Przez ostatni krótki okres czasu wydarzyło się wiele rzeczy. Aż trzy koty z Klanu Wilka otrzymały swoje wojownicze imiona i tym samym legowisko uczniów stało się dziwnie puste. Lawendowa Łapa, choć na początku wybita z rytmu tą zmianą, szybko bardzo doceniła dodatkowy spokój, choć niestety nie miał być on długotrwały – kocięta biednej Alby miały być mianowane lada dzień. Nie to było jednak głównym problemem uczennicy. Ostatnia, dziwna rozmową z mamą oraz zderzenie się sposobu wychowania Ważkowego Skrzydła z tym Szakalej Gwiazdy trzymały ją w niepokoju przez większość dnia. Czuła się nieswojo i nie miała zielonego pojęcia, co z tym uczynić. I niczym wisienka na tym mało apetycznym torcie jej brat został przyłapany na udzielaniu treningów samotnikowi, otrzymał karne imię i dodatkowe obowiązki. Pierwszą, naturalną reakcją Lawendowej Łapy było wyśmianie go, jednak po tym przyszły myśli o tym, czy to aby na pewno w porządku i jak kocur musi się czuć. Pojawiło się też pytanie o to, czy może ich mama celowo go śledziła, chcąc ośmieszyć i utrudnić trening. Ta myśl została jednak bardzo szybko przegoniona przez jej właścicielkę, uznana za nieodpowiednią.
Lawendowa Łapa szła przez obóz, wyjątkowo nie skupiona na otoczeniu, a na własnych myślach. Natychmiast jednak pożałowała tego odstępstwa od swojej normy – ktoś na nią wpadł, przewracając tym samym na ziemię. Zdezorientowana i zszokowana kotka nie zdążyła ujrzeć sprawcy tego czynu, jednak nie musiała. Ten szybko przemówił. I był nim nie kto inny, jak jej brat.
– Strasznie przepraszam Lawendowa Łapo… – Jego głos był niespotykanie cichy.
Naiwna Łapa szybko wstał i zaczął pomagać siostrze podnieść się na łapy. W pierwszym momencie kotka najeżyła sierść, zdążyła się jednak uspokoić, zanim rzuciła jakimś wyzwiskiem. Nie potrzebowała robić sceny na samym środku obozu. Musi zachować klasę. Poza tym coś głęboko w środku mówiło jej, że to nie w porządku tak obrzucać go obelgami. Zamiast tego otrzepała się z piachu i obdarzyła kocura spojrzeniem.
– Uważaj jak chodzisz – odpowiedziała tylko chłodnym tonem.
Naiwna Łapa położył uszy po sobie, pokiwał głową potakująco i pochylił się, by pozbierać upuszczony mech. Kotka strzepnęła ogonem z zakłopotaniem. Od momentu nadania na niego kary jej brat był wyjątkowo przygaszony. W końcu jej nie dogryzał, więc nie mogła narzekać, jednakże było to… dziwne. Obce.
– Gdzie idziesz? – zapytała w końcu, zmuszając biednego kocura do ponownego wyjęcia z pyska mchu, aby mógł odpowiedzieć.
– Do Stokrotkowej Polany – mruknął.
Lawendowa Łapa na pewno nie zazdrościła mu obowiązków wokół tej nawiedzonej kotki.
– Przepraszam Lawendowa Łapo, muszę już iść – dodał cicho po chwili.
…
– Czekaj. Idę z tobą.
– Co?
– I tak nie mam nic do zrobienia, a moja mentorka na pewno mnie doceni, jeśli dowie się, że nawet w wolnym czasie pomagam klanowi – odpowiedziała, nie będąc jednak pewna, czy to prawdziwy powód tej decyzji.
– Okej… dziękuję – odpowiedział, widocznie zdezorientowany. – Możesz mi pomóc nieść ten mech? Poproszę…
– Mhm.
Uczennica wzięła w pysk część mchu przyniesionego przez Naiwną Łapę i ruszyła za nim do legowiska starszyzny. Na miejscu odkryli, że jego jedyna mieszkanka była pogrążona we śnie. Żadna nowość. Byli zmuszeni ją obudzić, by móc zmienić jej posłanie, na co kotka nie zareagowała przyjaźnie. Po chwili nerwów pozwoliła im jednak wykonać ich zadanie. Właściwie to zadanie Naiwnej Łapy. Uch, Lawendowa Łapa cieszyła się, że nie musiała robić tego na co dzień. Śmierdziało. I wydawało jej się to wręcz upokarzające. Ale przynajmniej nie wymagało tyle siły fizycznej, co codzienne treningi…
Gdy skończyli, poszli wynieść zużyte posłanie. Przez cały proces prawie się do siebie nie odzywali. Kotka zaczęła się zastanawiać, co ją w ogóle natchnęło, że sama się do tego zgłosiła. Mama nie byłaby dumna. Ale… mentorka by chyba była…
– Hej, Śnieżn… Naiwna Łapo – zaczęła niepewnie, gdy jej pysk w końcu uwolnił się od śmierdzącej zieleni. – O co chodziło z tym samotnikiem? Czemu mu pomagałeś? To głupie! Chyba wiesz, że nie wolno ufać nikomu z poza klanu! Gdybyś słuchał się zasad, nie musiałbyś teraz tu siedzieć… – jej ton głosu, choć miał w sobie oskarżycielską nutkę nie zbliżył się do krzyku. Pomarańczowe oczy były pełne pytań czekających na odpowiedź.
<Naiwna Łapo?>
[657 słów]
[Przyznano 13%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz