Za dużo się działo w jego życiu w jednym momencie. Najpierw jego mianowanie na medyka, które dalej siedziało mu na głowie. Czemu on? Czemu medykiem nie została Słoneczna Łapa? Z pewnością nadawałby się na asystenta medyka bardziej niż on. Dopiero miał 13 księżyców, co było młodym wiekiem. Jego zdaniem nawet za młodym, aby być mianowanym na medyka. Czemu Wiśniowa Iskra nie mogła poczekać kilka księżyców z jego mianowaniem? Tego nie rozumiał. Następną sprawą był czerwony kaszel, który zabrał do gwiezdnego klanu wszystkie swe ofiary. Starał się, jak tylko mógł, aby chorzy doszli do zdrowia, jednak tak się nie stało. Cała czwórka umarła na jego oczach. Widział, jak biorą ostatnie oddechy, słyszał ich ostatnie słowa. Zrobił za mało? Może mógł zrobić cokolwiek, aby ich uratować, jednak nie wybrał tej ścieżki? Miał być medykiem, leczyć i przywracać koty do zdrowia, zamiast odbierać im życia. To była jego wina. Mógł starać się bardziej, skupić się tylko na chorych, a nie spędzać czas z rodziną. Popełnił błąd, który kosztował go aż cztery życia kotów.
Następną rzeczą, jaka zdarzyła się, była śmierć Wiśniowej Iskry. Niby kotka miała dużo księżyców na karku, jednak i tak jej odejście było dla kocura wielkim zaskoczeniem. Zostawiła go, tym samym powierzając mu rolę medyka. Nie zasługiwał na to, nie był gotowy. Potrzebował więcej czasu, jednak go nie dostał. Czy to oznaczało, że nauka starszej uczennicy spadła teraz na niego? Miał nadzieje, że nie. Już samo bycie medykiem obok starszej kocicy było dziwne, a tym bardziej by było dziwnie, jakby ten stał się jej mentorem. Rozmowa z Różaną Przełęczą również nie pomogła. Nie przyniosła cokolwiek, o czym by nie wiedział, a nawet dodała mu tylko obaw. Czemu myślał, że była to droga dla niego? Teraz widział, że nie jest to aż takie łatwe, jak przypuszczał. Siedzenie w legowisku medyka nie sprawiało, że złe emocje znikały, a wręcz odwrotnie. Wstał ze swego legowiska, jakby te parzyło jego futro i rzucając coś o tym, iż idzie zbierać zioła do Słoneczka, zmierzył w stronę wyjścia z obozu.
Potrzebował teraz oderwać się od swych myśli, odciąć się, chociażby na chwilę, a tylko jeden kocur umiał to sprawić. Potrzebował Pierzastej Łapy i chociaż wiedział, że nie spotka go na granicy, to i tak udał się w miejsce ich ostatniego spotkania. A co jeśli się pojawi? Co, jeśli Rumianek będzie mógł wtulić się w jego czarne futro i zapomnieć o wszystkich problemach, które go otaczają? Ruszył w stronę granicy z Klanem Wilka, mając nadzieję, że jego przyjaciel cudem znajdzie się w tym miejscu. Kiedy dotarł do Martwego Szlaku, to usłyszał czyjś głos. Bez większego zastanowienia, pobiegł w jego stronę, aby po chwili przekonać, iż źródłem tego głosu nie był jego przyjaciel, a ciemny samotnik, którego kiedyś spotkał kocur. Jego bok zdobiła duża rana, z która dalej krwawiła. Samotnik również posiadał kilka mniejszych ran, jednak nie tak niepokojących, jak ta rana na jego boku. Tylko, gdy zauważył on Rumianka, to swój wzrok pokierował na niego.
- Oh Rumianku. Jak ja cieszę, że Cię widzę! - Powiedział czarny kocur, rzucając lekki uśmiech, który zaraz zamienił się w grymas. - Spadłaś mi z nieba. Proszę, pomóż mi. Myślałem, że dam sobie z tym sam radę, jednak nie poszło zgodnie z planem.
Medyk musiał przez chwilę pomyśleć. Nie mógł zostawić tutaj kocura na pastwę losu. Nie to obiecał przed Klanem Gwiazdy i Wiśniową Iskrą. Westchnął cicho, po czym podszedł do kocura.
- Co tutaj robisz? Sądziłem, że zamieszkujesz dalsze tereny. - Zapytał medyk, dokładniej przyglądając się ranie samotnika. Wszystkie zioła, które potrzebował, posiadał w swym legowisku, co oznaczało tylko jedno. Aby pomóc nieznajomemu, musiał sprowadzić go do obozu, co mogło wiązać się z nie najprzyjemniejszą rozmową z mamą. - I co Ci się stało? To nie wygląda za najlepiej.
- Mała potyczka z samotnikami. Nic takiego strasznego. - Odpowiedział czarny kocur, co zdziwiło Rumianka.
- Nic takiego?! Spójrz na siebie. - Rumiankowe Zaćmienie znalazł się u boku samotnika i pomógł mu wstać. - Teraz jesteś w dobrych łapach, jednak musimy iść.
*****
Jak się spodziewał, Różana Przełęcz nie była zadowolona z tego, że Rumianek przyprowadził nieznajomego do obozu, jednak jakie miał inny wybór? Nie mógł go zostawić w miejscu, w którym go znalazł i wrócić do nieskutecznego poszukiwania Piórka. Nie mógł ponownie doprowadzić do śmierci kota przez to, że postawił siebie nad życiem innych. Kiedy wszedł do legowiska medyka, to zauważył, iż Słoneczna Łapa zajmowała się Kwiecistym Pocałunkiem, która podobno skarżyła się na bóle głowy, a na jednym z legowisk wypoczywała ruda kotka, którą zaangażowała w swe dziwne plan przywódczyni. Uczennica medyka rzuciła mu tylko zdziwione spojrzenie, jednak po chwili powróciła do swej pacjentki.
- Połóż się tu, a ja zaraz wrócę z ziołami i zajmę się tobą. - Powiedział szylkretowy kot, a ogonem wskazał na jedno z legowisk. Gdy kocur zajął wskazane przez niego miejsce, to poszedł on po potrzebne zioła. Po chwili wrócił i zadbał o wszystkie rany samotnika, przy okazji z nim rozmawiając. Właśnie z tej rozmowy dowiedział się, że czarny kocur zwie się Widmo, co mogło być dobrym rozpoczęciem ich znajomości.
Dni mijały, a z nimi przychodziło zainteresowanie Klanem Burzy przez Widmo. Rumiankowe Zaćmienie do końca nie wiedział czemu ten, postanowił się zainteresować tak dziwną społecznością i odrzucić to, iż mógł żyć, gdzie zechce i zwiedzać nowe tereny. Może możliwość stabilizacji to było coś, co zaważyło na decyzje kocura? Była to jedna z możliwości. Takim sposobem czarny samotnik wylądował na dywaniku u Różanej Przełęczy, gdzie siedział dość długo. Zmartwiło to medyka. O czym tak długo mogli rozmawiać? Przecież to miała być to prosta rozmowa. Jego rozmyślania zostały przerwane przez Widmo, który właśnie wchodził do legowiska z wielkim uśmiechem. Czy to znaczyło, iż spotkanie pobiegło po jego myśli? Dzień później kocur został mianowany przez Różaną Przełęcz na ucznia, a jego mentorką została Ziębi Trel. Widmo również postanowił zachować swe stare imię.
Wyleczeni: Kwiecisty Pocałunek, Koniczynowa Łąka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz