Poważniejszej roli.
Gracja zdążyła już dawno wyłapać wszelkie aluzje kierowane w jej kierunku odnośnie wyboru stanowiska. Reakcje bywały różne, czasami zdziwienie, innym razem dosyć neutralny wyraz pysk, a jeszcze kiedy indziej skrzywienie, zmieszane z pewnego rodzaju pogardą. Jakby nikt nie wierzył, że ktoś z własnej woli mógł na samym starcie utrudnić sobie życie.
Ona od teraz też nie wierzyła. Dostrzegała znaczne różnice w tym, czego uczyło się jej rodzeństwo, a czego uczyła się ona. Była w stanie zrozumieć pojęcie "braków" w jej przypadku. Kamyczek nie znał takich technik polowań, jakie widywała u swojej siostry, szkolącej się na wojownika.
— Tak wyszło — odparła, choć fakt, że ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała nawet jej samej, sprawił, że kolejne słowa same pchały jej się na język. — Po prostu nie było mi po drodze do bycia zwiadowcą albo wojownikiem. Więc droga eliminacji zepchnęła mnie na... tę drogę — powtórzyła z zawahaniem.
Nie lubiła brzmieć na kogoś, kto nie jest pewien co do swoich decyzji. Czuła się jednak wciąż zbyt młoda, aby wiedzieć, co tak naprawdę lubi robić i z czym chce dokładnie wiązać swoją przyszłość. Jak tak to rozważała, to po prostu pragnęła przetrwać, zostać mianowaną i nie przynieść wstydu rodzinie. Skoro jednak o stróżach nie do końca wypowiadano się przychylnie, to wynikało z tego, że ostatnia część jej postanowień mogła być nie do spełnienia w tym przypadku.
— To źle? — palnęła w końcu.
Ruda wyglądała na z lekka zaskoczoną, przyglądając jej się przez chwilę w wyraźnym skupieniu.
— Co konkretnie jest czymś "złym"? — zapytała.
— Bycie stróżem. Nie jest pani pierwszym kotem, od którego słyszę w tonie głosu niechęć dla tej roli. Czy to naprawdę aż tak tragiczny wybór? Pytam w tym momencie tylko i wyłącznie o pani zdanie — doprecyzowała.
Daglezja sprawiała jej od zawsze wrażenie pewnej siebie i szczerej — aż do bólu — kotki, więc uznała, że jeśli nie chce słyszeć ciągle jak od rodziców "Świetnie wybrałaś! Na pewno się w tym odnajdziesz", musi znaleźć kogoś bardziej obiektywnego.
— Cóż, każda rola ma jakieś znaczenie, w końcu po coś je powołano.
— A jakie jest "ale"? — podsunęła Gracja.
— Wiesz, jeśli szkolisz się na wojownika albo zwiadowcę i ci się nie powiedzie, to zawsze możesz iść na stróża. Będąc stróżem od początku, nie dajesz sobie szansy na spróbowanie, chociażby czegoś lepszego. Ta rola nie brzmi do końca poważnie, wymienisz czasem mech, pomożesz wojownikowi, ale to wszystko.
Czekoladowa przytaknęła wdzięcznie głową. No tak, tego mogła się domyśleć. Potwierdziła swoje obawy, własne wnioski, a teraz, gdy była tego w pełni świadoma, było już za późno na jakiekolwiek zmiany.
— Dziękuję za podzielenie się tym zdaniem — mruknęła, mrużąc na moment oczy, gdy przypomniała jej się pewna sprawa. — A w klanach, z których pani pochodzi, rzeczywiście każdy szkoli się tylko na wojownika? Jest tam większa... równość? — spytała.
Gracja zdążyła już dawno wyłapać wszelkie aluzje kierowane w jej kierunku odnośnie wyboru stanowiska. Reakcje bywały różne, czasami zdziwienie, innym razem dosyć neutralny wyraz pysk, a jeszcze kiedy indziej skrzywienie, zmieszane z pewnego rodzaju pogardą. Jakby nikt nie wierzył, że ktoś z własnej woli mógł na samym starcie utrudnić sobie życie.
Ona od teraz też nie wierzyła. Dostrzegała znaczne różnice w tym, czego uczyło się jej rodzeństwo, a czego uczyła się ona. Była w stanie zrozumieć pojęcie "braków" w jej przypadku. Kamyczek nie znał takich technik polowań, jakie widywała u swojej siostry, szkolącej się na wojownika.
— Tak wyszło — odparła, choć fakt, że ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała nawet jej samej, sprawił, że kolejne słowa same pchały jej się na język. — Po prostu nie było mi po drodze do bycia zwiadowcą albo wojownikiem. Więc droga eliminacji zepchnęła mnie na... tę drogę — powtórzyła z zawahaniem.
Nie lubiła brzmieć na kogoś, kto nie jest pewien co do swoich decyzji. Czuła się jednak wciąż zbyt młoda, aby wiedzieć, co tak naprawdę lubi robić i z czym chce dokładnie wiązać swoją przyszłość. Jak tak to rozważała, to po prostu pragnęła przetrwać, zostać mianowaną i nie przynieść wstydu rodzinie. Skoro jednak o stróżach nie do końca wypowiadano się przychylnie, to wynikało z tego, że ostatnia część jej postanowień mogła być nie do spełnienia w tym przypadku.
— To źle? — palnęła w końcu.
Ruda wyglądała na z lekka zaskoczoną, przyglądając jej się przez chwilę w wyraźnym skupieniu.
— Co konkretnie jest czymś "złym"? — zapytała.
— Bycie stróżem. Nie jest pani pierwszym kotem, od którego słyszę w tonie głosu niechęć dla tej roli. Czy to naprawdę aż tak tragiczny wybór? Pytam w tym momencie tylko i wyłącznie o pani zdanie — doprecyzowała.
Daglezja sprawiała jej od zawsze wrażenie pewnej siebie i szczerej — aż do bólu — kotki, więc uznała, że jeśli nie chce słyszeć ciągle jak od rodziców "Świetnie wybrałaś! Na pewno się w tym odnajdziesz", musi znaleźć kogoś bardziej obiektywnego.
— Cóż, każda rola ma jakieś znaczenie, w końcu po coś je powołano.
— A jakie jest "ale"? — podsunęła Gracja.
— Wiesz, jeśli szkolisz się na wojownika albo zwiadowcę i ci się nie powiedzie, to zawsze możesz iść na stróża. Będąc stróżem od początku, nie dajesz sobie szansy na spróbowanie, chociażby czegoś lepszego. Ta rola nie brzmi do końca poważnie, wymienisz czasem mech, pomożesz wojownikowi, ale to wszystko.
Czekoladowa przytaknęła wdzięcznie głową. No tak, tego mogła się domyśleć. Potwierdziła swoje obawy, własne wnioski, a teraz, gdy była tego w pełni świadoma, było już za późno na jakiekolwiek zmiany.
— Dziękuję za podzielenie się tym zdaniem — mruknęła, mrużąc na moment oczy, gdy przypomniała jej się pewna sprawa. — A w klanach, z których pani pochodzi, rzeczywiście każdy szkoli się tylko na wojownika? Jest tam większa... równość? — spytała.
<Daglezjo?>
[470 słów]
[470 słów]
[Przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz