sprawy w swoje łapy. Wyławiali z jezior czy rzek ryby, które rodzina dość niechętnie zjadała.
Ale nie narzekali.
Podróże były wycieńczające, a śmiertelność dzieci w jego niewielkim rodzinnym szczepie niezwykle rosła. Nie mieli czym innym nakarmić swoich brzuchów. Dlatego nieraz musiał przełknąć kawałek słonej, śmierdzącej ryby, czy mu się to podobało, czy też nie.
— Zbliżamy się do Przybrzeżnego Oka. Ten mały staw stanowi świetne miejsce dla węży i żab. Czasem kręcą się tu kaczki i dzikie gęsi. Jeśli masz trochę szczęścia, może zobaczysz nawet klucz żurawi. Niezwykle lubią wrzosowiska i rozlewiska, a tych mamy pod dostatkiem. Ale to raczej wiesz dobrze, jak przystało na podróżnika, prawda?
— Zgadza się.
Wtedy Króliczy Nos zawrócił, a Wędrująca Łapa, nim poszedł za nim, na chwilę tylko obdarował go zaskoczonym spojrzeniem.
— Nie idziemy tam?
— To nie miejsce dla młodych. Nie chcesz chyba, żeby cię pogryzły żmije.
— Żmije nie gryzą.
— Chcesz się przekonać?
Zamilkł tylko, przewróciwszy sprawnym okiem. 
— Tak myślałem. Udamy się teraz do Kamiennych Strażników. To tam znajduje się granica z Klanem Klifu. Więcej o nich wyjaśnię ci na miejscu.
I tak też zrobili, kierując się bezpośrednio na północ, a potem odbijając na zachód. Tam też wysunęły się przed nimi gigantyczne kamienne monolity wyznaczający dziwny krąg. Zanim wszedł do środka tworu wykreowanego przez samotne skały, powąchał ziemię, jak gdyby chciał wyczuć w niej jakąś świętą, ponadziemską cząstkę.
— Co to za miejsce?
— Strażnicy. Legendy głoszą, że daleko pod kamiennymi stopami znajduje się coś niezwykle cennego — powiedział, a na ciemny pysk wpełzł mu zarys uśmiechu. — Można powiedzieć, że kryje się w nich dużo prawdy. Nie wiem tylko, czy odkryliśmy ją całą i ile jeszcze tajemnic skrywa przed nami to miejsce.
— Wygląda na święte. 
— Traktujemy je trochę jak świętość — wyjaśnił. — Spójrz na drugą część plaży.
Podążył spojrzeniem za mentorem i dopiero teraz zauważył wylegujących się na słońcu wojowników. Grupy kotów rozmawiały ze sobą, inne odpoczywały na nagrzanym przez promienie piasku. 
Jakaś kotka o kremowej szacie podniosła na niego rozleniwione spojrzenie. Wyprostowała się jak paw, a Kompas miał przez chwilę wrażenie, że zielone oczy nabrały wyzywającego charakteru, więc odpowiedział jej tym samym.
Króliczy Nos zaśmiał się gardłowo.
— Nie podoba ci się ich obecność, hm? — spytał. — Niestety, musimy nacieszyć się tym małym skrawkiem piasku, który do nas należy. Nie zwracaj uwagi na Klifiaków. Gdy jest ciepło, często spędzają tu czas. Czujesz ich zapach?
— Pachną ptakami.
— Między innymi — przytaknął mentor. — Klifiacy mieszkają... na klifach, jak na to wskazuje sama nazwa ich klanu. Dumni i wierni Klanowi Gwiazdy, oczyścili swoją dawną brudną reputację. Polują głównie na ptaki. Nieraz spotkasz nieprzyjemne spojrzenia na granicach. Wielu wojowników będzie próbowało cię sprowokować.
— Dlaczego?
— Klany mogą żyć razem, ale wprawdzie każdy jest odrębnym bytem i darzy inne dużą dozą nieufności i dystansu. Widziałeś zachowanie Gradowego Sztormu, gdy po raz pierwszy przybyłeś do Klanu Burzy ze swoją towarzyszką. Dużo z nas nie lubi obcych.
— Też nie lubię obcych.
Króliczy Nos parsknął śmiechem.
— Cóż, to jest to coś, co wiele kotów ma ze sobą wspólnego.

[3139 słów]





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz