Spoglądał jeszcze przez chwilę w ślad za rudą kitą kotki. Paskudne to było i głupie, jakim cudem mogła być spokrewniona z Piaskiem, który był kompletnym przeciwieństwem tej przerośniętej wiewiórki? Przewrócił oczami, wspominając jej ostatnie słowa, po czym ruszył zająć się własną robotą. Miał nadzieję, że Lew przejedzie się kiedyś na swoim zachowaniu, a kremowy w końcu przestanie się kurczowo trzymać jej boku.
***
Nie dosyć, że potracił wszelkie zapasy godności, udając miłego dla niej i stając z problemem przed matką w trakcie zgromadzenia, to jeszcze stracił swoje piękną wolność, jaką dawała mu rola wojownika. Od samego początku swojej egzystencji uciekał przed ciężką pracą i "niewolą" obozową, a gdy myślał, że wyrósł z tego raz na zawsze, na nowo do tego wrócił. Gdyby Różana Przełęcz nie była taka sztywna i trochę więcej myślała, to tylko Szept ucierpiałby w tym całym zamieszaniu.
W tym momencie niebieski miał dowód, że bycie honorowym i dobrym nie popłaca. Wygarnąłby to rodzicielce, ale wolał nie ryzykować życiem jako wieczny uczeń. Musiał przeboleć tę karę, by na nowo móc cieszyć się nieograniczoną możliwością wychodzenia na polowania i wszelkiego rodzaju spacerki.
Ziewnął, gdy to rude cielę, dla którego tak się upokorzył, go minęło. Pomimo spadku rangi dalej widział na jej pysku wyraz pełen arogancji. Minęła go, jakby nawet tu nie stał i zapomniała, co dla niej zrobił, a on od razu pożałował, że nie zdążył podstawić jej łapy.
— Gdzie tak ci spieszno, Lewku? — mruknął, zwracając jej uwagę. — Oj, no nie patrz tak na mnie. Przecież takie imię cię teraz obowiązuje, a poza tym, lubimy się, czyż nie? Przyjaciele zdrabniają sobie imiona. — Uśmiechnął się, próbując sobie wmówić, że jej degradacja to jedyna miła rzecz, jaka wiązała się z tą całą sytuacją.
— Jak to gdzie? Do wymiany mchu — prychnęła, przystając. — Masz rację Srebrny — odmiauknęła, kiedy ten zdążył zwrócić swą osobą jej uwagę. — Nie uważasz jednak, że twoja mama się pomyliła? Tylko twój pusty brat zasługiwał na tę karę. A my, cała nasza trójka powinna zostać nagrodzona za pilnowanie porządku na zgromadzeniu.
Oh, jakże abstrakcyjna była to dla niego sytuacja. Nigdy w swym krótkim życiu nie spodziewałby się zgodzić z nią w jakiekolwiek kwestii. Momentami wręcz specjalnie mamrotał opinie sprzeczne z jej poglądami, ale w tym momencie nie mógł się na to wysilić.
— A czy wyglądam ci na szczęśliwego, skoro na nowo muszę słuchać się wojowników? I na dodatek spędzać czas z Szeptem w tych ciasnych tunelach? No moja mama jest drętwa, nie będę kłamać, że jest inaczej — westchnął, nie mogąc odpuścić sobie następnych słów. — Widzisz? Coś nas łączy. Oboje mamy dziwne matki.
Wiedział, że dla Lew Zięba była niemalże niczym dusza ściągniętą z Klanu Gwiazdy na ziemię. Najwyższa świętość. Potrzebował odrobiny rozrywki, więc z pełną świadomością ją podjudził.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz