Dzięki naukom Mętnego Zawilca szylkretka z każdą kolejną kwadrą z coraz to większą łatwością wdrapywała się na drzewa. Jeszcze do końca nie udało jej się zrozumieć tego jak poprawnie powinna schodzić, ale z wspinaczką nie miała już problemu. Tak też kiedy mentorzy, jej i jej siostry, nakazali im wspinać się na drzewo, Naparstnicowa Łapa niemal natychmiast przystąpiła do działania. Dotarła na gałąź, na której na dłużej przycupnęła i zaczęła się z zachwytem rozglądać po terenach.
Minęło kilka uderzeń serca, aż w końcu i liliowa wdrapała się na gałąź. Mimo, że Naparstnica obdarowała ciepłym uśmiechem siostrę, ta nie podzielała jej entuzjazmu. Gdyby Naparstnica była mądrzejsza, zrozumiałaby, że Makowa Łapa jej unika od dłuższego czasu. Jednak według kotki nie widywały się zbyt często, ponieważ siostra wzięła sobie rady wszystkich kotów i zaczęła trenować na poważnie. Była z niej taka dumna, że to jej ukochane strachajło bardzo się starało, aby przestać się bać.
— J-ja idę dalej...
— Dalej? O tam, na samą górę? — zadarła łebek ku górze. Podniosła się z siadu i zbliżyła się powoli do swojej siostry, która starała się przemieścić jeszcze wyżej. Mak nie odpowiedziała, skupiła się na tym, by nie spaść.
Pod ciężarem dwóch kotek gałąź zaczęła się lekko gibać, na całe szczęście nie było mowy, aby pękła. Makowa Łapa odepchnęła się łapami od gałęzi i zaczęła wdrapywać się jeszcze wyżej. Pięła się coraz wyżej, a Naparstnica nie chcąc pozostać w tyle, sama również uczepiła się łapami kory.
— Jestem z ciebie taka dumna Raczku! — odezwała się z dołu, stawiając łapę za łapą, co jakiś czas zatrzymując się, aby nie znajdować się zbyt blisko znajdującej się przed nią kotki — Będziesz wspaniałym dzikusem, to znaczy Wilczakiem! Ej, zwolnij! — krzyknęła, dostrzegając jak kocica z pnia przeskakuje na jedną z odnóg i kieruję się na kraniec gałęzi
Nie rozumiała gdzie jej siostrze się spieszyło, aż tak bardzo chciała wspiąć się na sam czubek drzewa? Naparstnica sama by również się z chęcią wspięła, ale pozostawał jeden problem. Jak one by wtedy zeszły? Były młode, niedoświadczone, a upadek z takiej wysokości skończyłby się dla nich tragicznie. Poranny Zew raczej by nie zostawił swojej uczennicy na drzewie, ale Mętny Zawilec? Kto wie. W końcu już raz jej groził, a groźba w końcu mogła się spełnić.
— Raczku myślę, że nie powinnyśmy się tak wysoko wdrapywać... — miauknęła przyglądając się jak jej siostra przeskakuje z jednej gałęzi na drugą. Wstrzymała na moment oddech, w obawie, że liliowa mogłaby się puścić jej, ale nic takiego się na szczęście nie stało.
— N-nie musisz przecież za mną iść — odezwała się żółtooka spoglądając na szylkretkę jakoś tak dziwnie zdaniem kotki o morskich oczach
Kotka nie umiała odgadnąć tego o czym myślała jej siostra.
— A to dlaczego? Mamy przecież wspólny trening, więc to chyba normalne, że idę za tobą... Och! Spójrz jaka Zewik jest malutka! Wygląda jak kociak. A jest przecież wojownikiem i córką wspaniałej Szałkal! Zazdroszczę ci mentorki. Też bym chciała, aby córka liderki mnie uczyła. Albo jakiś mistrz, tylko byleby nie partner naszego taty. Wilcza by się nadała... A nie Zawilc, mphm! On tylko mi grozi, że mnie na drzewie zostawi. A niech tylko spróbuje, to go przodkowie pokarają za to! — Zmarszczyła mordkę spoglądając spod przymrużonych powiek na Mętnego Zawilca, znajdującego się u podnóża drzewa
<Mak?>
[533 słów]
[Przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz