Przerwał swoje narzekanie Rumiankowi w momencie, w którym do legowiska medyka wślizgnął się długi, znajomy cień liderki, która z utykającą łapą podeszła do szylkreta, patrząc na swoje kocięta pytająco. Szept już w sumie skończył. Jedyne po co przyszedł to po ostatnią porcję maści na zdarte od kopania opuszki. Tak więc, wzruszył jedynie barkami i wyszedł luźnym krokiem na zewnątrz z uniesionym ogonem. Dobrze było znów posiadać pełny człon i brak obowiązku codziennego kopania dołów. O ile Srebrny był spoko towarzyszem, tak przebywanie z nim 24/7 prowadziło do większych sporów i przeszkadzaniu w pracy. Poza tym, do klanu dołączyły nie dość, że dzieci Owcy i Kury, to jeszcze znajdki! Miał tylko nadzieję, że te drugie nie będą go gryźć w ogon ani nic… albo najwyżej same się wyniosą. No i te pierwsze już widział, a co do znajdek nie miał okazji się zapoznać. A to w końcu część klanu z którym wypadałoby się znać. Nie miał wymówki pokroju ,,siema, przyszedłem tu tylko wymienić mech”, gdyż nawet jeśli kocięta go nie znały, to nikt o zdrowych zmysłach, przynajmniej kojarzący postać lilowego, wiedział, że Szept nie rwał się do jakiejkolwiek pracy. Tym bardziej po nadgodzinach i ryciu w ziemi. Ale z drugiej strony, po co miał szukać wymówki? Był zwyczajnie ciekawy! Nikt mu chyba nie zabroni wchodzić do żłobka, nie jest przecież jakimś wrogo nastawionym wilczakiem ani nic. Chociaż zdawało się, że jedno dziecko już zdążył straumatyzować. Tak czy inaczej! Cętkowany, pozytywnie nastawiony wziął w pysk kilka charakterystycznych traw z puchatymi końcówkami z dodatkiem jakiegoś śmiesznego patyczka (gdyż akurat piórek nie było a nie chciało mu się szukać po okolicy, poza tym, w żłobku na pewno jakieś były) ruszył w kierunku swojego celu. Zaraz jego lilowy ogon znikł pod pniem drzewa, a jego oczy zalał półmrok do którego musiał się przyzwyczaić. Gdzieś pomiędzy łapami przemknął mu niezgrabnie Kózek, widocznie zainteresowany gonitwą za kulką mchu. Nie miał zamiaru jednak się przy nim na dłużej zatrzymać, w końcu to nie on był teraz główną atrakcją. Zamiast tego, jego ślepia wypatrzyły (czy też może wpierw wyczuły), kolejne mini postacie skryte w cieniu. Aha! Tu was mam. Kocur podreptał do owego bawiącego się kąta, kładąc na ziemi wszystkie przyniesione ,,dary”.
- Energia nie szwankuje, co? - pyta, unikając zderzenia z jakimś dymnym kotkiem poprzez uniesienie przedniej łapy. Oh matko, cóż za chaos.
Wyleczeni: Różana Przełęcz
- Energia nie szwankuje, co? - pyta, unikając zderzenia z jakimś dymnym kotkiem poprzez uniesienie przedniej łapy. Oh matko, cóż za chaos.
<Szałwia?>
Wyleczeni: Różana Przełęcz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz