Nie mógł uwierzyć w to, że Mglista Gwiazda oskarżyła jego matki o bycie zdrajczyniami. Tonący Pasikonik była dobrą kotką, tak samo jak Źródlany Dzwonek, nawet jeśli ich wiara różniła się od wiary ich syna. W innych sprawach zawsze były otwarte na niego, wiedział, że nie ważne co, mógł na nie zawsze liczyć. Ktoś taki jak one nie mógł być zdrajcą! Kocica myliła się. Musiała się mylić. I to nie pierwszy raz. Klan Gwiazdy nie chciałby śmierci żadnego kota!
To co rozegrało się w następnych chwilach na środku obozu było istną rzezią. Najpierw zginęła Tonący Pasikonik z łap jego ojca, Gawroniego Obłędu, po czym liderka pozbawiła życia zarówno jego matki, jak i ojca. Po zadaniu ran czarnemu kocurowi sama w niedługim odstępie czasu padła na ziemię. W końcu zapadła cisza.
Stał sparaliżowany strachem spoglądając na ciała, aż czterech kotów. Dostrzegł, jak jego siostra przedziera się przez tłum gapiów i dopada do boku Źródlanego Dzwonka. Topik również chciał się chociaż ten jeszcze raz wtulić w liliowe futro matki, jednak łapy odmawiały mu ciągle posłuszeństwa. O mały włos nie osunął się na ziemię, a jego małym ciałkiem targnęły drgawki. Krew nie robiła na nim już żadnego wrażenia, przywykł do niej, jednak widok zakrwawionych ciał rodziny łamał mu serce.
Liderka nieznacznie się poruszyła po parunastu uderzeniach serca. Niestety bliscy kocura nie mieli tego szczęścia, jakim było posiadanie dodatkowych żyć. Gdyby tylko je mieli, na pewno mogliby jeszcze nie raz we wspólnym gronie miło spędzić czas.
Krzyki Sroczego Lotu, nawet pomimo wydarcia się asystentowi do ucha, zarejestrował z dużym opóźnieniem. Dygocząc się przez cały czas powoli przeniósł spojrzenie na poranione oczy niebieskiej kocicy. Nie był w stanie ruszyć jej z pomocą, nawet pomimo piastowania tak ważnego stanowiska przez nią. Nawet pomimo tego, że oboje wierzyli w Klan Gwiazdy. Po prostu nie mógł. Gdy już miał wyrwać z pyska Rozbitej Łapy mech, który niósł dla Mglistej Gwiazdy, został upomniany przez Strzyżykowy Promyk o roli jaką pełnił. Był medykiem. Powinien pomagać rannym, nawet swoim wrogom, bo martwym nie był w stanie już pomóc.
Jednak poza podaniem potrzebnych ziół, nie był wstanie chociażby dotknąć łapa kotki, która doprowadziła do tej rzezi. Jeszcze nie tak dawno darzył ją szacunkiem, a teraz... sam nie wiedział co czuł wobec liderki. Wciąż trudno było mu przetworzyć informację jakoby jego bliscy mieli być zdrajcami. I, że to sam Klan Gwiazdy przekazał do kocicy w śnie.
— Bzdura, kłamstwo! — wykrzyknął sam do siebie padając w kącie legowiska. Przycisnął łapy do swojego pyska pocierając raz po raz nimi po swojej sierści, która była wilgotna od łez. — Klan Gwiazdy nigdy by czegoś takiego nie zrobił... — mówił sam do siebie cicho, nawet nie zwrócił uwagi, gdy do legowiska medyków zajrzała zastępczyni
Zacisnął oczy, czując niemoc, że o kogoś takiego jak Mglista Gwiazda martwiło się więcej kotów niż o jego bliskich. Lekko poruszył uchem, gdy go jego uszu doszła informacja na temat uszkodzenia oczu kocicy. Pociągnął cicho nosem, uważając to za karę, karę która wymierzył jej sam Gawroni Obłęd. Zdawał sobie sprawę z tego jaką rolę odgrywał jego ojciec w klanie i fakt, że sporo kotów za nim nie przepadało. Topik również za nim nie przepadał, szczególnie nie po tym jak pozbawił życia szylkretki, która była dla czekoladowego kocura niczym druga matka. Jednak przez jedno uderzenie serce poczuł dumę z ojca i faktu, że po raz pierwszy wymierzył słusznie karę kotu, który zbłądził. A rany na pysku Mglistej będą przypominać asystentowi medyka o jej grzechach, których się dopuściła i z których miał nadzieję zostanie rozliczona przez prawdziwy Klan Gwiazdy, a nie jakieś jej chore urojenia, które przemawiały do niej w snach.
Powoli podniósł się i skierowała swe kroki w stronę siostry, jedynego pozostałego przy życiu kota z ich rodziny. Wiedział co kotka o nim myśli na co dzień, jednak gdy tylko zbliżył się do niej nie odezwała się słowem. W ciszy zajął miejsce obok burej kotki, pyskiem ostrożnie szturchnął nieruchome ciało matki, by już po chwili oprzeć głowę o jej bok. Nie był w stanie nie uronić kolejny raz łez, wiedząc, że już nigdy nie będzie mu dane zobaczyć przez nawet krótki moment uśmiechu na pyskach kotek.
— Przepraszam... — szepnął cicho, mając nadzieję, że zostanie mu wybaczona jego słabość i fakt, że nie stanął w obronie bliskich. Gdyby nie był małym, słabym Topikiem na pewno nie dopuściłby do śmierci rodziców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz