Nie była przyzwyczajona do tego, by ktoś spoza jej rodziny ją zagadywał. Ewentualnie mentorka, ale to też była dla niej nowa sytuacja i dopiero co się do tego przyzwyczajała. Mimo wszystko sam fakt, że w tym momencie stała przed nią pełnoprawna wojowniczka, która jakimś cudem znała jej imię i co najciekawsze — zapamiętała je, napawał ją ekscytacją. Wibrysy zadrżały jej, gdy spostrzegła oklapnięte uszy.
Takie, jakie miała ona bądź Winogrono. Kiedyś źle się czuła, widząc u znacznej większości kotów inny model narządu słuchu, jednak powoli przestawała to traktować jako "złą" odmienność.
Poza tym odczuła ulgę, że ta się przedstawiła. Kompletnie nie znała tej kotki, dopiero co uczyła się imion pobratymców, a uznała, że nie wypadłaby dobrze, gdyby jej odpowiedź wskazywała na to, że złotą pierwszy raz widzi na oczy.
— Miło mi cię poznać, Mrówko — odezwała się, starając się nie wcisnąć "pani" w swoją wypowiedź. — Na razie mogę rzecz, że pozytywne. Nie wiem, czego mogłam się spodziewać po treningach innego, niż to, o czym opowiadali mi rodzice. Chodzę na patrole, poluję i słucham tego, co mówi do mnie Winogrono.
Złota uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Gracja starała się nie powtarzać sobie w głowie, że księżyce młodości to wojowniczka musiała już mieć za sobą. Nie wiedziała, czy to kwestia sztywnego ruchu, czy lekko siwiejące sierści. Oczywiście nie zapyta jej, w jakim jest wieku, to byłoby nietaktowne.
— I czujesz, że stróż jest rolą dla ciebie? — zagadnęła.
Mina szylkretki przez chwilę mówiła wprost za siebie.
"O losie, tylko nie to pytanie".
Nie potrafiła tego jeszcze stwierdzić. Czasami dobijało ją, że ta ranga nie brzmi tak dumnie jak wojownik bądź zwiadowca. Zdążyła usłyszeć, że byli uważani za słabszych i często ci, co nie podołali w szkoleniach na tamte stanowiska, kończyli jako stróże. A Gracja sama sobie wybrała owy los.
— Przyznam, że to był wybór na zasadzie odrzucania tego, co mi nie pasowało, albo do czego uznałam, że się zwyczajnie nie nadaję — mruknęła. — Nie żałuję jednak swej decyzji — przyznała, choć wiedziała, że nie brzmi na przekonaną.
Mrówka ponownie wrzuciła — jej zdaniem — szczery uśmiech na pysk, mrużąc oczy.
— Mój syn jest stróżem i jestem z niego dumna. Na pewno sobie poradzisz, a jeśli coś nie będzie ci pasować, to zawsze masz jeszcze czas zmienić rolę — dodała.
Czekoladowa przysunęła wszystkie łapy do siebie, niemalże wywalając się ze swoją wrodzoną niezdarnością. Czuła, że gdyby nawet natchnęła ją taka myśl o zmianie, byłoby już za późno. A nawet jeśli, to nie poradziłaby sobie i skończyłaby i tak jako stróż.
— Jeśli mogę spytać, kto jest pani synem? — podłapała temat, chcąc odciągnąć rozmowę z jej życiowych spraw. — Czy kwestionował on czasem swój wybór? — palnęła, gryząc się za późno w język.
Wojowniczka nie wyglądała na głupią, musiała już dawno wyłapać, do czego dążyła uczennica. Mimo to Gracja postanowiła stać dzielnie naprzeciw jej i dalej udawać, że była świadoma swojej decyzji w tak młodym wieku.
Takie, jakie miała ona bądź Winogrono. Kiedyś źle się czuła, widząc u znacznej większości kotów inny model narządu słuchu, jednak powoli przestawała to traktować jako "złą" odmienność.
Poza tym odczuła ulgę, że ta się przedstawiła. Kompletnie nie znała tej kotki, dopiero co uczyła się imion pobratymców, a uznała, że nie wypadłaby dobrze, gdyby jej odpowiedź wskazywała na to, że złotą pierwszy raz widzi na oczy.
— Miło mi cię poznać, Mrówko — odezwała się, starając się nie wcisnąć "pani" w swoją wypowiedź. — Na razie mogę rzecz, że pozytywne. Nie wiem, czego mogłam się spodziewać po treningach innego, niż to, o czym opowiadali mi rodzice. Chodzę na patrole, poluję i słucham tego, co mówi do mnie Winogrono.
Złota uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Gracja starała się nie powtarzać sobie w głowie, że księżyce młodości to wojowniczka musiała już mieć za sobą. Nie wiedziała, czy to kwestia sztywnego ruchu, czy lekko siwiejące sierści. Oczywiście nie zapyta jej, w jakim jest wieku, to byłoby nietaktowne.
— I czujesz, że stróż jest rolą dla ciebie? — zagadnęła.
Mina szylkretki przez chwilę mówiła wprost za siebie.
"O losie, tylko nie to pytanie".
Nie potrafiła tego jeszcze stwierdzić. Czasami dobijało ją, że ta ranga nie brzmi tak dumnie jak wojownik bądź zwiadowca. Zdążyła usłyszeć, że byli uważani za słabszych i często ci, co nie podołali w szkoleniach na tamte stanowiska, kończyli jako stróże. A Gracja sama sobie wybrała owy los.
— Przyznam, że to był wybór na zasadzie odrzucania tego, co mi nie pasowało, albo do czego uznałam, że się zwyczajnie nie nadaję — mruknęła. — Nie żałuję jednak swej decyzji — przyznała, choć wiedziała, że nie brzmi na przekonaną.
Mrówka ponownie wrzuciła — jej zdaniem — szczery uśmiech na pysk, mrużąc oczy.
— Mój syn jest stróżem i jestem z niego dumna. Na pewno sobie poradzisz, a jeśli coś nie będzie ci pasować, to zawsze masz jeszcze czas zmienić rolę — dodała.
Czekoladowa przysunęła wszystkie łapy do siebie, niemalże wywalając się ze swoją wrodzoną niezdarnością. Czuła, że gdyby nawet natchnęła ją taka myśl o zmianie, byłoby już za późno. A nawet jeśli, to nie poradziłaby sobie i skończyłaby i tak jako stróż.
— Jeśli mogę spytać, kto jest pani synem? — podłapała temat, chcąc odciągnąć rozmowę z jej życiowych spraw. — Czy kwestionował on czasem swój wybór? — palnęła, gryząc się za późno w język.
Wojowniczka nie wyglądała na głupią, musiała już dawno wyłapać, do czego dążyła uczennica. Mimo to Gracja postanowiła stać dzielnie naprzeciw jej i dalej udawać, że była świadoma swojej decyzji w tak młodym wieku.
<Mrówka?>
[488 Słów]
[488 Słów]
[Przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz