To prawda, że mianowanie Rusałki i Biedronki było dla niej niemałym zaskoczeniem. Jednak jeszcze bardziej zaskoczył ją fakt, że po mianowaniu ze żłobka zniknęły nie dwie, a trzy kotki - okazało się bowiem, że Pszczela Duma nie zamierzała zostać tam ani chwili dłużej, mimo, że Morze i Piórolotek wciąż potrzebowali matczynej opieki. Lecz stało się! Szylkretka powróciła do obowiązków wojownika i nikt nawet nie sugerował jej, żeby niańczyła obce kocięta przez dodatkowe dwa księżyce.
Morze była bardzo świadoma tego, że nie dzieli ze swoją rodziną chociażby najmniejszej kropelki krwi, a jednostki takie jak Makowe Pole i Biedronka dokładały wszelkich starań, aby przypadkiem o tym nie zapomniała. Lecz mimo tej świadomości nie mogła wyzbyć się żalu, tęsknoty, a także swego rodzaju uczucia porzucenia. Czy Pszczela Duma w ogóle nie czuła w stosunku do niej żadnego rodzicielskiego uczucia? Czy każde przytulenie, trącenie i karmienie było dla niej niczym więcej jak przykrym obowiązkiem, który wypełniała jedynie dla dobra klanu? Mroczne myśli kłębiły się w głowie kocięcia, a im dłużej nad tym myślało, tym bardziej markotne się stawało.
Nie do końca komfortowo czuła się w obecnej sytuacji nie tylko z powodu odejścia Pszczelej Dumy, ale także z powodu dwóch kotów, które w żłobku pozostały - Piórolotka i Kawczego Serca. Dotychczas ich obecność kompletnie jej nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, całkiem polubiła czarną kotkę. Uwielbiała, gdy ta pokazywała kociakom swoją barwną kolekcję piór, była jej też wdzięczna za to, że zaopiekowała się jej bratem - lecz to tyle. Kawcze Serce jawiła się jej w głowie jako fajna ciotka, z którą nie łączyło ją jednak zbyt wiele. Mimo niepodważalnej sympatii, którą darzyła wojowniczkę, to nie jej narzuciła rolę swojej matki. A teraz wyglądało to tak… jakby Kawcze Serce miała tą rolę przejąć.
Do Piórolotka też czuła niechęć. Pewnego dnia zagadnęła go i próbowała opowiedzieć mu, jak bardzo smutno jej jest z powodu Pszczelej Dumy, na co Piórolotek odpowiedział, że go ta sytuacja bardzo cieszy, ponieważ Makowe Pole nie będzie tu już przychodzić. Co za bezczelność i brak empatii! Nawet nie próbował jej pocieszyć! Ta rozmowa tak wzburzyła Morze, że jedyne co była w stanie zrobić, to rzucić w brata kilkoma niepowiązanymi ze sobą wyzwiskami, a następnie ukryć się w kącie i schować pyszczek pod mchem w bardzo obrażony sposób.
Oprócz tego, Morze zaczęła dostrzegać między sobą a Piórolotkiem pewne… podobieństwa. Dotychczas nie zdawała sobie z tego sprawy, ale ostracyzm ze strony Biedronki i Makowego Pola skutecznie sprawił, że własny brat zaczął jawić się jej jako ktoś gorszy. Oczywiście, nigdy nie znęcała się nad nim tak, jak inne członkinie jej rodziny, lecz czasem przyłapywała się na tym, że stroni od jego towarzystwa. Z początku wywoływało to u niej wyrzuty sumienia, jednak szybko zaczęła usprawiedliwiać takie zachowanie logiką i racjonalnością - w końcu zadawanie się z Piórolotkiem mogło skończyć się gniewem i pogardą mizoandrystycznego grona, a Morze była tylko małym, bezsilnym kociakiem i nie mogła pozwolić sobie na popadnięcie w niełaskę! I tak, z pomocą wymówek i sprzyjającego otoczenia, dzień po dniu ta niechęć rosła, aż w końcu Morze Piórolotka widziała jako kogoś, z kim oczywiście można się pobawić, ale kto jest słaby i żałosny, kto powinien być wdzięczny za najmniejszy nawet przejaw empatii, a przede wszystkim jest odrzucony. Coraz częściej zgadzała się na robienie mu niemiłych psikusów, na czynienie z niego worka treningowego podczas brutalniejszych zabaw, a gdy ze strony Biedronki padały w jego stronę niesamowicie niemiłe epitety, Morze milczała.
Te poczucie wyższości nie trwało jednak długo, bo wraz z odejściem Pszczelej Dumy, Morze poczuła się taka sama - odrzucona. Nie była kocurem, nie była słaba i drobna, nie była niemową i popychadłem, więc w jaki sposób zawiniła? Czy gdyby sprawowała się lepiej, jej “matka” poświęciłaby jej jeszcze trochę czasu? Czy obowiązki wojownika mogłyby poczekać na rzecz odrobiny rodzicielskiej miłości? Morze na każde takie pytanie odpowiadała w swojej głowie twierdząco, a następnie za takowy bieg wydarzeń obwiniała wszystko i wszystkich, w tym siebie. I Piórolotka. Bo może gdyby się nie urodził, albo urodził się kotką, to Makowe Pole zaakceptowałaby Morze jako swoją córkę!
I z takimi właśnie przemyśleniami w głowie grzebała pazurami w ziemi, wyrysowując między brązowymi grudkami wyjątkowo szpetne kocie bohomazy. Od czasu do czasu rzucała spojrzenia na Piórolotka, który zajmował się czymś równie interesującym po drugiej stronie żłobka. Za każdym razem, gdy jej oczy skupiały się na jasnym futrze, czuła wzbierającą w klatce piersiowej irytację i agresję, po czym natychmiast kierowała wzrok w inną stronę. Ach, nie mogła na niego patrzeć! Chciała jak najbardziej się od niego zdystansować, chciała zrobić wszystko, by jej status “Odrzuconej” nie miał nic wspólnego z jego statusem “Odrzuconego”. Czując, że tym razem jej zdenerwowanie osiąga zbyt duże rozmiary, by mogła je spokojnie opanować, wstała i energicznym krokiem ruszyła w kierunku wyjścia ze żłobka. I była już bardzo blisko, gdy nagle czarny ogon spadł jej na oczy i zasłonił widok, jednocześnie zagradzając drogę.
— A ty gdzie się wybierasz, urwisie? — zagadnęła przyjaźnie Kawcze Serce.
Morze zdążyła już zapomnieć o jej obecności, więc czerń futra wojowniczki spadła na jej wizję niczym grom z jasnego nieba. Gdy jednak już zorientowała się, z kim ma do czynienia, poczuła, jak jej irytacja jedynie wzrasta.
— Wypuść mnie! — miauknęła bardzo groźnie i stanowczo. Jednakże na licu Kawczego Serca zagościł nie strach przed gniewem Morza, a troska i zmartwienie.
— Czy coś się stało? Jesteś ostatnio taka smutna… — Nim się zorientowała, Kawcze Serce była tuż przy niej i bardzo intensywnie wciągała jej zapach. — Na szczęście nie pachniesz chorobą… Coś cię trapi?
— Nic mnie nie trapi! — krzyknęła koteczka, nawet nie zdając sobie sprawy, że jej krzyki wcale nie brzmiały groźnie, a zabawnie i nieco żałośnie. Nie zamierzała tej… tej Matce Odrzuconych zdradzać, jak się czuje! — Jestem bardzo chora! Boli mnie ząb i to od kilku dni!
— Boli cię ząb? — przejęła się Kawcze Serce. — Urwisie, czemu nic nie mówiłaś… Chodź, pójdziesz ze mną do medyków, dobrze? — Na jej pysku malował się ciepły uśmiech, który Morze jednocześnie ukoił, jak i jeszcze bardziej rozsierdził. Co prawda rzeczywiście bolał ją ząb, a wizyta u medyka była dobrym pomysłem, lecz wspomniała o tym tylko po to, by Kawcze Serce dała jej spokój! Nie miała ochoty nigdzie z nią iść!
Jednak nim Morze zdążyła zaprotestować, wojowniczka zarzuciła jej ogon na grzbiet, po czym trąciła ją przyjaźnie nosem, aby zachęcić kotkę do wyjścia. Czy tego chciała czy nie, mozolnie wyszła na zewnątrz z opiekunką u boku.
<Kawcze Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz