podczas pory nagich drzew, przed karnym imieniem Śnieżnej Łapy
Zmierzyłem Ucznia Śnieżną Łapę chłodnym spojrzeniem. Zapytał, czy pomogę mu w zbieraniu „ziół”. Nie wiem czym są te zioła. Poza tym, powiedział to takim tonem, jakby był załamany moją osobą. Czuję więc irracjonalną chęć odmowy. Z drugiej jednak strony ciekawi mnie, czym są te zioła i dlaczego Śnieżna Łapa ich szuka. Zgubił je? A może to one się zgubiły? A może…
- Dobrze. – miauknąłem po chwili.
Uczeń Śnieżna Łapa wydaje się lekko zdziwiony moją odpowiedzią.
- No, to chodź.
Odwrócił się i poszedł przed siebie w głąb lasu. Ruszyłem za nim.
- Co to są „zioła”? – spytałem.
Biały kocur spojrzał na mnie dziwnie; zrozumiałem, że pojęcie ziół powinno być mi znane, co więcej, prawdopodobnie jest dość podstawowe.
- Wiesz, to takie…rośliny lecznicze; na ból brzucha, na rany i tego typu…
- A jakbym nie miał łapy i zjadł dużo tych „ziół” to odrosłaby mi łapa?
Uczeń Śnieżna Łapa, nadal nie zatrzymując się, zmrużył oczy.
- Emm…nie, oczywiście że…
- A jak zjadłbym więcej to byłbym nieśmiertelny?
- Nie, to tak nie działa!
Śnieżna Łapa zatrzymał się.
- Słuchaj…mógłbyś przestać zadawać takie pytania i skupić się? Muszę znaleźć zioła, które pozwolą mojemu Klanowi przetrwać. Nie wiem czy to rozumiesz, ale…
Zdaje się że zrobiłem coś nie tak. Tylko co? Te pytania były absolutnie logiczne, nie wiem co tak zdenerwowało Ucznia Śnieżną Łapę…
- Jak wyglądają zioła? – przerwałem, patrząc prosto na niego.
- To…zależy, my szukamy na przykład gwiazdnicy… - biały kociak spojrzał na mnie, widząc że nie do końca rozumiem. - …wiesz co, po prostu znajdź mi roślinę o grubych liściach i białych kwiatach.
- A co to robi?
- Leczy się tym biały i zielony kaszel.
Zamrugałem niepewnie.
- To się wącha?
- Nie, to jest do jedzenia.
- A jak zjem tego dużo, to…
- Nie!
Zaczęliśmy szukać. Uczeń Śnieżna Łapa znajdował różne kwiatki, liście i rośliny, które prawdopodobnie również były ziołami. Ja szukałem rośliny. Grube kwiatki, białe liście. Albo na odwrót. Zajęło mi to naprawdę dużo czasu, naprawdę się zaangażowałem, całkowicie skupiłem się na zadaniu, aż w końcu…znalazłem.
- Szczypiorku… - Śnieżna Łapa westchnął głośno. – To…nie są gwiazdnice pospolite.
Stałem przed nim, trzymając w pysku sporą kępkę trawy, razem z korzeniami. Upuściłem ją na ziemię.
- To niby co to jest?
Biały kociak wahał się chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć. W końcu odezwał się.
- Wiesz co? Ja zajmę się twoim…znaleziskiem, a ty – wskazał głową na małą stertę innych ziół – tamtym. Przeniesiemy to kawałek, a potem sobie poradzę.
Przekręciłem głowę na bok. Wydaje mi się, że Uczeń Śnieżna Łapa traktuje mnie z pewną pobłażliwością, jakbym nie rozumiał podstawowych spraw, jak…zbieranie ziół. Wziąłem do pyska małą stertę ziół i podążyłem za białym.
- Dziękuję za pomoc, Szczypiorku. – Śnieżna Łapa rzucił na pożegnanie.
Rozdzieliliśmy się.
Teraz znowu jestem sam. Gwiazdnica pospolita, tak? Jeszcze ją dorwę… To wszystko ich wina. Głupie białe liście…kwiaty. Kiedyś się policzymy… Doszedłem do irracjonalnego wniosku, że gwiazdnice pospolite są przyczyną wszystkich nieszczęść w moim życiu. Co prawda jak na razie przeżyłem jedno nieszczęście, ale…jednak. Moim celem stała się zemsta
– która już niedługo się dopełni.
***
Kilka dni później, Śnieżna Łapa szedł przez las – nie jestem pewien co konkretnie robił, może znowu szukał ziół. Widziałem go dokładnie. Zawsze wszystko widzę. Wyszedł zza drzewa, a jego oczom ukazała się średnich rozmiarów, idealnie ułożona sterta gwiazdnicy pospolitej. Zajęło mi…kilka dni znalezienie ich wszystkich, zwłaszcza, że jeszcze niedawno ziemia była porośnięta „zimnym białym mchem”…ale zemsta wreszcie się dopełniła. Moja matka jest jak ten biały mech; zimna, puchata i raz jest a raz jej nie ma… Może by się zaprzyjaźnili? Uczeń Śnieżna Łapa rozejrzał się dookoła. Nikogo nie zobaczył.
[585 słów]
[przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz