Krzątała się w legowisku medyków. Miała łapy pełne roboty. Dopiero co wróciła z poszukiwań ziół, teraz je sortowała. Nie pomagał kompletny brak porządku w składziku. Już miała usiąść i zabrać się za segregowanie ziół, kiedy usłyszała odgłosy stawiania łap na kamiennej posadzce tunelu. Dźwięki się zbliżały, więc ten kot musiał wchodzić do legowiska. Wychyliła głowę ze składziku, żeby zobaczyć, kto przyszedł. Zaraz zobaczyła swoją siostrę, Księżycowy Blask. Listek podeszła do niej zaciekawiona. Ciekawe, po co przyszła? Chyba nic jej nie dolega? Obeszła pręgowaną kotkę, rzuciła na nią okiem i obwąchała. Nie zauważyła niczego podejrzanego, nie czuła też zapachu choroby. Pewnie przyszła porozmawiać.
- Witaj siostro, masz coś na bezsenność i koszmary? – miauknęła Księżycowy Blask bez żadnego wstępu. Medyczce zrzedła mina. Niedźwiedzia Siła często się o to pytał, a teraz ona też? Czy jej rodzina zapomniała, jak się poprawnie śpi, że po to przychodzili? Zaraz jej zmarnują wszystkie ziarna maku!
- Tak, oczywiście, że mam. – przytaknęła i ponownie skierowała swoje kroki w kierunku składzika. Pamiętając o instrukcjach Czereśniowej Gałązki, prawidłowo odmierzyła porcję. Zanurzyła łapę w małej kałuży, potem wytarzała ją w nasionach i strzepnęła nadmiar. Szybko posprzątała i wróciła do siostry.
- Co mam z tym zrobić? – spytała Księżycowy Blask i obwąchała ziarna. Liściaste Futro uśmiechnęła się, patrząc jak pręgowana kotka podejrzliwie patrzy się na zioło. Pewnie nie miała najmniejszego pojęcia, jak się używa jednego z najbardziej podstawowych ziół.
- Zjeść. Staniesz się wtedy senna. – wyjaśniła medyczka. – Ale niestety nie mogę Ci tego dawać zbyt często, bo potrzebuję tych nasionek. Działają też przeciwbólowo. – siostra Listek nachyliła się i zlizała ziarna z liścia, na którym je dostała. – Idź teraz do legowiska. Za chwilę uśniesz.
***
Zostały same w klanie. Rodzice ich zostawili. Tak nagle. Bez żadnego pożegnania. Teraz tylko siebie i Promyk, która cały czas chodziła zła i obrażona na wszystkich. Listek podeszła do siostry. Księżycowy Blask też była smutna. Obie cierpiały.
- Co my teraz zrobimy? – wychlipała medyczka. – Księżycku, jak my sobie bez nich poradzimy? – użyła kocięcego imienia kotki, pewnie dlatego, bo tak jej brakowało mamy, że sama zaczęła ją udawać. – Musimy przecież coś zrobić. Może spróbujemy ich znaleźć?
<siostrzyczko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz