Czarny kocurek leżał w legowisku, opierając łebek na łapach, wpatrując się w migoczące na niebie gwiazdy. Miał już cztery księżyce i zgodnie z obietnicą tatusia, mógł już wychodzić nieco poza legowisko bez opieki, chociaż i tak nie było mu do tego śpieszono, jako że obecnie i tak było zbyt ciemno na coś więcej niż nieśmiałe wychylenie głowy spod dachu kociarni. Noc była chyba jedynym czasem doby w którym Fruczak mógł żyć swoim życiem bez ciągłych pisków mamy nad uchem. Cała ta nieustanna ekscytacja matki już go irytowała. Wieczorem więc, kiedy upewniał się, że Ambrowiec już usnęła, delikatnie wyswobadzał się z uścisku mamy i kładł się na progu żłobka, oglądając nocny nieboskłon. Jak zauważył, rutyna ta zdawała się go uspokajać. Dla Fruczaka była to chwila wytchnienia potrzebna po całym dniu integracji z mamą. Oh, gdyby już został uczniem i wyniósł się z kociarni. Może wtedy dostałby krztynę prywatności. Chociaż... czy na pewno? Powoli zaczął odbierać wrażenie, że matka będzie śledziła każdy jego ruch przez całe jego życie. Ta myśl była... niepokojąca, tak, ale z jakiegoś powodu dla Fruczaka bardzo prawdopodobna.
Fruczak wpatrzył się w zasłane gwiazdami niebo, wypatrując tej najjaśniejszej, o której opowiedział mu tatuś. Tata miał dużą wiedzę na temat przyrody. Fruczak chciał być jak tata. Kolejny powód dla którego mógł ze zniecierpliwieniem wyczekiwać mianowania na ucznia. Jeśli dostałby dobrego mentora, albo chociaż byłby widziany jako ktoś kto posiada rozum, może mógłby posiąść tą samą wiedzę którą miał tatuś. A może nawet większą? Czy można było być mądrzejszym od taty? Co jeśli w Owocowym Lesie byłą jakaś niepisana zasada na ten temat? Jeśli tak, to Fruczak nie chciałby jej złamać.
Niebo powoli zaczęło nabierać różowawej barwy, co powiadomiło kocurka o tym, że lepiej będzie już wracać do udawania, że śpi. Będzie mógł odespać tą noc kiedy indziej tego dnia, tak jak zawsze. Ostrożnie poczłapał w kierunku matki, kładąc się niewielką odległość od matki, tak, aby jej futro nie dotykało jego. Ostatnio dotyk mu zbrzydł, szczególnie ten, który otrzymywał od Ambrowiec.
Słońce już wstało, a razem ze słońcem wstała matka, która niemal natychmiastowo wyczuła brak obecności swojego syna i przycisnęła go z powrotem do swojej piersi, obok Kolendry. Fruczak, z braku myśli nad mniej impulsywną reakcją, szybko się jej wyrwał, jeżąc futerko na karku. Matka kociaka przekręciła łebek z głupim, zatroskanym uśmiechem na twarzy.
- Boli cię coś? Chodź no tu, przejrzę cię. - Zaczęła, marszcząc nieco pyszczek w zastanowieniu. - Jeśli coś jest nie tak, to możemy pójść do Świergot, wiesz? - Zaćwierkała, przywołując kocurka ogonem.
Ale Fruczak naprawdę nie chciał teraz być blisko niej. Cofnął się o krok.
- Po prostu jest mi za ciepło, musze sobie znaleźć bardziej schłodzone posłanie. - Miauknął niewyraźnie.
Szylkretka przekręciła głowę.
- Ale przecież jest Pora Nagich Drzew! Jeśli już, to powinno być ci zimno. - Mruknęła pod nosem.
- Nie chcę. - Fruczak machnął ogonem, starając się postawić granicę. Tatuś mu kiedyś wspomniał, że chyba powinno to działać kiedy czegoś nie chcesz.
Jednak Ambrowiec tylko posłała mu zaniepokojone spojrzenie.
- Może zachorowałeś, skarbie? Świergot ciebie przebada, dobrze? Czasem w tak zimną porę kotom robi się bardzo ciepło kiedy chorują. Szczególnie takie małe kociaki jak ty. Oh! Oby to nie było nic poważnego... Najlepiej będzie jak pójdziemy już, zaraz! Tylko kto się zajmie Kolendrą? - Wzrok matki biegał po kociarni, szukając kogoś kto mógłby zaopiekować się jej synem, jednak, oczywiście, nikogo nie znalazła. - Chyba będziemy musieli poczekać aż przyjdzie Chrząszcz, na ten czas chodź tutaj, jeszcze ci się pogorszy na tym mrozie! Rankiem jest jeszcze tak zimno...
- Nie jestem chory. Nie chcę spać obok ciebie. - Miauknął Fruczak, ale jego głos załamał się nieco i kocur nie brzmiał już tak zdecydowanie. Świetnie. Zachciało mu się robić wymówki i jeszcze bardziej siebie wkopał. Teraz matka myślała, że jest chory i do tego majaczy bez sensu.
Kiedy Ambrowiec znalazła już kogoś do pilnowania Kolendry i przestrzegła owego kota, że jeśli cokolwiek stanie się jej pociesze, to wyrwie mu ogon z zadu, Fruczak i jego matka udali się do Świergot.
- Mówiłem ci, nic mnie nie boli!
Szylkretka nie odpowiedziała, patrząc na niego ze zmartwionym spojrzeniem. Po nieprzyjemnym, pełnym dotyku i dłużącym się badaniu, szamanka oświadczyła w końcu.
- Jest zdrowy, Ambrowcu. Nie ma się czego bać.
- Ależ mówił że jest mu za ciepło! I potem zaczął gadać o czymś bezsensu, może ma majaki?
- Jestem pewna, że wszystko z nim dobrze.
Matka zerknęła niepewnie na liliową panią, ale pokiwała głową. Fruczak odetchnął z ulgą. Chociaż nie będzie musiał ponownie odbywać badania. Kocurek pomyślał, że już nigdy nie będzie wchodził do legowiska medyka ciesząc się z wizyty.
Jeszcze tego samego dnia, czarny postanowił opowiedzieć tatusiowi o swoich problemach z dotykiem. Obecność ciągłych jęków Ambrowiec, o tym jaki to on nie jest osowiały i smutny, że siedzi w kącie i nie przytula się do niej jak normalny kociak, już powoli go irytowała. Doszedł więc do wniosku, że jeśli powie o tacie o przyczynie jego zachowania, to może kremowy porozmawia ze swoją partnerką i wyjaśni to całą sprawę. Więc jak tylko tatuś zakończył swoją codzienną wizytę u Ambrowiec, Fruczak poprosił go na bok.
- Tato?
- Tak, Fruczaku?
- Bo mama bardzo często przytula mnie i Kolendrę - zaczął niepewnie, nerwowo zerkając czy matka go nie podsłuchuje - ale mi się to nie podoba. Myślisz, że mógłbyś jej to przekazać?...
Tatuś mruknął coś zaskoczony, jakby nie wiedział co zrobić z odpowiedzialnością którą obecnie posiadał jako ojciec.
- Chyba wiem, o co ci chodzi. Uhh... Mogę spróbować ale... - błysk żalu w oczach taty dokończył zdanie już sam za siebie. Oczywiście, że Ambrowiec prawdopodobnie obróci sytuacje tak, żeby wyszło na jej korzyść. Fruczaka lekko zaskoczyła jego własna myśl. Nawet nie zauważył kiedy zaczął myśleć o matce w tak złych kategoriach.
Kocurek obserwował, jak tatuś podszedł do Ambrowiec i szepnął jej kilka słów do ucha z zakłopotanym wyrazem twarzy. Jego partnerka jednak zdawała się nie zachowywać tego samego stopnia dyskrecji i westchnęła głośno, aż przesadnie.
- Ależ kochanie! Bez czułości, Gołąbek wychowa się z brakiem ciepła rodziny! Na kogo on potem wyrośnie? Tyrana?
Na twarzy kremowego widoczny był grymas speszenia i nutka zmieszania na wyolbrzymienia kotki.
- Jestem pewny, że tak nie będzie. - Mruknął w obronie czarnego, ale już niepewnie.
Po jeszcze kilku szeptach tatusia i uskarżeniach matki, Chrząszcz pokręcił Fruczakowi głową z niemocą w ślepiach i wyszedł z legowiska.
* * *
Fruczak miał już sześć księżycy i jego oczy nabrały pełnej barwy. Były pomarańczowe, takie same jak jego tatusia. Kocurek odnajdował ulgę w ty, że nie były zielone jak matki. To nie tak, że jej nie lubił, no ale... sam nie wiedział. Jakoś nie za bardzo widział ją jako matkę. Nie dawała mu zbyt dużo prywatności i nie czuł potrzeby kontaktu z nią. Ale oh, nareszcie będzie mógł zostać uczniem i wyrwać się z uścisków matki które spotykały go w kociarni. Tata powiedział mu, że mianowanie prawdopodobnie odbędzie się, kiedy słońce będzie u szczytu nieboskłonu, Fruczak więc niecierpliwie wyczekiwał, z niechęcią pozwalając matce na wylizywanie jego futerka. Mimo jego prób do uspokojenia się i nie okazywania braku komfortu, co jakiś czas wzdrygał się z obrzydzeniem na uczucie wilgotnego, lepkiego języku matki na swoim grzbiecie. Nagle z kierunku mównicy dało się dosłyszeć donośne zwoływanie liderki Owocowego Lasu. Kiedy Kolendra i Fruczak zerwali się do gałęzi na której siedziała Sówka, większość klanu zebrała się na ceremonię.
- Fruczaku, Kolendro, jesteście z nami już od sześciu księżyców. Dziś zaczniecie swój trening. Fruczaku, twoim mentorem będzie Jeżyna. Kolendro, twoją nauką zajmie się Przepiórka.
Członkowie Owocowego Lasu zaczęli wiwatować, a po jakimś czasie rozeszli się i pod mównicą zostało tylko kilka kotów- tatuś, Ambrowiec trzymająca blisko u piersi Len, srebrno-biały kocur, który już kiedyś odwiedzał Fruczaka i Kolendrę w kociarni, oraz dwie, nieznane mu kotki. Jedna o długiej, zwisającej szarej sierści, niepewnie skubiąca trawę pazurem, oraz druga, o puchatym burym futrze i wesołych ślepiach. Ta druga podeszła do niego zwinnym, lekkim krokiem.
- Fruczak, tak? - Uśmiechnęła się szeroko, siadając przed nim kiedy kocurek skinął nieśmiale głową, oczy kotki rozbłysnęły z ekscytacją - Jestem Jeżyna! Kiedy pasuje ci twój pierwszy trening? Jutro rano?
Fruczak kiwnął łebkiem kolejny raz.
- Mhm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz