Jego ojciec umarł. Jak mógł mu to zrobić? Przecież tylko on mu został! Miał już dość, miał dość tego wszystkiego. Siedział poza obozem i płakał całymi dniami, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Tata to była ostatnia osoba z jego rodziny, z którą miał większą więź. On nie mógł go zostawić, a jednak. Ostowy Pęd czuł się strasznie z tego powodu.
- Ostowy Pędzie?
- Tak? — odpowiedział i szybko otarł łzy. Nie chciał, by inni też byli smutni. Ten smutek miał zostać tylko dla niego, by reszta świata była szczęśliwa. Z zarośli wyszła Koniczynowa Łąka. Siostra podeszła do brata i usiadła obok niego.
- Coś się stało? — zapytała, ewidentnie trochę zmartwiona zachowaniem i wyglądem brata.
- Oczywiście, że nie! Siostrzyczko jak mógłby się coś stać? — zapytał i uśmiechnął się, wystawiając język — Jest wręcz wspaniale. Widziałaś tę piękną pogodę? Można by powiedzieć, że jest zesłana z gwiazd! — powiedział. Koniczynowa Łąka spojrzała tylko na niego i lekko przekręciła głowę. On od razu usiadł. Wiedział już, że siostra wie, za dobrze go zna, w końcu są ze sobą od urodzenia. Z jego zielonych oczu znikł blask.
- To jest związane z tatą i mamą? — zapytała.
- Co? Ci martwi? Nie, może lepiej o nich nie mówić, przecież nieładnie jest mówić o nieobecnych! — zaśmiał się cicho, na co ruda, już trochę zirytowana, przewróciła oczami.
- Wiem, że jest ciężko — zaczęła, a w Ostowym Pędzie coś pękło. Zaczął płakać, nie kryjąc już swoich uczuć. Wtulił się w futro siostry, uwalniając cały smutek, kłębiący się w nim od dawna. Ta położyła ogon na jego barku, próbując go jakoś pocieszyć. To jednak nic nie dawało.
- Tak za nimi tęsknię! — powiedział przez łzy, kręcąc przy tym głową. Od dawna nikomu tego nie powiedział. Płakał i płakał, aż w końcu przestał i odsunął się trochę od Koniczynowej Łąki. Otarł łapą łzy i spojrzał w ziemię.
***
Minęło kilka dni, ale smutek nie odszedł. Tęsknił za rodzicami, nie wiedział, jak teraz sobie poradzi. Sam. Sam jeden. Bał się tego i to właśnie się spełniło. Mimo to nie chciał innych smucić.
Szedł przez wrzosowiska, razem ze Zwiędłym Hiacyntem, Lisim Ogonem i Tropiącym Szlakiem. Wszyscy razem wyszli na patrol. Nikt się nie odzywał, a atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Ostowy Pęd postanowił więc trochę rozluźnić towarzystwo.
- Hej! Opowiedzieć wam żart? — zanim ktokolwiek zdarzył otworzyć pysk, on już zaczął — Wiecie, co mówi...
- Cicho! — syknął Tropiący Szlak i wskazał ogonem wysoką trawę. Ostowy Pęd wciągnął powietrze. Królik! Od razu przyjął pozycję łowiecką i zaczął skradać się do zwierzyny. Nie zwrócił uwagi, że obok niego, dokładnie to samo robił Tropiący Szlak. Królik grzebał łapkami w ziemi, nie zwracając uwagi, na dwa wielkie koty, próbujące właśnie go upolować. W pewnym momencie jednak się zorientował i zaczął uciekać, a wojownicy za nim. Kremowy kocur prawie od razu wyprzedził czarnego, a widząc, że ten jest z tyłu, próbował jakoś zagonić do niego zwierzę. Zaczął biegać slalomem, trochę nie zwracając uwagi na otoczenie. W pewnym momencie, zamiast na królika, wpadł na wojownika. Tropiący Szlak od razu upadł na ziemię, a Ostowy Pęd przetoczył się obok niego i wylądował nieco dalej.
- Co ty robisz? Mogłem złapać tego królika! — syknął straszy kocur.
- Chciałem ci pomóc, bo wiesz, tak robią przyjaciele! — powiedział kremowy i uśmiechnął się, z językiem na wierzchu. Tropiący Szlak coś jeszcze mówił, ale Ostowy Pęd nie zwrócił na to uwagi. Dla niego nieważne było, czy upolował zwierzę, ważne było, że spędził czas z przyjaciółmi z jego klanu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz