Została uczennicą. Od dzisiaj była znana jako Naparstnicowa Łapa. Kocur, który nie miał naderwanego ucha został jej mentorem. Nie podobało jej się to. Czy to był test od samych przodków? Chcieli sprawdzić czy zaufa obcemu kocurowi, który porzucił życie samotnika? Możliwe. Nie widziała. Jednak nie chciała zawieść oczekiwań Bieliczego Pióra, ojca, czy przede wszystkim Szakalej Gwiazdy. Gdy jej siostra dostała na mentora młodą wojowniczkę będąca córka liderki poczuła ukłucie zazdrości przez chwilę. Zazdrość i radość, dwa sprzeczne odczucia. Skoro Poranny Zew pomimo młodego wieku została wojowniczką i dostała ucznia to musiała być przewspaniała. A Naparstnica też chciała kogoś super! A jej mentor... jakoś tak mu źle z oczu patrzyła. Przynajmniej jedno z nich zostanie przewspaniałym dzikusem, a będzie to Makowa Łapa. O ile się ogarnie, bo w kociarni zachowanie siostry pozostawiało wiele do życzenia.
— No Raczku, życzę powodzenia w treningach. Pamiętaj co ci mówiłam... — miauknęła do siostry ocierając się łebkiem o nią w geście dodania otuchy — Co cię nie zabije, to cię wzmocni!
Zadowolona ze swoich słów ruszyła naprzód za ojcem Wilczej Tajgi, który miał jej wyłożyć zasady ich wspólnych treningów. Jego słowa wpadały jednym uchem, a wylatywały drugim. Testował ją. Na pewno. A ona musiała być czujna i upewnić się czy kocur na pewno nie wierzy w Gwiazdki. Bo jeśli tak by było będzie musiała poinformować mamkę, że znalazła zdrajcę wśród Wilczaków. Musiała go uprzedzić nim ten zechce ją porwać, albo gorzej. Mógł chcieć skrzywdzić nowonarodzone kocięta Żmijki. A ona nie mogła na to pozwolić!
Z rozważań w swej małej główce wyrwał ją głos mentora. O mały włos, nie zderzyłaby się z nim.
— [...] Rozumiesz?
— Nie, proszę pana. — Zgodnie z prawdą odparła, nie rozumiała nic, a nic bo go nie słuchała. — Szkoda, że nie dostałam pana córki na mentora. Tej fajniejszej — rzuciła ziewając, kiedy to usiadła tuż na niedużym pieńku, nie chcąc zadzierać pyska ku górze. Z tego punktu doskonale na wprost widziała mimikę mentora, nic nie było dla niej tajemnicą. Dostrzegła jak brew kocura się unosi ku górze. — Jest mistrzynią, tak samo jak partner mojego taty. Musi być od pana silniejsza i mądrzejsza, a ja chcę być taka silna jak ona. Też chcę zostać mistrzynią... Mistrzyni Naparstnica. Tata będzie ze mnie wtedy taki dumny!
— Skoro tak pragniesz zostać mistrzynią, to może skończ paplać i słuchaj co do ciebie mówię. Z takim podejściem to prędzej skończysz jako strawa dla wron... — prychnął
— Niech się Pan nie martwi! To prędzej spotka Raczek niż mnie. Moją siostrę — wytłumaczyła widząc, że kocur nie ma pojęcia o kim ona mówi – nie mieli w klanie przecież żadnego Raka. — Mam nadzieję, że Zewik zadba o nią. Właściwie to Arbuzika też taki los może spotkać... — dodała. Ech słabe jej się rodzeństwo trafiło, jak oni chcieli sprawić by przodkowie przychylnie na nich spojrzeli — No dobrze, to co będziemy dzisiaj robić? Będziemy polować? A może od razu będę walczyć z innym uczniem? — zagadnęła podekscytowana przyjmując koślawa pozycję bojową, łapy jej się rozjeżdżały we wszystkich kierunkach, a w dłuższa sierść na brzuchu zdążyły wczepić się przeróżne przedmioty utrudniające jej płynne ruchy
— Zaczniemy od wspinaczki na drzewa. Musisz opanować poruszanie się wśród koron do perfekcji, jeśli tak wysoko mierzysz.
Zadarła głowę do góry, spoglądając na najbliższe drzewo koło nich. Było wysokie. Bardzo wysokie. A Naparstnica była malutka. Większa niż Ananasik, teraz zwany Łabędzia Łapa, ale nie było szans by w tej chwili wdrapała się na takie wysokie drzewo. Jak ona z niego zejdzie. Nie zejdzie.
— A nie może mi pan czegoś jednak opowiedzieć? O terenach... Chyba najpierw je powinnam poznać. — bąknęła zbliżając się do drzewa i wbijając w jego korę swe małe pazurki
— I poznasz. Będziesz je poznawać z góry, a nie z dołu. No już, nie marudź. Wspinaj się!
Uczennica wywróciła oczami, jednak nie chcąc się kłócić z czekoladowym, już po chwili przystąpiła do prób wdrapania się na najniżej położona gałąź. Ile upadków zaliczyła, tylko ona, Mętny Zawilec i Mroczna Puszcza wiedziała. Jednak nie miała zamiaru nie poddać. Umorusana od ściółki leśnej, która coraz to bardziej zdobiła jej szylkretowe futerko, podnosiła się i raz za razem próbowała dotrzeć do celu. Trudno powiedzieć ile czasu im zeszło na treningu, jednak próby w końcu przyniosły skutki i udało jej się dotrzeć do najniższej gałęzi.
— Udało mi się! I co teraz?!
— Teraz musisz sama zejść, bo inaczej cię tu zostawię na noc.
— Hę?!
— Musisz być samodzielna. No już, odwróć się i nie puszczaj pazurami kory. Pomału...
Mętny Zawilec mówił tak skomplikowanym językiem, że nie miała zielonego pojęcia czy dobrze wykonuję jego polecenia. Jedna łapa w dół, obrót... Mroczna Puszczo, czego on od niej wymagał?! Jej próba zejścia z drzewa o mały włos nie skończyła się upadkiem. Mentor dostrzegając nieporadność uczennicy, pomógł jej bezpiecznie zejść, samemu wspinając się na drzewo. Czując wreszcie pod łapami grunt, rozjechała się i położyła się na ściółce, wzdychając jej zapach swym małym różowym noskiem. Nic, a nic sobie nie zrobiła z karcącego spojrzenia kocura. Należał jej się odpoczynek, bo się zmęczyła.
— Musi mi pan pokazać jak poprawnie schodzić, tak jak pan pokazał jak powinnam wchodzić na drzewo... inaczej tego nie zrozumiem — westchnęła, na razie odechciało jej się nauki wspinaczki, przynajmniej takiej nieudolnej, z której nic nie potrafiła pojąć
Nie mogła się doczekać momentu, aż wróci do obozu i będzie mogła porozmawiać z rodzeństwem na temat pierwszego dnia treningu. O ile ci wrócą. A tego to się za parę uderzeń serca dowie.
[ 881 słów; + wspinaczka na drzewa]
[Przyznano 23%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz